Taksówkarze szykują protest. Chcą podwyżek stawek za przejazdy

Taksówkarze w Warszawie szykują protest w związku z postulatem podniesienia stawek za przejazdy. Walka ze stołecznym ratuszem trwa od 4 lat; wyraz swojego niezadowolenia chcą dać jeszcze przed wyborami samorządowymi.

Według "Rzeczpospolitej", w środę w Warszawie dojdzie do protestu taksówkarzy - zablokują ruch w centrum, chodząc po przejściach dla pieszych w pobliżu Pałacu Kultury i Nauki. Kierowcy zrzeszeni w tradycyjnych korporacjach chcą pokazać lokalnym władzom, jak bardzo są niezadowoleni z faktu, że Rada Miasta odrzuciła uchwałę, dzięki której stawki opłat za przejazd mogły wzrosnąć czy - jak mówią sami taksówkarze - mogły zostać urealnione

Platformy przewozowe wypierają korporacje

Gazeta przypomniała, że ustalany przez samorząd górny limit taryfowy (stawka maksymalna za przejechany kilometr) nie był zmieniany od 22 lat.

Reklama

Dziennik podaje, że tradycyjni taksówkarze twierdzą, iż konkurencja z przewozami przez aplikację jest nierówna, bo firmy takie jak Uber czy FreeNow korzystają z tzw. dynamicznych cenników i w praktyce w godzinach szczytu zarabiają więcej, niż taksówkarze mogą wyjeździć w ramach limitu. Efekt? Platformy przewozowe rosną w siłę, a kolejne tradycyjne korporacje znikają z rynku.

Jak wyjaśnił cytowany przez gazetę Dariusz Chojnowski, przewodniczący "Warszawskiego Taksówkarza", walka z samorządem o podwyżki trwa w sumie od czterech lat, ale jest całkowicie bezskuteczna.

Brak rąk do pracy grozi podwyżkami cen

Taksówkarze poza wzrostem opłat domagają się również równego traktowania rywali jeżdżących dla popularnych platform. Ci nie mają sztywnych taryf, lecz stosują tzw. dynamiczne cenniki. A to - wedle protestujących - zaburza konkurencję.

Według "Rzeczpospolitej" firmy z branży przewozu osób przez aplikację też mają kłopoty, m.in. z brakiem rąk do pracy. Ostatnio ostrzegały, że - z uwagi na utrudnienia związane z podjęciem pracy w tym zawodzie przez obcokrajowców - z rodzimego rynku przewozu osób już za parę miesięcy zniknie nawet co dziesiąty kierowca. W Warszawie i innych dużych miastach deficyt ten może sięgać nawet 30 proc., a ceny przejazdów pójdą w górę nawet o 50 proc. 

To nie robi jednak wrażenia na tradycyjnych taksówkarzach. Dariusz Chojnowski zaznacza, że gdyby operatorzy aplikacji stosowali się do prawa miejscowego i obowiązujących stawek, pasażerowie nie musieliby bać się podwyżek.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: taksówkarze | protest taksówkarzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »