Wszystkie grzechy Adama Glapińskiego. Co koalicja zarzuca szefowi NBP?

Premier Donald Tusk zapowiedział we wtorek 19 marca, że wniosek o postawienie prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu zostanie złożony "w najbliższych dniach". Szef KPRM - już w środę - doprecyzował, że decyzji w tej sprawie należy spodziewać się "w ciągu kilku godzin", a poseł KO Marcin Bosacki pokazał w mediach społecznościowych zdjęcie wniosku i podpisów grupy parlamentarzystów. Jakimi argumentami przeciwko szefowi banku centralnego dysponuje koalicja rządząca i co konkretnie mu zarzuca? Czy zarzuty te są dobrze umotywowane, czy cała sprawa ma charakter czysto polityczny? Porządkujemy fakty w tej sprawie.

- Wniosek o Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego jest przygotowany i gotowy, zostanie złożony w najbliższych dniach - powiedział Donald Tusk na konferencji prasowej 19 marca. Te słowa nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że obecny obóz rządzący chce rozliczyć prezesa NBP, chociaż przez pewien czas wydawało się, że Koalicja 15 października "zaparkowała" ten pomysł, a emocje wokół szefa banku centralnego wyciszyły się.

A temperatura tych emocji była kiedyś bardzo wysoka. Przed wyborami parlamentarnymi Donald Tusk nie przebierał w słowach, mówiąc wprost na jednym z wieców wyborczych o "wyprowadzeniu" Adama Glapińskiego z NBP, dodając, że jest on nie tylko "niekompetentny", ale też "nielegalny". Później retoryka przedstawicieli obozu rządzącego nieco złagodniała. O ile ten drugi przymiotnik przestał pojawiać się w wypowiedziach członków rządu czy posłów sejmowej większości, to zarzut niekompetencji zaczął być podnoszony coraz częściej, a z czasem dołączyły do niego także oskarżenia o niegospodarność, upolitycznienie czy celowe wprowadzanie w błąd organów władzy państwowej.

Reklama

Czy wszystkie te zarzuty mają mocne podstawy i faktycznie mogą stać się dobrym powodem, by Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej - która jako pierwsza będzie rozpatrywać wniosek o Trybunał Stanu dla prezesa NBP po tym, jak wniosek ten wpłynie już do Sejmu - uznała, że Adam Glapiński musi być pociągnięty do odpowiedzialności? Podsumujmy oskarżenia wysuwane pod adresem szefa banku centralnego przez Koalicję 15 października.

Upolitycznienie decyzji i wypowiedzi prezesa NBP

- Bardzo często decyzje podejmowane (...) przez prezesa Glapińskiego miały charakter działalności czysto partyjnej, na rzecz partii, która wtedy sprawowała władzę; nie miały nic wspólnego z interesem polskiej gospodarki ani z zadaniami NBP - to słowa szefa Kancelarii Premiera Jana Grabca do dziennikarzy w Sejmie z 20 marca (cytat za PAP Biznes). Grabiec dodał, że Adam Glapiński zajmował się "pomocą partii, z której się wywodzi" - a więc Prawu i Sprawiedliwości, nie spełniając tym samym standardów apolityczności i apartyjności. 

Nie tylko szef KPRM zajął stanowisko w sprawie Adama Glapińskiego i jego postawienia przed Trybunałem Stanu. Jak się okazuje, podpisy pod wnioskiem już są zbierane. 

"Podpisałem wniosek o Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego, szefa NBP - za manipulacje i osłabianie kursu złotego, za wyższą niż w całej UE inflację, za bezprawne działania w pandemii, za upartyjnienie niezależnego urzędu" - napisał w serwisie X (dawniej Twitter) poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Bosacki. 

Obserwatorzy często zwracali uwagę na fakt, że podczas swoich comiesięcznych briefingów prasowych Adam Glapiński nie krył swoich sympatii politycznych. Kiedy pod koniec 2021 r. inflacja zaczynała coraz bardziej dawać się konsumentom we znaki, prezes NBP mówił o "polskim cudzie gospodarczym", zapewniał, że sytuacja ekonomiczna Polski jest najlepsza od czasów rozbiorów, a zasobność portfeli Polaków i tak rośnie szybciej niż ceny. Takie wypowiedzi, zdaniem wielu komentatorów, były mało zawoalowaną pochwałą sposobu prowadzenia polityki gospodarczej przez rząd Mateusza Morawieckiego, a przecież apolityczny prezes NBP powinien od takich laudacji się powstrzymywać.

O upolitycznieniu działań prezesa NBP publicyści mówili także po tym, jak we wrześniu 2023 r., a więc na krótko przed wyborami parlamentarnymi, Rada Polityki Pieniężnej zaskoczyła rynek skalą cięcia stóp - o całe 75 pkt bazowych - co wywołało wówczas spore osłabienie złotego. Zwracano uwagę na fakt, że był to w istocie kampanijny podarunek od NBP dla rządu PiS, bo na tak dużą obniżkę stóp procentowych było za wcześnie. Inflacja wynosiła wówczas 10,1 proc. (odczyt z sierpnia'23), a więc ponad cztery razy tyle, co punktowy cel NBP (2,5 proc.). 

Ekonomiści wskazywali, że sprowadzenie jej do tego celu tak, aby nie dotknęła go tylko przejściowo, a na dobre tam zakotwiczyła, będzie trudne. Mimo to po obniżce wrześniowej nastąpiła kolejna, w mniejszej skali - o 25 pkt bazowych w październiku (także przed wyborami, które odbyły się 15 października, podczas gdy decyzja RPP została ogłoszona 4 października). Wielu analityków zastanawiało się, czy po tym, jak okazało się, że PiS przegra wybory, NBP wykona woltę - i tak się stało. 

Na listopadowym posiedzeniu RPP nie kontynuowała obniżek stóp i w tej kwestii nic nie zmieniło się do tej pory - a prezes Glapiński coraz częściej w swoich wystąpieniach zaczął wskazywać na utrzymujące się czynniki niepewności związane z polityką fiskalną nowego rządu czy uporczywość inflacji bazowej utrudniającej sprowadzenie inflacji do celu.

Wreszcie, przeciwnicy Adama Glapińskiego podnoszą, że mimo swojej deklarowanej apolityczności "przygarniał" do zarządu NBP kolejnych nominatów PiS - wiceprezesa tej partii Adama Lipińskiego, wiceszefa kancelarii prezydenta Dudy Pawła Muchę (z którym zresztą później prezes popadł w konflikt) czy wiceministra w kilku resortach w rządzie Mateusza Morawieckiego - Artura Sobonia.

Niekonsekwencja i niespójna komunikacja z rynkiem

Krytycy prezesa NBP zwracają także uwagę na niekonsekwencje w podejmowanych przez niego decyzjach i chwiejność w wypowiedziach, mające fundamentalne znaczenie dla kondycji złotego czy postrzegania Polski przez rynki finansowe. Komunikacja prezesa banku centralnego z rynkiem jest bowiem niezwykle istotna i powinna być prowadzona w sposób wyważony. 

Adam Glapiński potrafił we wrześniu 2021 r. powiedzieć, że "podniesienie stóp byłoby szkolnym błędem" (działo się to w czasie, gdy inflacja konsekwentnie rosła, docierając do poziomu 5,5 proc.) - a w październiku RPP pod jego przewodnictwem podniosła stopę referencyjną o 0,4 pkt proc., do 0,5 proc. Sam prezes mówił potem, że chciał "zaskoczyć rynki", co nie przysłużyło się wiarygodności polityki pieniężnej. 

Nie brakowało wówczas argumentów, że w momencie, kiedy rosnąca inflacja zaczęła stawać się realnym problemem dla obozu rządzącego, prezes NBP nagle zmienił optykę i rozpoczął zwalczanie wzrostu cen poprzez podwyżki stóp. Ta niekonsekwencja, przekonują przeciwnicy Glapińskiego, jest więc związana z tym, że nie jest on w swoich działaniach apolityczny.

Wprowadzenie organów państwa w błąd

W sierpniu 2023 r., kiedy rząd Mateusza Morawieckiego przygotowywał założenia budżetu państwa na 2024 r., prezes NBP poinformował ówczesną minister finansów Magdalenę Rzeczkowską, że NBP zakończy 2023 r. z zyskiem i w związku z tym zasili państwową kasę wpłatą rzędu 6 mld zł. Ale już pod koniec ubiegłego roku w mediach zaczęły pojawiać się informacje wskazujące na to, że bank centralny zamiast zysku odnotuje potężną stratę

Faktem jest, że strata ta była wynikiem ponadprzeciętnego umocnienia się złotego w końcówce roku, co spowodowało spadek wartości rezerw walutowych posiadanych przez NBP. Czy jednak bank centralny z ostrożności nie powinien był zasugerować resortowi finansów, że sytuacja na rynku walutowym jest dynamiczna i lepiej założyć, że NBP nic nie wpłaci do budżetu? Taką opinię wyraził członek RPP Ludwik Kotecki, który w swojej karierze zawodowej pracował także właśnie w ministerstwie finansów. - Było zawsze tak, jak byłem w ministerstwie przez wiele lat, że NBP pisał nam, że zysk może będzie, może nie będzie. Najbardziej właściwą rzeczą na tym etapie byłoby wpisanie zera - mówił.

Po zmianie władzy w Polsce i objęciu sterów przez gabinet Donalda Tuska założenie wpłaty 6 mld zł zysku NBP do państwowej kasy wpisał do swojego projektu ustawy budżetowej nowy minister finansów - Andrzej Domański. Niedługo potem dowiedział się, że tego zastrzyku gotówki nie dostanie.

Nieprawidłowości związane z raportem finansowym NBP za 2023 r.

Najnowszym zarzutem pod adresem Adama Glapińskiego są domniemane "istotne problemy" w procesie sporządzania i oceny sprawozdania finansowego polskiego banku centralnego za 2023 rok. 

Wiadomość, że z raportem finansowym NBP może być coś nie tak, dotarła do opinii publicznej zaledwie dzisiaj, 20 marca. Wszystko zaczęło się od tego, że Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej, poinformował w serwisie X, że on sam i dwoje innych członków RPP - Przemysław Litwiniuk i Joanna Tyrowicz - domagają się od Adama Glapińskiego zwołania dodatkowego posiedzenia tego gremium. Kotecki zamieścił na swoim profilu pismo wystosowane w tej sprawie. W piśmie tym czytamy, że niektórzy członkowie zarządu NBP przekazali członkom Rady informacje o "istotnych problemach w procesie rzetelnego sporządzenia i oceny rocznego sprawozdania finansowego NBP za 2023 r., w tym braku wyjaśnień niektórych wątpliwości i przedstawienia stosownych dokumentów". 

"Trafiają do mnie i innych członków Rady materiały i opisy sytuacji oraz zjawisk, które przynajmniej niepokoją" - tak opisała tę sytuację w serwisie LinkedIn Joanna Tyrowicz. Według serwisu money.pl, źródłem informacji, które niepokoją troje członków RPP, mogą być maile członka zarządu NBP Pawła Muchy, skonfliktowanego z prezesem Glapińskim.

O ile jest to świeża informacja, to te nowe zarzuty z pewnością nie zostaną pominięte przez Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej, która - przypomnijmy - jako pierwsza będzie opiniować wniosek o Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego.

Wniosek ten póki co nie wpłynął jeszcze do Sejmu, chociaż 20 marca rozpoczęło się dwudniowe posiedzenie izby niższej polskiego parlamentu - wynika z porannej wypowiedzi marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Jednocześnie szef KPRM poinformował, że decyzji ws. złożenia wniosku można się spodziewać w ciągu najbliższych godzin.

Wstępny wniosek w sprawie postawienia prezesa NBP przed Trybunałem Stanu może złożyć w Sejmie prezydent, co najmniej 115 posłów lub sejmowa komisja śledcza. Następnie wniosek ten trafia do sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Komisja przedstawia Sejmowi sprawozdanie z prac wraz z wnioskiem o pociągnięcie do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu lub o umorzenie postępowania.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »