Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania: Wielkopolskie "tak" dla Europy

Wykorzystać siłę regionu i dzięki współpracy samorządów wzmacniać go gospodarczo, ale też politycznie - to zadanie powstałego w Wielkopolsce przed niespełna trzema miesiącami Stowarzyszenia "Kierunek Europa". O jego celach i zadaniach opowiada Interii jeden z jego założycieli, prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak.

Ewa Wysocka, Interia: Z jakiej potrzeby zrodziło się Stowarzyszenie "Kierunek Europa"? 

Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania: - Ono się zrodziło z rozmów z moimi kolegami, samorządowcami. Z wieloma gminami łączą nas więzi gospodarcze, realizujemy wspólnie różne przedsięwzięcia. Przykładem może być projekt kolei metropolitalnej, w który zaangażował się zarząd województwa, 40 gmin i 10 powiatów. Każdy z partnerów dokłada się do finansowania połączeń, które są bardzo potrzebne. Z takiego Wągrowca codziennie dojeżdża do Poznania, do pracy, ponad 7 tysięcy osób. 

Reklama

- Inny ważny projekt to sieć czujników jakości powietrza w szkołach na terenie Poznania i powiatu. Zamontowaliśmy je półtora roku temu i dzięki temu, po raz pierwszy, dysponujemy wiedzą, gdzie mamy największe zanieczyszczenia. To pozwala nam lepiej planować działania antysmogowe w skali metropolii. Jakość powietrza w jednej gminie wpływa przecież na tę w sąsiedniej. 

Przekaż 1% na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ

Czyli nie tylko dbanie o interes własny ale też sąsiada...

- Chodzi nam o to, żeby angażować gminy sąsiednie do współpracy przy projektach służących wszystkim mieszkańcom aglomeracji. W ramach metropolii świetnie się to sprawdza. To zainspirowało mnie oraz kilku innych kolegów do tego, by podobnie działać w skali całego województwa. Są przecież podmioty, które chętnie zainwestują w Poznaniu, ale są też takie, które z uwagi na kwestię kosztów i siły roboczej szukają innej lokalizacji. To wszystko razem skłoniło nas do tego, żeby takie stowarzyszenie założyć. 

A jego nazwa: "Kierunek Europa" to znak, że w kierunku, jaki przed 17 laty obrała Polska, czegoś brakuje? 

- Tworząc nazwę, skorzystaliśmy z mojego hasła wyborczego w ostatnich wyborach samorządowych, czyli "Poznań, kierunek Europa". Co przez to rozumiemy? Przede wszystkim identyfikowanie się z wartościami, które są na dzisiaj fundamentem UE. Nie podoba nam się to, że politycznie kwestionuje się naszą obecność we Wspólnocie i korzyści, jakie z tego płyną.

Dla samorządów?

- Tak. Chciałbym, żeby każdy, kto jest w Stowarzyszeniu, kierował się w swojej działalności publicznej wartościami takimi jak: trójpodział władzy, poszanowanie praworządności i niezawisłości sądów, tolerancja, niezależność mediów oraz rozdział państwa i Kościoła. Jeżeli ktoś kwestionuje naszą obecność w UE, to nie ma tam dla niego miejsca.  

Proponujecie współpracę na poziomie metropolii, ale też województwa? 

- Tak. Możemy na przykład szukać możliwości współpracy w obszarze turystyki, próbować stworzyć wspólną ofertę. Do Poznania turyści przyjeżdżają z reguły na dwa dni, ale mogliby przecież w Wielkopolsce spędzić trochę więcej czasu, korzystając z atrakcji oferowanych przez inne miejscowości. Dlaczego ktoś z Niemiec, zamiast polecieć na Majorkę, nie miałby przyjechać do nas, nad piękne jeziora, do miejsc, na których historycznie odciśnięty jest ślad naszej wspólnej historii? Musimy łączyć potencjały, tym bardziej, że pandemia wywróciła turystykę do góry nogami. Wiele osób wybiera bliższe destynacje, a my mamy przecież sporo ciekawych terenów. Warto iść śladem Dolnego Śląska, który promuje Karkonosze hasłem: “Tak blisko, tak bezpiecznie". 

Wspomniał pan o pandemii. Podobno każda sytuacja, nawet ta najtrudniejsza, ma swoją jasną stronę. 

- Pandemia spowodowała, że bliżej współpracujemy z innymi miastami, regionami, samorządowcami. Uważam, że samorządowcy mogą sobie pomóc, dzieląc się swoimi dobrymi praktykami. Chętnie skorzystamy na przykład z doświadczeń Krakowa, który ma najlepiej zorganizowaną gospodarkę odpadami. Bydgoszcz z kolei jest najbardziej zaawansowana w obszarze retencji. Uważamy, że w takiej współpracy leży przyszłość.

A co ma najlepiej zrobione Poznań? 

- My najlepiej wykorzystujemy potencjał spółek zależnych. Mamy udziały w 23 takich firmach i zyski niektórych z nich, po ostatnich latach, są na poziomie 20-30 milionów złotych, zdarza się nawet, że sięgają 50 i 60 milionów złotych. Potrafimy tym kapitałem dobrze gospodarować. Własnymi środkami nie bylibyśmy w stanie przeprowadzić kompleksowego remontu Areny. Robią to Targi, które wydadzą na ten cel około 150 milionów złotych. 

Czyli przede wszystkim wymiana. 

- Naszym podstawowym celem jest budowanie siły regionu poprzez ciekawe projekty wspólne. Znam burmistrza Berlina, bywam tam często, biorę udział w debatach. Myślimy o pewnych wspólnych projektach. Podobnie jest w przypadku Kijowa. Do tych projektów warto byłoby zaangażować miasta w naszego regionu. Chodzi o to, żeby skupić się na pracy organicznej. Poznać swoje mocne strony i wymieniać się ciekawymi pomysłami. My podzielimy się tym, co nam się udało zrobić, ale chętnie skorzystamy z rozwiązań mniejszych ośrodków, które też mają powody do dumy. Mogą nam pokazać swoje ciekawe projekty, które my potem zaimplementujemy w dużych miastach. 

Czy miasta i gminy będzie na to stać? 

- W Poznaniu mamy budżet rzędu 5 miliardów złotych rocznie, ale też dużą strukturę. Inne miasta mają budżety po kilkaset milionów złotych. Są osoby, które z jednej strony potrafią zarządzać swoimi jednostkami, gminami, powiatami a z drugiej - muszą iść na kompromisy polityczne, rozumieją politykę. Poprzez taką współpracę możemy znacznie więcej osiągnąć. 

Czyli zamiast konkurowania budowa mostów?

- Chcemy równomiernego rozwoju. Musimy z tymi podmiotami - mniejszymi ośrodkami, także wiejskimi - rozmawiać podmiotowo, z szacunkiem. Nigdy nie będziemy w stanie wygrać na wsi, jeżeli nie będziemy traktowali wsi po partnersku, jeśli nie będziemy rozmawiać na temat tego, co możemy zrobić razem. I tutaj widzę wielki potencjał stowarzyszenia. Bo przecież wielu poznaniaków może na weekend pojechać niecałe 100 kilometrów za miasto, odpocząć w którymś z ośrodków. Po co wydawać pieniądze za granicą, jeśli można zostawić je w naszym regionie? 

Czyli stowarzyszenie ma wzmacniać region oddolnie, a przy okazji wyrównywać różnice między miastami a powiatami i wsiami? 

- Tak, i robić to z pominięciem partyjnej plemienności. Ja też jestem członkiem partii (PO). Wielu z niezależnych samorządowców niegdyś należało do partii. Jednak ingerencje działaczy, kierujących się nie dobrem publicznym a interesem partyjnym, powodowały takie napięcia i emocje, że te osoby z tych ugrupowań odchodziły. Do Stowarzyszenia zgłasza się wiele osób. One nie zapiszą się do Platformy Obywatelskiej, bo mają do niej stosunek negatywny. 

Czy stowarzyszenie chce być konkurencją dla partii politycznych? 

- Partie opozycyjne muszą się zmienić. Jeżeli tego nie zrobią, to nie będą wygrywać wyborów. Musi być więcej pracy organicznej, a mniej pustego gadania. Najważniejszym elementem jest kierowanie się dobrem publicznym, tym co jest ważne dla mieszkańców. I my, samorządowcy, mamy w tym zakresie najwięcej doświadczenia. Mieszkańcy patrzą na naszą efektywność, rzeczywiste działania, a nie gadanie. 

"Kierunek Europa" stawia na wybory samorządowe

- Zakładam, że budowanie siły regionu jest istotne również w kontekście wyborów parlamentarnych. I w związku z tym, nie czekając na to, aż ktoś zmieni partie na lepsze i nagle odzyskają one zaufanie mieszkańców, chcemy budować to zaufanie regionalnie. Myślę, że działania samorządowców powinny wymusić lepszą jakość działania partii politycznych. 

A nie zamierzacie wyjść poza region? Stworzyć samorządowego lobby? 

- Na pewno będziemy chcieli współpracować z Dolnym Śląskiem. Jacek Sutryk (prezydent Wrocławia - red.) buduje coś podobnego. Zobaczymy, być może w innych regionach też ktoś uzna, że warto takie działania podjąć. Uważam, że na pracy organicznej i zasypywaniu podziałów możemy tylko zyskać. Chodzi o to, żeby działać wspólnie. 

Samorządowcy dogadują się lepiej niż politycy centralnego szczebla? 

- To jest dobre stwierdzenie i zgodne z prawdą. Tak po prostu jest. My potrafimy się porozumiewać. Zresztą, nie będę ukrywał, że często goszczę u siebie w domu prezydentów innych miast. Prowadzimy ciekawe rozmowy, zastanawiamy się, co możemy wspólnie zrobić. Spotykamy się regularnie, wymieniamy doświadczeniami, szukamy rozwiązań, które potem można zastosować w innych miastach. 

Czy w tych spotkaniach uczestniczą reprezentanci innych niż pańska - PO - opcji politycznych? 

- Część z nas w jawny sposób deklaruje poparcie dla innych formacji politycznych. Nie mamy z tym problemu. Przecież Jacek Sutryk nie jest członkiem żadnej partii, Jacek Karnowski (Sopot) i Aleksandra Dulkiewicz (Gdańsk) też nie. Jacek Majchrowski (Kraków) kiedyś był w SLD, a dzisiaj jest niezależny. My się dogadujemy, bo nie kierujemy się plemiennością partyjną. Ja nie podejmuję decyzji, żeby się komuś przypodobać, bo mieszkańcy rozliczają nas z ciężkiej pracy. I to upraszcza wszystko. Można łatwo i w miarę wymiernie ocenić, czy odnosimy sukcesy, czy nie potrafimy niczego zrobić.  

Czyli praca samorządów jest łatwo wymierna. 

- Ja nie potrzebuję sondaży. Wystarczy, że przejadę się tramwajem lub autobusem, albo zrobię zakupy na Zielonym Targu. I nie chodzę tam tylko w okresie kampanii wyborczej, tylko regularnie co tydzień. Po zamachu terrorystycznym na prezydenta Pawła Adamowicza dostałem od policji dyspozycje i musiałem pewne zwyczaje zmienić. Ale przez cały czas staram się być blisko mieszkańców. 

Rozmawiała Ewa Wysocka 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jacek Jaśkowiak | Poznań | Wielkopolska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »