Marcin Gortat ujawnił, jak inwestuje pieniądze. Wymienił jedną żelazną zasadę

W latach 90. XX w. wielu znanych koszykarzy NBA po kilku latach od zakończenia kariery stawało się bankrutami, pomimo że zarabiali miliony dolarów. Obecnie, jak przekonuje Marcin Gortat w rozmowie z redaktorem naczelnym Interii Piotrem Witwickim, zarządzanie majątkiem sportowców wygląda zupełnie inaczej. O to, aby mieli środki na emeryturę, dbają kluby i doradcy inwestycyjni.

Wielu było koszykarzy, których pieniądze się "nie trzymały". Warto wspomnieć tu np. o kontrowersyjnym gwiazdorze Chicago Bulls Dennisie Rodmanie, jednak najbardziej jaskrawym przykładem na scenariusz "od milionera do zera" był akurat nie koszykarz, a pięściarz - Mike Tyson. Teraz wygląda to zupełnie inaczej - sportowcy współpracują z psychologami i doradcami inwestycyjnymi.

Złe i dobre wzorce

- Coraz większa liczba zawodników już przychodzi do NBA z pewną świadomością tego, co chce osiągnąć finansowo, także po zakończeniu kariery. Część z nich jednak daje się uwieść przykładowi starszych kolegów - gwiazd obwieszonych złotymi łańcuchami i diamentami. Przyznam, że sam mam drogi zegarek z diamentami, ale wstydzę się go nosić, bo to nie jestem ja i nie czuję się komfortowo kłując w oczy bogactwem - powiedział Marcin Gortat.

Reklama

Współcześnie jest dużo łatwiej o wykłady na temat rozsądnego inwestowania. Sportowcy dowiadują się na nich, jak nie stracić pieniędzy. 

- Kapitał 10 mln dolarów pozwala na 5-6 proc. zysku rocznie. Naprawdę, 500-600 tys. dolarów (z odsetek - red.) powinno spokojnie wystarczyć na dom, podróże, opłaty i nawet na alimenty, które płaci niestety wielu koszykarzy. Jeżeli nie starcza, to naprawdę ktoś ma duży problem - stwierdził emerytowany gwiazdor NBA. 

Zdaniem Marcina Gortata często zdarza się, że koszykarze muszą po "odwieszeniu butów na kołku" zmienić styl życia i przestać żyć ponad stan, na przykład sprzedać siedem z ośmiu posiadanych samochodów. 

Dlaczego kryptowaluty to zły pomysł?

- Byłem na tyle rozsądny i biznesowo ustabilizowany, że udawało mi się utrzymywać wyłącznie dzięki odsetkom z inwestycji. Młodsi muszą uważać i korzystać z pomocy doradców wokół siebie, bo jest wiele okazji na to, by pieniądze stracić - opowiadał koszykarz.

Przykładem złej inwestycji są dla Marcina Gortata kryptowaluty. - Nikt nigdy mnie nie przekona, żeby inwestować w bitcoiny. Być może wiele lat temu był moment, aby część kapitału zainwestować na tym rynku, ale dziś z pewnością ten moment już minął. Jeżeli najwięksi inwestorzy tego świata mówią, że w kryptowaluty nie należy inwestować, to ja też to podtrzymuję - dodał.

Strata może być nauką

Zdaniem rozmówcy Interii podstawową zasadą powinno być inwestowanie wyłącznie w instrumenty, które się rozumie. 

- Jeżeli ktoś proponuje inwestycje na rynku, którego nie rozumie nikt z naszego otoczenia i nie jesteśmy w stanie nawet zweryfikować, czy ta propozycja ma sens, to natychmiast ucinam podobną rozmowę. Poza tym dokładnie sprawdzam ewentualnych kontrahentów poprzez wywiad gospodarczy - powiedział Marcin Gortat.

Nawet tak uważne podejście nie jest w stanie uchronić nas przed wszystkimi nietrafionymi inwestycjami. Koszykarz przyznał, że jemu też zdarzało się stracić pieniądze. 

- To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie życiowe, które nauczyło mnie dyscypliny i lepszej organizacji na przyszłość - podsumował. 

Całą rozmowę Piotra Witwickiego z Marcinem Gortatem obejrzysz tutaj.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Witwicki videocast | NBA | koszykówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »