Felieton Gwiazdowskiego: Czy na pewno nie warto czytać "dawno zmarłych ekonomistów"?

Czytałem ostatnio rozważania, czy Roger Penrose, laureat Nagrody Nobla z fizyki za udowodnienie, że czarne dziury mieszczą się w ogólnej teorii względności, a przy okazji matematyk i filozof nauki, jest platończykiem - jak sam twierdzi - czy raczej pitagorejczykiem. Tak, tak. O takich rzeczach dyskutują nobliści. Nobliści z fizyki, a nie z ekonomii.

Polscy ekonomiści, jak słyszą coś o Platonie, to wyginają usta w szyderczym uśmiechu. Przecież, jak nauczał sam John Keynes, nie możemy być związani naukami "dawno zmarłych ekonomistów". A już tym bardziej filozofów. Ale przecież starożytni filozofowie byli i ekonomistami, i fizykami. Kiedyś wszystko było filozofią. 

Wspomniany Pitagoras stworzył system poglądów, do którego nawiązywała później teoria ceny i równowagi gospodarczej oraz cała ekonomia matematyczna preferująca ilościową analizę zjawisk gospodarczych. A Platon w "Państwie" przytoczył wielce interesującą konwersację, pomiędzy Sokratesem i synami Aristona: Adejmantem i Glaukonem, na temat zasad funkcjonowania gospodarki. Znajdujemy tu opis narodzin jednej z podstawowych kategorii ekonomicznych - towaru. 

Reklama

Ustami Sokratesa Platon dowodził, że każda rzecz ma wartość nie tylko dla wytwórcy, ale także dla innych, którzy tej rzeczy potrzebują, a zajmują się wytwarzaniem czegoś innego. Każdy ma bowiem inne naturalne predyspozycje, które sprawiają, że lepiej robi jedne rzeczy niż inne. Nie ma więc powodów, aby wszystkie wytwarzał na własne potrzeby. Powinien skoncentrować się na tym, co robi najlepiej, a nadwyżkę tego, co wyprodukuje, wymieniać na inne potrzebne mu produkty, produkowane przez tych, którzy są z kolei sprawniejsi w ich wytwarzaniu od niego. W ten sposób, dzięki specjalizacji, powstanie więcej dóbr i będą one lepszego rodzaju. 

"Więcej wszystkiego powstaje i to, co powstaje, będzie ładniejsze, jeśli jeden zajmie się jednym, zgodnie ze swą naturą, we właściwej porze i mając głowę wolną od innych zajęć" - uczył swych słuchaczy Sokrates. Jedni wytwarzają garnki, a inni buty. I mogą wymienić garnki na buty. Ale inni wytwarzają sukno, które jest potrzebne temu, co wytwarza garnki, a nie jest w danym momencie potrzebne temu, co wytwarza buty. Ale wytwórca sukna potrzebuje buty, a nie garnki. 

Żeby więc ułatwić wymianę, ludzie wymyślili pieniądz. Kiedyś trzeba było wykopać złoto. Potrzebne były do tego co najmniej łopata i sito. Łopatę ktoś musiał wyprodukować. Najpierw jakiś drwal musiał ściąć drzewo, ktoś je musiał przewieźć do tartaku, gdzie robili stylisko do łopaty. Żeby przewieźć to drewno, potrzebny był koń i wóz. Ten wóz ktoś musiał zbudować z drewna z innego drzewa. Jeszcze ktoś inny musiał zrobić koniowi uprząż. Ze skóry z jakiejś garbarni. Tylu ludzi zaangażowanych w produkcję pieniądza, a jeszcze nie doszliśmy do łyżki tego szpadla. Ją robili z blachy. Blachę robili w hucie z rudy żelaza, którą górnicy wydobywali z kopalni. To złoto trzeba było jakoś gdzieś przechowywać.  Do tego potrzebne były sejfy i ludzie, którzy ich pilnowali.

Potem zamiast złota wprowadzono pieniądz papierowy. A jego produkcja to proces bardziej skomplikowany niż łopaty. Najpierw jakiś drwal musiał ściąć drzewo, ktoś je musiał przewieźć do jakiegoś tartaku, potem do fabryki papieru, potem do drukarni. Żeby papier zadrukować, potrzebna była farba. A jej produkcja to proces równie skomplikowany jak papieru. Jak już te papierki zadrukowano, to trzeba było je jakoś gdzieś przechowywać. Do tego potrzebne były sejfy i ludzie, którzy ich pilnowali. I rozwozili po bankach, które też musiały mieć sejfy i ludzi, którzy ich pilnowali.

Teraz też nie jest wcale łatwiej. Co prawda nie trzeba nic wykopywać, ani niczego drukować, bo wystarczy zrobić "klik" w komputerze.  Ale... trzeba mieć komputer, który ktoś musiał wyprodukować. Tu się proces zaczyna od górników, którzy gdzieś tam wydobywają jakieś metale ziem rzadkich. Klej jest potrzebny, jakieś pasty do lutowania, jakieś szkło na ekran. Produkcja współczesnego pieniądza kosztuje jeszcze więcej niż kopanie złota, czy ich drukowanie na papierze.

Problem jest gdzie indziej. Kiedyś kupiec przychodził do bankiera i mu mówił, że chce popłynąć do Indii. Przywiezie stamtąd jakieś przyprawy, kawę, herbatę czy jedwabie, które sprzeda w Europie. No tylko trochę złota na statek potrzebuje. Bankier, jak mu je dał, to mógł w całości stracić. I często tracił. Sztormy, piraci - duże ryzyko. Dziś bank nie bierze na siebie ryzyka. Taki kupiec musi dom na rzecz bankiera zastawić. I wtedy bankier robi "klik".  I na rachunku takiego kupca wpisuje jakąś liczbę. 

I jest zupełnie inny podział zysku. Bankier, który nie ryzykuje, zgarnia procent znacznie większy niż wtedy, kiedy ryzykował, że statek utonie, albo towar ukradną piraci.

Ale poza kupcem i bankierem są ci, którzy chcą kupić ten "perkal i paciorki", które kupiec im przywiózł.

Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc

Kiedyś mieli złoto, które otrzymywali jako zapłatę za swoją pracę. Na przykład za wycięcie drzewa na stylisko do łopaty do kopania złota. Albo za wycięcie drzewa do produkcji papieru do produkcji pieniędzy. I tego złota, i tych papierowych pieniędzy była ograniczona ilość. Jak podrożał "perkal", to było mniej na "paciorki".

Aż się w końcu okazało, że nieważny jest perkal, nieważne są paciorki. Ważny jest sam pieniądz. I w efekcie drożeje jednocześnie i perkal, i paciorki. Dla Pitagorasa nie do pomyślenia. Dla Platona zresztą też nie. 

Ale ekonomiści, w odróżnieniu od fizyków, "dawno zmarłych ekonomistów" w ogóle nie czytają. Jakby fizycy też tak robili, to by do dziś obserwowali jabłka spadające z drzewa i nie wiedzieli, że istnieją czarne dziury.

Robert Gwiazdowski

Adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego

Autor felietonu prezentuje własne poglądy i opinie

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: ekonomiści | pieniądze | Robert Gwiazdowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »