Konsumenci kontra Big Tech. Bitwa o prawo do naprawy sprzętu

Giganci technologiczni tacy jak Amazon, Apple, Google, Microsoft czy Samsung nie są zainteresowani zwiększeniem uprawnień konsumentów w dziedzinie napraw uszkodzonych urządzeń elektronicznych. Zdarza się, że naprawa sprzętu jest niemożliwa, gdyż elementy są tak mocno przyklejone do obudowy, że otwarcie urządzenia niszczy je. Po stronie konsumentów staje Biały Dom i Unia Europejska.

Raport w sprawie sporu o prawa konsumenta przygotował Bogdan Maioreanu, analityk rynkowy i komentator eToro. Przywołał on wyniki badań opublikowane przez Eurobarometr. Okazuje się, że 77 proc. obywateli Unii Europejskiej wolałoby naprawiać swoje urządzenia niż je wymieniać, a 79 proc. uważa, że producenci powinni być prawnie zobowiązani do ułatwiania naprawy urządzeń cyfrowych lub wymiany ich poszczególnych części.

Prawo i polityka

Lina Khan, nowa przewodnicząca amerykańskiej Federalnej Komisji Handlu (FTC), podczas przesłuchania przed podkomisją ds. Ochrony Konsumentów i Handlu oświadczyła, że agencja rozważa zmiany legislacyjne w celu "zakończenia specjalnej ochrony wybranych branż" oraz mocniejsze egzekwowanie przepisów prawa w odniesieniu do niektórych z największych światowych firm i ich platform.

Reklama

Oczekuje się, że FTC będzie teraz znacznie twardsza w stosunku do dużych spółek technologicznych. Komisji znane są raporty o rolnikach zmuszanych do korzystania z hakerów, aby ich ciągniki i kombajny, posiadające skomputeryzowane systemy, mogły rozpoznawać wykorzystywane części zamienne. Małe warsztaty naprawcze również narzekają na brak możliwości wymiany pękniętych ekranów w niektórych telefonach, ponieważ albo części zamienne są niedostępne, albo producent wymaga skomplikowanej procedury.

Pojawiają się również doniesienia o braku możliwości naprawy niektórych egzemplarzy sprzętu elektronicznego, gdyż elementy są tak mocno przyklejone do obudowy, że otwarcie urządzenia niszczy je.

Bogdan Maioreanu z eToro podkreśla, że firmy z grupy Big Tech, takie jak Amazon, Apple, Google, Microsoft czy Samsung, aktywnie walczą z propozycjami legislacyjnymi dotyczącymi prawa do naprawy, twierdząc, że zagrażają one ochronie własności intelektualnej i tajemnic handlowych, a w dodatku mogą "zmniejszać bezpieczeństwo urządzeń".

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Jednak prawdziwym powodem oporu przeciwko zmianom w prawie jest zapewne obawa przed utratą dochodów. Według Kyle'a Wiensa, prezesa firmy iFixit, linia biznesowa Apple’a zajmująca się naprawą iPhone'a może przynosić spółce od 1 do 2 miliardów dolarów rocznie. Nic więc dziwnego, że potentaci zniechęcają klientów do korzystania z usług niezależnych firm oferujących naprawę sprzętu.

Ofensywa Waszyngtonu i Brukseli

Eksperci eToro podkreślają, że społeczeństwo obywatelskie domaga się prawa do naprawy. Także dlatego, że dzięki niemu konsumenci będą w stanie oszczędzać więcej pieniędzy i bardziej dbać o cenne zasoby naturalne. Nawet współzałożyciel Apple, Steve Wozniak, powiedział, że popiera prawo do naprawy.

W następstwie dekretu wykonawczego podpisanego przez prezydenta Joe Bidena w sprawie promowania konkurencji w gospodarce amerykańskiej FTC jednogłośnie opowiedziała się za zwiększeniem egzekwowania prawa przeciwko restrykcjom naprawczym, które uniemożliwiają małym firmom, konsumentom, a nawet podmiotom rządowym naprawianie ich własnych urządzeń.

Od marcu tego roku także w Unii Europejskiej obowiązuje tzw. prawo do naprawy - dyrektywa, która nakazuje produkcję trwałego i łatwego do reperacji sprzętu AGD i RTV, a także dostarczanie punktom naprawy części zamiennych i dokumentacji pozwalającej na usuwanie usterek.

Producenci i importerzy sprzętu mają obowiązek udostępniania akcesoriów i komponentów, których wymiana nie wpłynie na bezpieczeństwo użytkowania, a do pewnego stopnia umożliwi konsumentom samodzielne naprawianie sprzętu. Zgodnie z regulacjami, części te muszą być dostępne przez co najmniej 7 lat od momentu zakończenia produkcji danego modelu. Prawo obejmuje m.in. lodówki, pralki, zmywarki i telewizory. Jak na razie pominięta w nim została tzw. mała elektronika - ekspresy do kawy, telefony komórkowe czy odkurzacze.

Europejskie Biuro Ochrony Środowiska szacuje, że wydłużenie żywotności smartfonów o zaledwie jeden rok pozwoliłoby zaoszczędzić 2,1 miliona ton ekwiwalentu CO2 rocznie, co przyczyniłoby się do walki z globalnym ociepleniem. Wyliczona wielkość ekwiwalentu CO2 odpowiada rocznej emisji gazu przez ponad 450 tysięcy samochodów.

Big Tech mnoży zyski

Trwająca pandemia zwiększa zyski największych firm technologicznych. Świadczą o tym bardzo dobre wyniki finansowe osiągnięte w drugim kwartale tego roku. W okresie kwiecień-czerwiec Amerykanie wydali 14 miliardów dolarów na gry wideo i powiązane produkty, co stanowiło wzrost o 2 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem. Przyrosty odnotowano w wydatkach na komputery osobiste, przechowywanie danych w chmurze, urządzenia mobilne i subskrypcje, a także na sprzęt i nie-konsolowe produkty VR. Warto pamiętać, że Apple 62 proc. przychodów z App Store wypracowuje właśnie dzięki transakcjom w grach mobilnych.

Bartosz Baran, analityk inwestycyjny, przypomina, że na Big Tech przypada ponad 20 proc. wartości nowojorskiego indeksu giełdowego S&P 500 oraz około 10 proc. światowego rynku akcji. Jego zdaniem, ta grupa spółek jest bardzo przewartościowana.

Analityk uważa, że wyceny firm takich jak Netflix, Tesla, Nvidia, czy Amazon są na "szalonych poziomach" - w długim terminie nie do utrzymania. Spółki Apple, Google czy Facebook mają rozsądniejsze kursy, jednak do neutralnych wycen też jest im daleko.  -Możliwe, że gdy dojdzie do poważnego kryzysu giełdowego, to spółki z tej drugiej grupy nie stracą 50-60 proc. swojej wartość, ale tylko 25-30 proc. Słabe to jednak pocieszenie - prognozuje Bartosz Baran.

O tym, że gwałtowne zmiany notowań w gronie Big Tech są możliwe przekonali się 30 lipca właściciele akcji Amazona, czyli giganta e-commerce. Spółka w trakcie jednej tylko sesji potaniała o ponad 7 proc. i do dziś nie odrobiła poniesionych wówczas strat. W efekcie majątek prezesa firmy, Jeffa Bezosa zmalał o 13,9 miliarda dolarów i stracił on tytuł “najbogatszej osoby na świecie". Akcje Amazona spadły po tym jak inwestorzy w raporcie firmy odnaleźli prognozę, że w nadchodzących kwartałach zanotuje ona spowolnienie sprzedaży.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: konsumenci | big-tech | sprzęt elektroniczny | naprawa AGD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »