Kłopoty banków z frankowiczami? To dopiero początek, potrzebne będą znacząco większe rezerwy

Polskie banki już utworzyły ok. 35 mld zł rezerw na roszczenia frankowiczów, ale w tym roku będą one jeszcze dużo większe - twierdzą przedstawiciele Pekao. Bank ten chwali się, że cały portfel "frankowy" ma obłożony rezerwami w największym stopniu ze wszystkich polskich instytucji, bo w 82,3 proc. A to pożarło dużą część jego zeszłorocznego zysku.

- Sektor bankowy będzie na pewno musiał dowiązać rezerwy frankowe w tym roku - powiedział na konferencji prasowej prezes Pekao Leszek Skiba.

Jak wygląda stan gry pomiędzy frankowiczami a bankami? Dla banków fatalnie po wygłoszonej dwa tygodnie temu opinii rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Powiedział on, że jeśli sąd unieważni umowę kredytową (a to w Polsce jest nagminne) frankowicz ma zwrócić bankowi kapitał kredytu (po wartości nominalnej), a bank frankowiczowi spłacone raty i ewentualne inne opłaty, jakie frankowicz poniósł. 

Ale - co najważniejsze - frankowicz może dochodzić przed sądem dodatkowego wynagrodzenia w związku z tym, co bankowi zapłacił, a bank niczego więcej ponad kapitał kredyty żądać nie może. Żadnych odsetek ani wynagrodzenia za udostępniony kapitał. To dla frankowiczów oznacza kredyt za darmo (może jeszcze jakiś bonus), a dla banków - gigantyczne straty. Ostatnio Związek Banków Polskich oszacował je na 107-112 mld zł. I na to właśnie banki tworzą rezerwy - im więcej napływa pozwów, tym te rezerwy są wyższe.

Reklama

Rosnące rezerwy na ryzyko frankowe

Jak wygląda sytuacja na koniec zeszłego roku? Wszystkie frankowe banki utworzyły ok. 35 mld zł rezerw na pokrycie ryzyka prawnego, czyli wynikającego ze sporów z frankowiczami. Cały portfel kredytów we frankach w przeliczeniu na złote to ok. 90 mld zł. To znaczy, że wskaźnik pokrycia rezerwami w skali sektora wynosi ok. 40 proc. A jeśli wyrok TSUE będzie zgodny z opinią rzecznika, to znaczy, że potrzeba będzie jeszcze nawet z 50 mld zł dodatkowych rezerw zakładając, że może nie wszyscy frankowicze będą chcieli się sądzić.

Dlatego pokrycie rezerwami portfela frankowego w ponad 80 proc. jest powodem do dumy dla Pekao, bo w innych, najbardziej "frankowych" bankach sięga ono zaledwie połowy portfela.

- Zdecydowaliśmy aby powiększyć rezerwy na ryzyko frankowe - powiedział Leszek Skiba.

 W tym wszystkim jest oczywiście jeden haczyk. W Pekao frankowy portfel to zaledwie 2,6 mld zł, gdy w najbardziej "ufrankowionym" banku jest to ponad siedem razy więcej. Dlaczego? Bo poprzedni, włoski właściciel Pekao, UniCredit, wystrzegał się kredytów we frankach jak ognia. Niewielki stosunkowo portfel Pekao nabył po przejęciu banku BPH blisko 20 lat temu.  

Dlatego Pekao mógł zawiązać na ryzyko związane z frankami w sumie 2,1 mld zł rezerw, gdy najbardziej "frankowe" banki już 3-4 razy tyle. Ale rezultat jest taki, że - przynajmniej na razie - Pekao może sobie powiedzieć - posprzątaliśmy już, co trzeba - i spokojnie czekać na wyrok TSUE, który zapadnie prawdopodobnie za kilka miesięcy.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Topnieje rentowność sektora bankowego

W samym IV kwartale zeszłego roku Pekao zawiązał 1,4 mld zł rezerw na kredyty we frankach, co pchnęło (w połączeniu z "wakacjami kredytowymi" dla złotówkowiczów, na co rezerwy w Pekao wynoszą blisko 2 mld zł) jego zysk w dół na łeb na szyję. Roczny zysk netto spadł do 1,7 mld zł, czyli o 21 proc. w porównaniu do zeszłego roku. Wskaźnik rentowności kapitału ROE wyniósł 7,6 proc.

Ofiarą "franków" i "wakacji" padł już Pekao Bank Hipoteczny, spółka zależna banku Pekao, która z powodu strat realizuje plan naprawy.

- Do tego banku przenosimy portfele kredytów hipotecznych. To produkt o relatywnie niskiej marży, ok. 2 proc. i nie ma możliwości sprzedawania wraz z nim innych produktów (...) Jeśli okaże się, że są "wakacje", albo są tam kredyty frankowe, bardzo łatwo taki bank popada w stratę. I to spowodowało stratę Banku Hipotecznego i musi on realizować plan naprawy - tłumaczył Leszek Skiba.

Sytuacja wygląda jednak tak, że rynek kredytów hipotecznych się załamał z powodu spadku popytu. Ale, kiedy popyt wróci (np. gdy kiedyś nastąpią obniżki stóp) to pytanie, czy banki będą w ogóle chciały udzielać kredytów hipotecznych i jak będą wyceniać ryzyko. Na razie deklarują, że oczywiście - tak. Ale nie jest pewne jak będzie w praktyce. Tymczasem rząd chce zaproponować kredyt hipoteczny "na 2 proc.". Banki na razie tego nie komentują.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »