Polskie firmy muszą radzić sobie same

Na to, że zagraniczni inwestorzy rzucą się, by inwestować w polską branżę chemiczną, nie ma co liczyć. Jeżeli chcemy, aby nasze firmy chemiczne rosły w siłę, w pierwszym rzędzie muszą się o to postarać one same. Nie będzie jednak łatwo.

Na to, że zagraniczni inwestorzy rzucą się, by inwestować w polską branżę chemiczną, nie ma co liczyć. Jeżeli chcemy, aby nasze firmy chemiczne rosły w siłę, w pierwszym rzędzie muszą się o to postarać one same. Nie będzie jednak łatwo.

Pod adresem polskiej chemii pada wiele zarzutów: mało innowacyjna, źle zarządzana, niedoinwestowana, bez spójnej strategii prywatyzacyjnej. Już z tego wyliczenia widać, że nie wszystko jest winą samych zakładów. Jednak wszystko przekłada się na szary obraz polskiej chemii.

Mizerii w branży należy tylko żałować, bo w krajach wysoko rozwiniętych to właśnie branża chemiczna jest jedną z kluczowych i najbardziej perspektywicznych, przynoszących największe wpływy do budżetu. Szczególna jest zwłaszcza pozycja tej branży w Europie. Dość powiedzieć, że według specjalistów to ostatnia gałąź przemysłu, w której stary świat wciąż dzierży palmę pierwszeństwa - ma największy udział w rynku, daje najwięcej nowych technologii i wynalazków.

Reklama

W innych dawno zostaliśmy wyprzedzeni przez Amerykę lub kraje Azji. W UE chemia trzyma się świetnie. W Unii, ale nie w Polsce.

Manna nie spadnie z nieba

Od wielu lat Polska jest atrakcyjnym miejscem dla zagranicznych inwestycji. Powstały nowe zakłady samochodowe, sprzętu AGD, elektroniki użytkowej. Jednak wśród licznych inwestycji trudno chociażby o jedną dużą i ważną, związaną z branżą chemiczną.

Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że zdolności produkcyjne w Europie Zachodniej są wystarczające (lub będą po przeprowadzeniu stosunkowo niewielkich inwestycji) do pokrycia europejskiego zapotrzebowania na produkty chemiczne, nawet uwzględniając szybki rozwój rynków Europy Środkowo-Wschodniej.

- Nie tylko rynek Polski, ale także całego regionu, jest wciąż relatywnie niewielki w skali europejskiej - podkreśla Alexander Keller z firmy Roland Berger Strategy Consultants. Największe polskie firmy chemiczne notują obroty rzędu miliarda euro rocznie (Grupa Ciech) lub 500-600 mln euro (Anwil, ZA Puławy). Tymczasem przychody europejskich potentatów są nieporównanie większe. Na przykład BASF notuje ok. 48 mld euro obrotów (por. wykres).

Jego zdaniem, to, że zachodnie firmy chemiczne praktycznie nie inwestują w produkcję na polskim rynku, raczej się nie zmieni. - W najbliższych latach tendencja do nieinwestowania w branżę chemiczną w Polsce utrzyma się - ocenia Keller.

Warto podkreślić, że w latach 2004-06 bezpośrednie inwestycje zagraniczne w sektorze chemicznym w Polsce stanowiły zaledwie 2 proc. całości inwestycji zagranicznych. - Żadna z dużych europejskich firm nie zdecydowała się ulokować w Polsce zintegrowanego systemu produkcyjnego - wskazuje przedstawiciel firmy Roland Berger.

Według niego, dodatkowo do inwestowania na polskim rynku nie zachęca skomplikowana w ostatnich latach procedura prywatyzacyjna. - Dlatego należy uznać, że polska branża chemiczna musi polegać sama na sobie - podsumowuje Keller.

A gdzie innowacyjność?

Jeżeli na inwestycje nie mamy co liczyć, sami powinniśmy wdrażać najnowocześniejsze technologie, aby zdobywać klientów i ewentualnie zabezpieczyć się przed wahaniami koniunktury.

Tymczasem, jak alarmują specjaliści, polskie firmy chemiczne przeznaczają przeciętnie dziesięciokrotnie mniej środków na badania i rozwój niż ich konkurenci z Unii Europejskiej. Nastawienie polskich przedsiębiorstw z branży do tej kwestii ostatnio się zmienia, ale bardzo powoli.

- Część firm chemicznych, takich jak Ciech, Synthos czy PCC Rokita, na bieżąco podejmuje inwestycje, ale wiele innych prezentuje odmienne podejście, co może stać się w przyszłości poważnym problemem - uważa Jerzy Majchrzak, dyrektor Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.

Jednak takie przedsięwzięcia, jak np. inwestycja PCC Rokita w chemiczny park technologiczny, to raczej wyjątek od smutnej reguły. Co gorsza, nawet jeśli już inwestycje faktycznie są, to najczęściej mają one charakter odtworzeniowy, czyli inwestuje się już w istniejące moce, a nie w nowe zdolności.

- Inwestycje w nowe technologie są nieodzowne - uważa Wojciech Lubiewa-Wieleżyński, prezes Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.

Z danych Izby wynika, że polskie firmy chemiczne wydają na badania i rozwój średnio 0,17 proc. przychodów, w porównaniu do 1,7 proc. na Zachodzie.

- Niestety, nastawienie polskich podmiotów do tej kwestii zmienia się bardzo powoli. A to niedobrze - dodaje Jerzy Majchrzak, dyrektor Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.

Tymczasem, według Macieja Giereja, byłego prezesa Nafty Polskiej (spółki Skarbu Państwa odpowiedzialnej za prywatyzację i restrukturyzację branży chemicznej i naftowej), szansą wydaje się segment produktów wysoko przetworzonych oraz otwarcie możliwości infrastrukturalnych, co może przyciągnąć inwestorów.

Nie do końca zgadza się natomiast z tymi opiniami Wojciech Wardacki, członek zarządu Grupy Ciech. - W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy obserwujemy ogromny wzrost nakładów inwestycyjnych, na pewno nie jest pod tym względem tak źle, jak to się często przedstawia - przekonuje.

Progi i bariery

Zdaniem specjalistów, przed branżą chemiczną w Polsce stoją liczne bariery. Według prezesa Wardackiego, poważnym problemem jest dostęp do nowoczesnych technologii, bo wielu z nich nie można nabyć, nawet jeśli by się chciało. - W 2008 roku zamierzamy zwiększyć nakłady na badania i rozwój do ponad 100 mln zł - zapowiada członek zarządu Ciechu.

Innym problemem są duże wahania na rynku surowców, zwłaszcza gazu. - W takiej sytuacji trudno pewne rzeczy prognozować - przyznaje Andrzej Niewiński, wiceprezes Zakładów Chemicznych Police.

Zgadza się z tą opinią Atilla Molnar, dyrektor handlowy BorsodChem Polska. - Np. na Węgrzech (gdzie zlokalizowane są główne zakłady firmy) od przyszłego roku energia elektryczna zdrożeje o 10 proc. To dla nas duży problem - przyznaje Molnar.

Rozwiązaniem może być własne zaplecze surowcowe. - Wciąż istnieje szansa na budowę instalacji zgazowywania węgla - mówi Hubert Kamola, dyrektor dywizji chemia ZA Puławy. Jeśli tak by się stało, zakład zgazowywania pozwoliłby firmie z Puław na znaczne uniezależnienie się od dostaw gazu z Rosji.

Rozwiązaniem może być własne zaplecze surowcowe.

- Wciąż istnieje szansa na budowę instalacji zgazowywania węgla bazującej na krajowych zasobach węgla kamiennego i partnerskiej, długoterminowej współpracy z kopalnią węgla (chodzi o Bogdankę - przyp. aut.) - mówi Dariusz Tadasiewicz, dyrektor Departamentu Strategii i Rozwoju Zakładów Azotowych Puławy. Obecnie projekt jest na etapie zaawansowanych prac studialnych, zmierzających do wybrania koncepcji najbardziej efektywnej dla Puław. Firma ma doświadczenie w logistyce węgla kamiennego jako właściciel własnej, jednej z największych w kraju elektrociepłowni przemysłowych bazujących na węglu kamiennym.

Jeśli tak by się stało, instalacja zgazowywania pozwoliłaby firmie z Puław na znaczne uniezależnienie się od dostaw gazu z Rosji. Zapewniając dywersyfikację surowcową, a tym samym ciągłość i stabilność ruchową instalacji produkcyjnych

Innym problemem są kwestie nowych przepisów UE. - To często oznacza dla nas dodatkowy koszt - przyznaje Kazimierz Zagozda, prezes Zakładów Chemicznych Luboń.

- Przed branżą chemiczną, i to nie tylko w Polsce, faktycznie jest wiele wyzwań. Jednak są one do pokonania - uważa przedstawiciel koncernu BASF Oliver Arendt.

Dowiedz się więcej na temat: polskie firmy | mus | Polskie | firmy | Puławy | branża chemiczna | samo | one
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »