Na rynkach dobry znak?

Tydzień na warszawskiej giełdzie rozpoczął się w dość minorowych nastrojach. Przez chwilę pod znakiem zapytania stanął los trwającej od 19 lutego tendencji wzrostowej.

Tydzień na warszawskiej giełdzie rozpoczął się w dość minorowych nastrojach. Przez chwilę pod znakiem zapytania stanął los trwającej od 19 lutego tendencji wzrostowej.

Jej korekta zaczęła przybierać na sile i obraz rynku uległ znacznemu pogorszeniu. Czwartkowa sesja rozwiała jednak wszelkie wątpliwości i zanegowała trzydniowy pesymizm inwestorów. Wzrosty były wręcz euforyczne. Przy bardzo dużych obrotach indeks największych spółek zyskiwał niemal 7%, a WIG prawie 6%. Optymizmem tryskały parkiety na całym świecie, ale nasz znów pozytywnie się na tym tle wyróżniał. Na szesnaście miesięcy, licząc od listopada 2007 r. do lutego 2009 r., bilans zaledwie trzech był dodatni. Poza trwającą od lutego do maja 2008 r. konsolidacją, dominowały w tym okresie silne spadki indeksów. Każda próba wzrostu kończyła się niepowodzeniem. Można już zacząć mówić o zniechęceniu inwestorów do rynku akcji. A to dobry znak. Marzec przyniósł wzrost indeksu największych spółek o ponad 10%. WIG zwyżkował o prawie 11%. Tak dużych wzrostów nie widzieliśmy od marca 2007 r. (znów marzec).

Reklama

Choć kwiecień dopiero się zaczyna i wiele się jeszcze może wydarzyć, to początek jest wielce optymistyczny. Drugi miesiąc wzrostów z rzędu mógłby rozbudzić nadzieje i przyciągnąć na rynek większą liczbę inwestorów. Obrona dołków indeksu szerokiego rynku z początku 2004 r. zdaje się przebiegać pomyślnie i atak na okolice 30 tys. punktów w przypadku WIG i 1800-1900 punktów w przypadku WIG20 zdaje się być całkiem prawdopodobny. Chociaż, nie wdając się w zawiłości analizy technicznej, byłbym bardziej przekonany o możliwości zakończenia bessy po jeszcze jednym teście dołków i dwu-trzymiesięcznej konsolidacji. Wówczas trwały ruch w górę miałby o wiele większe szanse powodzenia. Taka bessa, jaką przeżyliśmy, nie kończy się tak łatwo.

Najsilniejsze w marcu branże to banki, których indeks zyskał ponad 19%, budownictwo, zyskujące ponad 9% i telekomunikacja, której wskaźnik wzrósł o ponad 8%. Informatyka i przemysł spożywczy tym razem nie zachwyciły, ale i w ich przypadku widoczna jest konsolidacja dająca nadzieję na poprawę koniunktury.

Warto też zwrócić uwagę, że indeksy małych i średnich spółek zyskały znacznie więcej, niż wskaźniki szerokiego rynku i największych firm. mWIG40 zyskał ponad 12%, a sWIG80 aż ponad 14%. I w ich przypadku dało się zauważyć wzrost obrotów. Jeden miesiąc solidnego wzrostu niewiele jeszcze zmienia po trwającej od kolejnych 20 miesiącach bessy. Ale to już jakiś znak, być może wskazujący, że najgorsze już za nami.

Ostatnie dwie sesje tygodnia przyniosły prawdziwą euforię.

Czwartkowe wzrosty głównych indeksów po 6-7 proc. zostały przypieczętowane w piątek zwyżką w nieco mniejszej skali, ale za to przy bardzo wysokich obrotach. To z pewnością dowód wchodzenia go gry inwestorów zagranicznych. Koncentrowały się one na walorach zaledwie kilku banków. Ten wzrost obrotów oczywiście cieszy, ale zawsze w takich przypadkach rodzi się pytanie: dlaczego jedni uważają, że opłaca się kupować papiery drożejące z dnia na dzień po kilkanaście procent, a inni, którzy je przecież w tym samym czasie sprzedają, mają zupełnie inne zdanie. I kto będzie miał rację?

Europa

Sytuacja na europejskich parkietach stanowiła kalkę tego, co działo się w Stanach Zjednoczonych. Początek tygodnia przyniósł więc spore spadki indeksów. Próbowały one jednak zwyżek, przez pierwsze dwa dni raczej mało skutecznie. Zryw nastąpił dopiero w środę pod koniec dnia i był kontynuowany w euforyczny sposób w czwartek. Inwestorzy nie zwracali uwagi na niezbyt korzystne dane gospodarcze. Ich optymizm można było tłumaczyć nadziejami na wyniki szczytu G20, odbywającego się w Londynie. Jeśli chodziło o deklaracje dotyczące pompowania pieniędzy do światowej gospodarki, nadzieje te nie zostały zawiedzione. Czekanie na efekty tego procesu może nieść mniej optymizmu. Już w piątek indeksy nieco zredukowały swoje wartości. Bardzo dobrze radziły sobie parkiety naszego regionu. Węgierski BUX szybko odrobił straty z poprzedniego piątku i początku tego tygodnia. Podobna sztuka udała się także Czechom. Straty coraz bardziej dynamicznie odrabiał brytyjski FTSE, wychodząc górą z kilkumiesięcznej konsolidacji, co może wróżyć kontynuację wzrostu. Gdyby jeszcze pojawiły się lepsze wieści dotyczące tamtejszej gospodarki, szansa na taki scenariusz byłaby większa.

USA

Amerykańskie giełdy wciąż nadają ton wydarzeniom na innych światowych parkietach. Widać to było doskonale w ubiegłym tygodniu. Bardzo mocny poniedziałkowy spadek tamtejszych indeksów (i poprzedzająca go zniżka w poprzedni piątek) zmroziły nastroje na całym świecie i postawiły pod znakiem zapytania możliwość kontynuacji trwającej od początku marca zwyżki. Kolejne sesje przyniosły poprawę nastrojów, ale bilans tygodnia (licząc od czwartku 26 marca do czwartku 2 kwietnia) był bardzo mizerny. Dow Jones zyskał 0,7%, S&P500 1%, a Nasdaq zaledwie 0,2%. Zmienność indeksów na tym najbardziej dojrzałym z giełdowych rynków wciąż nie przestaje mnie zdumiewać. Ale to pewnie dlatego, że wciąż mam w pamięci powszechne dość opinie, głoszone nawet przez przedstawicieli władz naszej giełdy sprzed mniej więcej 15 lat, głoszące, że zmiany wartości indeksów o kilka procent w ciągu jednej sesji są czymś wręcz nieprzyzwoitym, oznaką niedojrzałości inwestorów. Ciekawe, czy teraz, obserwując 30-40 procentowe zmiany kursów amerykańskich gigantów finansowych, zmienili zdanie. Powody dość gwałtownych wahań nastrojów inwestorów za oceanem są wciąż te same.

Fatalne dane z rynku pracy, powracające wciąć obawy o sytuację banków i ich wyniki, krytyczny stan motoryzacyjnych gigantów. Liczba Amerykanów pozostających bez pracy i tracących ją ciągle rośnie i przybiera coraz większe rozmiary. Szefowie banków raz zapowiadają poprawę wyników, by za chwilę mówić co innego. Największe firmy motoryzacyjne, ikony amerykańskiej gospodarki ledwie się trzymają i przekonują, że nie dadzą sobie rady bez dziesiątków miliardów dolarów rządowej pomocy. Ale rząd lubiący banki nie pała sympatią do samochodowych koncernów. Ma świadomość, że wymagają poważnej restrukturyzacji, bez której będą tylko pożerać pieniądze podatników i niewiele z tego wyniknie. Szkoda, że amerykański rząd nie jest tak samo stanowczy wobec banków, bo im przede wszystkim należy się gruntowna reorganizacja. W każdym razie po sześciu kolejnych miesiącach spadków i dla amerykańskich inwestorów zaświeciło słońce. Po marcowych zmaganiach Dow Jones zyskał niespełna 550 punktów (w lutym stracił prawie 1000 punktów). Niewiele, zważywszy, że do rzadkości nie należą sytuacje, gdy więcej wskaźnik ten zyskuje (lub traci) w ciągu jednej sesji. Podobnie wygląda sytuacja bacznie obserwowanego przez zwolenników analizy technicznej indeksu Standard&Poors 500.

W marcu okazał się najmocniejszy, notując wzrost o 1%. Ale większość analityków twierdzi, że otwarta jest droga do pokonania przez ten wskaźnik magicznego poziomu 1000 punktów. Jego magia nie wynika tylko z psychologicznego znaczenia okrągłych liczb, ale też z tego, że znajduje się on w połowie czarnej świecy, utworzonej w pierwszym tygodniu października ubiegłego roku. W ciągu tych pięciu sesji indeks stracił 200 punktów. Czarna świeca nie powinna nam jednak zaciemniać obrazu, bo trzeba mieć świadomość, że obecna zwyżka trwa już wystarczająco długo i jest na tyle silna, że należy się spodziewać jej korekty. W dalszym ciągu zwraca uwagę dynamika wzrostu subindeksu Dow Jones Transport i względna słabość wskaźnika koniunktury firm użyteczności publicznej. To układ charakterystyczny raczej dla hossy a nie bessy.

Azja

Na giełdach azjatyckich bilans tygodnia wypada nieszczególnie. Indeksy niewiele zwiększyły swoją wartość. Pierwsze sesji były spadkowe, dopiero od środy zaczął się wzrost, ale ponieważ musiał odrabiać początkowe straty, nie był w stanie wynieść wskaźników zbyt wysoko. Japoński Nikkei zyskał jedynie 1,4%. Znacznie lepiej wygląda zdobycz w marcu, bo wciągu całego miesiąca indeks zyskał około 20%. O ile w tym horyzoncie wskaźnik wygląda bardzo dobrze, to patrząc z dłuższej perspektywy trudno o nadmierny optymizm. Próba odrobienia tegorocznych strat pewnie zostanie podjęta, ale czy atak na szczyt z początku roku zakończy się powodzeniem, wcale nie jest pewne. Na samym optymizmie, czerpanym z sytuacji na innych rynkach zbyt długo bazować się nie da. Fatalny stan japońskiej gospodarki, znacznie gorszy niż innych, musi znaleźć odzwierciedlenie na giełdzie. Wskaźniki nastrojów przedsiębiorców są na rekordowo niskim poziomie, nic więc nie zwiastuje poprawy, a tamtejsza

gospodarka znana jest z tego, że każdą recesję przeżywa długo i boleśnie.

Indeks giełdy w Hong Kongu

zachowuje się bardzo podobnie, jak jego japoński kolega. Znacznie lepiej radzi sobie natomiast wskaźnik parkietu w Seulu. Zdołał odrobić z mała nawiązką spadki z tego roku, ale do zanegowania najbardziej dynamicznej fali bessy z jesieni ubiegłego roku droga jeszcze bardzo daleka. Chińska giełda idzie tradycyjnie swoim rytmem. W mijającym tygodniu przeżywała spore wahania, ale taka już jej natura. Bilans lekko dodatni (1,5%). Ale gdy spojrzeć na cały marzec, jest już znacznie lepiej, indeks Shanghai B-share zyskał około 23%. Pewnie zaliczy jeszcze niejedną korektę, ale marsz przynajmniej do poziomu z lipca ubiegłego roku wydaje się być niezagrożony.

Rosja

Rosyjski RTS wiernie naśladował to, co działo się na światowych (czytaj amerykańskich) parkietach. Bilans tygodnia wyszedł niemal na zero. Marcowy wzrost jest całkiem pokaźny i sięga niemal 40%. W porównaniu z początkiem roku wskaźnik jest 124 punkty, czyli 20% na plusie. To spore osiągnięcie, patrząc z perspektywy sześciu miesięcy. Gdy sięgniemy pamięcią do maja ubiegłego roku, gdy wartość indeksu sięgała niemal 2500 punktów, wrażenie jest już mniejsze. Kłopoty rosyjskiej gospodarki i systemu finansowego mogą ujawnić się w każdej chwili w dość ostrej formie. A wówczas giełda może mocno ucierpieć. Pamiętamy nie tak dawne przerwy w jej działaniu, gdy emocje inwestorów były zbyt wielkie, by ryzykować utrzymanie ciągłości handlu przy cenach lecących w dół jak kamień. Sytuację może poprawiać lepsza koniunktura na rynku surowcowym. Jeśli cena ropy naftowej utrzyma się przynajmniej na dotychczasowym poziomie, ujawnienie problemów zostanie odroczone.

Rynek Walutowy

Dynamika zmian na światowym rynku walutowym wciąż jest dość duża. Po potężnym umocnieniu się dolara w ostatnim tygodniu marca, euro odrobiło połowę strat. Jeszcze 23 marca europejska waluta była warta niemal 1,37 dolara, a 30 marca już tylko 1,32 dolara. W piątek około południa kurs tej pary walut znajdował się niemal dokładnie w połowie tego przedziału, na poziomie 1,34 dolara. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że osłabienie wspólnej waluty jest nieuniknione. Na taki scenariusz wskazywała perspektywa obniżenie stóp procentowych w eurolandzie o 0,5 punktu procentowego. G dy okazało się, ku zaskoczeniu niemal wszystkich, że Europejski Bank Centralny zdecydował się na redukcję o 0,25 punktu procentowego, euro natychmiast się umocniło. Na wyjaśnienie tego, co się będzie działo między tymi dwoma kluczowymi walutami trzeba będzie trochę poczekać. Długoterminowa tendencja przemawia na korzyść dolara, w krótszej perspektywie jego umocnienie takie pewne wcale nie jest. Na zmianach na światowym rynku sporo zyskała nasza waluta. Końcówka poprzedniego tygodnia i początek mijającego, były dla złotego niepomyślne. W poniedziałek, 30 kwietnia za dolara trzeba było płacić niemal 3,6 zł. W piątek rano już tylko niecałe 3,3 zł. Różnica sięgająca 30 groszy, czyli około 8% w skali tygodnia to już całkiem sporo. Na tyle, by od piątkowego południa, doszło do niewielkiej korekty. Bardzo podobna była sytuacja naszej waluty w stosunku do euro. W poniedziałek za wspólną walutę trzeba było płacić ponad 4,7 zł, w piątek rano niespełna 4,4 zł. Z 3,12 zł do 2,88 zł staniał też frank i choć około południa w piątek kosztował 2,92 zł, to groźba przekroczenia poziomu 3 zł została chyba na pewien czas zażegnana. Naszej walucie pomaga fakt, że mimo obniżania prognoz wzrostu PKB przez międzynarodowej instytucje finansowe, nasza gospodarka prezentuje się na tle innych całkiem dobrze.

Prognozy na przyszły tydzień

Trwająca od kliku tygodni poprawa sytuacji na giełdach nabiera cech trwałości. Tendencja wzrostowa na warszawskiej giełdzie przeszła pomyślnie drugą z rzędu korektę, w trakcie której rodziły się już obawy związane z utrzymaniem się dobrej koniunktury. Dwie ostatnie sesje tygodnia zdecydowanie przechyliły szalę na korzyść kupujących akcje. Dynamika czwartkowych wzrostów była imponująca, a fakt, że w piątek, wbrew nienajlepszej atmosferze na europejskich parkietach, nie nastąpiła realizacja zysków, przemawia za siłą popytu. Trzeba liczyć się z korektą tych wzrostów w nadchodzącym tygodniu, jednak wszystko wskazuje na to, że mamy szanse na odrobienie tegorocznych strat.

Roman Przasnyski Główny Analityk Gold Finance

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: WIG | giełdy | znak | 19+ | jones | zapytania | bilans
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »