Marek Belka: Widzę u Rostowskiego i Tuska chęć do zaciskania pasa

- Po expose Tuska i zapowiedziach reform nie będzie krwi i łez, ale pot na czole będzie - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM prezes NBP Marek Belka. - Dobre expose poprawi nasz wizerunek na światowych rynkach. Nawet nie zbliżymy się do granicy recesji. Trzeci scenariusz budżetowy Rostowskiego to strachy na Lachy - uważa Belka.

Konrad Piasecki: Prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka, dzień dobry witam.

Marek Belka: Dzień dobry państwu, dzień dobry panu.

Przestraszył się pan wczoraj, że Polacy rzucą się do banków, żeby wyciągać z nich swoje oszczędności?

- Chyba nawet nie zauważyli tego, co nas tak poruszyło.

Rozumiem, że na szczęście nie zauważyli?

- Oczywiście, że tak.

To obniżenie perspektyw polskich banków, jakie zafundowała wczoraj agencja Moody's do negatywnych, uważa pan nie powinno na nikim robić wrażenia?

Reklama

- Przede wszystkim nie powinno nastąpić. Natomiast zobaczyłem, jakby to powiedzieć, mapę Europy tej agencji ratingowej. Okazuje się, że byliśmy jednym z ostatnich krajów, który nie miał właśnie takiej perspektywy negatywnej. Mówiąc krótko, dołączyliśmy do czołówki w złym tego słowa znaczeniu. Agencja ratingowa po prostu spojrzała na mapę, spojrzała na mapę powiązań polskich banków i powiedziała "o cholera, nie można".

W którejś z gazet dzisiaj jest tytuł "Moody's oszalał". Aż tak srogi by pan nie był dla agencji?

- Pierwsze słowo takie właśnie by mi się cisnęło na usta, ale... takie są te agencje ratingowe.

Ale daje pan głowę, że w obliczu kłopotów z obligacjami Greków, w obliczu nadciągających i nieuniknionych chyba Włoch i w perspektywie kłopotów następnych krajów, to wszystko nie zachwieje kondycją polskich banków?

- Polska gospodarka jest od kredytu bankowego uzależniona w bardzo niewielkim stopniu. Innymi słowy: kredyt przedsiębiorstw wynosi w Polsce 16 proc. PKB. To jest zawstydzająco mało. A co za tym idzie, nawet jak będzie słabsza koniunktura, to na banki będzie to miało wpływ mniej negatywny, mniej zły niż w innych krajach.

Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL

Ale jak będzie słabsza koniunktura, ludzie zaczną tracić pracę, mogą mieć kłopoty ze spłacaniem kredytów, a to już jest realny problem banków.

- Tak, tak, ale dzięki naszej polityce, od wielu lat zresztą prowadzonej, uniknęliśmy tego zjawiska, które w Ameryce się nazywało "subprime credits", czyli te pożyczki, które były udzielane ludziom, którzy tak naprawdę ledwo, ledwo... U nas nawet te drożejące kredyty hipoteczne jakoś są przez dobrze albo lepiej niż przeciętnie zarabiających ludzi wytrzymywane, spłacane.

Czyli, jeśli chodzi o banki i agencje ratingowe - nie przejmować się za bardzo i uznawać, że nie do końca wiedzą, co czynią?

- Myślę, że tak, natomiast to nie znaczy, że ignorować, tylko jeszcze bardziej uważnie patrzeć na to, gdzie są te słabsze punkty w bankach i przygotowywać się.

A jeśli chodzi o agencje ratingowe i expose premiera i plany gospodarcze rządu, tu się przejmować? I liczyć na to, że poprawią trochę notowania Polski?

- To jest może nawet ważniejsze, jak będzie postrzegana Polska jako cała gospodarka. I myślę, że dobre z tego punktu widzenia expose premiera, czyli proreformatorskie, zapowiadające działania konsolidujące finanse publiczne, poprawi nasz wizerunek - i także w tych nielubianych agencjach ratingowych. To jest okazja, żeby podnieść nasz rating.

A co z punktu widzenia tego wizerunku jest takim warunkiem sine qua non? Co jest takim "Tusku musisz" na to expose?

- Musisz pokazać, że deficyt budżetowy będzie spadał, dług publiczny pozostanie pod kontrolą, a potrzeby pożyczkowe państwa - to jest najważniejsze - będą ograniczone.

Tylko, żeby tak było, trzeba dokonywać albo cięć albo podwyżek podatków. Która ścieżka lepsza?

- No, przecież wszyscy domagaliśmy się tego od premiera Tuska, na czele z RMF i redaktorem Pawlickim.

Piaseckim. Tak, no to prawda. Zawsze żądaliśmy reform. Tylko pytanie, których reform?

- No, takich, które by nas po kieszeni nie uderzyły, tylko sąsiadów. A to tak nie można.

Pot, krew i łzy churchillowskie powinny się znaleźć w tym expose?

- Nie, ani krwi ani łez. Może troszkę nam, że tak powiem, pot na czoło wystąpi.

Cięcia ulg? Pańskim zdaniem to jest dobry trop?

- Jestem w tej superkomfortowej sytuacji - jako szef banku centralnego - kiedy nie muszę się wypowiadać na temat konkretnych działań.

Ale jako były premier i były minister finansów może pan podpowiedzieć.

- Podpowiedzieć mogę, ale nie publicznie.

A podpowiada pan? To jest tak, że prezes Narodowego Banku Polskiego już zna treść tego expose, a przynajmniej jego główne założenia?

- Nie, nie znam. Ale rozmawiałem, wskazując na różnego rodzaju zagrożenia i różnego rodzaju słabości polskiej gospodarki.

I rozmawiając wyczuł pan duże chęci reformatorskie i chęci do zaciskania pasa?

- Tak.

U ministra Rostowskiego, u premiera Tuska?

- Tak.

Czyli będzie pot, krew i łzy?

- Nie, mówię - trochę potu.

A rząd wie, co robi, szykując się na scenariusz recesyjny jako jeden z możliwych scenariuszy budżetowych?

- Przygotowywać się należy, gadać o tym nie potrzeba. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest niewielkie. Polska gospodarka - podkreślam to - jest bardzo żywotna i nie sądzę, żebyśmy nie tylko wpadli w recesję, ale żebyśmy się zbliżyli nawet do tego stanu.

Czyli to jednoprocentowe spowolnienie, które wieszczy w którymś ze scenariuszy budżetowych minister Rostowski, to strachy na Lachy?

- Strachy na Lachy.

A jak będzie?

- Będzie mniej niż 4 proc., ale ja mam nadzieję, że nasza prognoza NBP się sprawdzi - 3,1 proc.

I cały czas - uważa pan - ona jest równie optymistyczna?

- Jaki to optymizm?!

...w obliczu kłopotów Europy?

- A, w obliczu Europy. Dobrze, że pan to powiedział. W obliczu Europy jest to optymistyczne, ale my wcale nie jesteśmy tacy rozentuzjazmowani, bo chcielibyśmy rosnąć w takim właśnie równym czteroprocentowym tempie przez lata.

Patrząc dziś o świcie na kursy złotego - euro ponad 4,40 zł - uważa pan to za kurs optymalny czy cały czas zawyżony?

- Nie ma czegoś takiego dla Narodowego Banku Polskiego jak kurs optymalny czy zawyżony. My obserwujemy przede wszystkim, żeby on się nie zmieniał zbyt dynamicznie. Natomiast, oczywiście, on jest dzisiaj słabszy i w związku z tym możemy się spodziewać w jakiejś perspektywie jego wzmocnienia.

Czyli trzeba walczyć o mocniejszego złotego, czy liczyć na mocniejszego złotego?

- Na pewno nie my musimy walczyć, natomiast gospodarka sama - że tak powiem - przemoże te kłopoty, a dobry program rządu pomoże w tym najbardziej.

A budżet i perspektywa przekroczenia taj magicznej granicy długu publicznego, przy tak wysokim kursie euro, nie jest groźna?

- Nie. Znów koncentrujemy się na jakiejś wyimaginowanej granicy. Oczywiście, różni specjaliści, także w cudzysłowie...

Wszyscy wieszczą, że pan w grudniu zacznie walczyć, żeby jak najbardziej wzmocnić złotego, żeby rząd nie przekroczył tych 55 proc.

- A co ja mogę zrobić? Jest tyle sposobów, które ma do dyspozycji minister finansów, żeby tego nie przekroczyć. Proszę się naprawdę tym nie pasjonować.

Rysunek z serwisu zboku.pl

Więcej w serwisie ZBOKU.PL

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »