Program rządu ważniejszy od zwycięzcy

Rynek woli Tuska, choć z Kaczyńskim też może być dobrze. O ile Platforma się nie obrazi i nie wyjdzie z rządu. Po ogłoszeniu wstępnych wyników rywale sięgnęli po stare hasła. - Zwycięży koncepcja Polski solidarnej - mówił Lech Kaczyński.

Kilka minut później ripostował Donald Tusk. - Jestem dumny z tych, którzy uznali, że Polska może być i solidarna, i wolna - oświadczył lider PO. Zdaniem Jacka Kucharczyka, socjologa z Instytutu Spraw Publicznych, spora część wyborców, którzy głosowali na innych, za dwa tygodnie zostanie w domach.

- A głosy tych, którzy zdecydują się głosować, rozłożą się między Tuska i Kaczyńskiego, ale bardziej skorzysta ten drugi - uważa Jacek Kucharczyk. Zwraca jednak uwagę, że 40-50 proc. Polaków wizja państwa pod rządami braci Kaczyńskich się nie podoba. Podobnego zdania są ekonomiści. Rynek wolałby Donalda Tuska. Przynajmniej w pierwszym momencie. Później oczy inwestorów skierowane będą na rząd: jego program i działania.

Reklama

Jeśli w polityce gospodarczej zostanie zachowany kierunek liberalny, będzie dobrze. Na to jednak, jaką rolę odgrywać będzie wolność gospodarcza, wpływ będzie miał prezydent. To on stanie się albo przeciwwagą dla PiS, albo jego sprzymierzeńcem, co może nawet prowadzić do rozłamu koalicji.

Jeśli drugą turę wygra Tusk

Szef PO cieszy się większą sympatią inwestorów niż jego rywal. Jego wygrana wzmocniłaby grupę prorynkową w nowym rządzie. Rynki finansowe bardzo pozytywnie przyjęłyby wygraną Donalda Tuska w drugiej turze wyborów.

- W pierwszym momencie jego zwycięstwo byłoby dla inwestorów, zwłaszcza zagranicznych, elementem stabilizującym. Z ich perspektywy bowiem ta prezydentura prezentuje się jako bardziej liberalna niż Lecha Kaczyńskiego - uważa Marek Zuber, główny ekonomista IDM.

Według Katarzyny Zajdel-Kurowskiej, głównej ekonomistki Banku Handlowego, PO i Donald Tusk cieszą się większą sympatią rynkowych graczy. - W przypadku jego wygranej reakcja byłaby pozytywna, co znalazłoby wyraz w notowaniach złotego i obligacji - dodaje ekonomistka.

Eksperci są jednak zgodni, że tak naprawdę najważniejszy będzie program, jaki przygotuje rząd, a wybór prezydenta może mieć nań duży wpływ. W przypadku zwycięstwa Tuska w koalicji inaczej rozłożą się akcenty. Nie będzie przytłaczającej dominacji PiS i spychania w kąt PO.

- Jeśli w drugiej turze zwycięży Donald Tusk, Platforma będzie miała lepszą pozycję przetargową, łatwiej będzie jej forsować elementy swojego programu. Choć i tak o niektórych możemy już zapomnieć - uważa Bartosz Pawłowski, ekonomista ING.

Jego zdaniem, nie będzie szans na liniowy podatek równy 15 proc. Niewielka będzie też szansa wprowadzenia istotnych zmian w polityce gospodarczej już od przyszłego roku. Pole manewru przy budżecie na 2006 r. także pozostanie niewielkie. Mimo to, dla rynku ważne będzie tempo oraz kierunek prac nowego rządu. I to, by wreszcie powstał.

- Najważniejsze, by jak najszybciej mieć te wybory za sobą. Dopiero wtedy zobaczymy rzeczywiste zamiary rządu w kwestii polityki gospodarczej i usłyszymy exposé premiera - uważa Bartosz Pawłowski. Niestety, druga tura wyborów dopiero za dwa tygodnie. I co najmniej do tego czasu żadnych ważnych dla gospodarki deklaracji przyszłej koalicji nie będzie.

Jeśli drugą turę wygra Kaczyński

Drugie z rzędu zwycięstwo w wyborach PiS mogłoby przestraszyć inwestorów, a tym samym wprowadzić na rynki finansowe pewną nerwowość. Wygrana Lecha Kaczyńskiego nie spodobałaby się rynkowi.

- Byłby to negatywny sygnał. Nie wiadomo, jak będzie się kształtowała sytuacja na rynkach za dwa tygodnie, jednak z dzisiejszego punktu widzenia można przewidywać osłabienie złotego wobec euro powyżej 4 zł i wzrost rentowności obligacji nawet do 10 pkt - uważa Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH.

Według Marka Zubera może to być reakcja krótkotrwała. O ile rząd szybko przedstawi program. - Jeśli będzie w nim mowa o liberalizacji gospodarki, o reformie systemu finansów publicznych, to nawet w razie wygranej Lecha Kaczyńskiego inwestorzy się uspokoją, a na rynki powróci optymizm - uważa ekonomista IDM. Zwycięstwo lidera PiS nie musi jednak ułatwić prac koalicjantom.

- Partia ta, zachęcona kredytem zaufania społecznego, może z większą determinacją forsować własny program, mniej miejsca zostawiając Platformie - uważa Katarzyna Zajdel-Kurowska. Może to oznaczać eskalację nieporozumień wewnątrz przyszłej koalicji. Niewykluczone, że spychana na margines PO prędzej czy później będzie miała dość i opuści koalicję.

- Takie prawdopodobieństwo istnieje. Nie od razu, lecz w perspektywie roku może powtórzyć się sytuacja, jaka zdarzyła się w koalicji AWS-Unia Wolności, i PO nie wytrzyma dominacji PiS - uważa ekonomista Banku BPH. Bartosz Pawłowski przyznaje, że ryzyko takiego zwrotu akcji, którego konsekwencją byłaby dość egzotyczna koalicja PiS-Samoobrona-LPR-PSL, istnieje. Na razie jednak się na to nie zanosi.

- Po pierwsze, PO straciłaby wiarygodność. Po wtóre, stanowisko PiS, jakie przedstawił w tej sprawie jeden z jego liderów, Ludwik Dorn, było bardzo stanowcze - dodaje ekonomista ING. Zdaniem Marka Zubera, niezależnie od wyników wyborów, nasza gospodarka zyska w porównaniu z obecną sytuacją. - Na pewno będzie w niej więcej wolności - twierdzi ekonomista IDM.

Bartosz Krzyżaniak

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »