Europejskie pensje za 50 lat

Przez co najmniej kilkadziesiąt lat nie dogonimy Europy pod względem płac. Zarabiamy proporcjonalnie do tego, ile wytwarzamy.

Wskazówka obrotomierza gospodarki zbliża się do czerwonego pola, o czym świadczą doskonałe ostatnio dane makro. Coraz więcej osób zaczyna żądać podwyżek. Pierwsza w kolejce - wspierana przez grożących ogólnopolskim strajkiem związkowców ustawia się budżetówka: lekarze, nauczyciele, kolejarze, strażacy. Pojawiają się także żądania z sektora prywatnego, czego przykładem strajk w opolskiej fabryce Opla. I trudno się dziwić: pensje Polaków są jednymi z najniższych w Europie.

Bez zdziwienia

Jest jednak druga strona medalu - żeby zarabiać więcej, trzeba więcej wytwarzać. Jeśli przyjrzymy się produktowi krajowemu brutto na głowę i porównamy to ze średnimi wynagrodzeniami (patrz wykres w dzisiejszym PB), okaże się, że te relacje utrzymane są u nas na podobnym poziomie jak w innych krajach. Tyle że nasz PKB na głowę jest jednym z najniższych w Europie. Tak jak pensje.

Reklama

- Jeśli przeciętny Polak wytwarza około połowy tego, co przeciętny Portugalczyk, nie powinien się dziwić, że zarabia dużo mniej - uważa Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.

Długa droga

Nie ma się co łudzić: na realizację postulatu Solidarności, która żąda zrównania polskich wynagrodzeń z europejskimi, przyjdzie nam poczekać. I to bardzo długo.- Według różnych klasyfikacji nasze pensje wynoszą 1/3-1/4 średniej w UE. Mimo przyspieszenia w 2006 r. wyrównanie poziomu polskich płac z europejskimi to bardzo odległa perspektywa. Nawet przy bardzo optymistycznych założeniach osiągnięcie połowy średniej unijnej nastąpi za kilkadziesiąt lat - uważa Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP.- Dobrze, że w UE pojawiły się Bułgaria i Rumunia, bo jeszcze długo bylibyśmy najbiedniejsi, a Zamojszczyzna pokazywana byłaby jako

najbiedniejszy region Unii - twierdzi Marek Nienałtowski, główny analityk Secus Asset Management.

Przykładem długiej drogi wyrównywania wynagrodzeń jest Portugalia. Mimo ponad 20 lat obecności w UE poziom tamtejszych płac nie przekroczył połowy średniej dla krajów członkowskich. - Nas też czeka długa droga, zanim dogonimy UE. Pamiętajmy, że wzrost płac musi być skorelowany ze wzrostem wydajności pracy, bo inaczej grozi wzrostem inflacji zauważa Jacek Wiśniewski.

Kluczowa wydajność

Jak twierdzi Łukasz Tarnawa, mimo kilkunastu lat, jakie minęły od 1989 r., nasza gospodarka wciąż jest relatywnie słabo uzbrojona w kapitał, a wydajność naszych pracowników dużo niższa od ich unijnych kolegów.

- Wydajność jest kluczowa, jeśli chcemy gonić Europę pod względem płac. Chcąc nadganiać dystans, musimy jednak pamiętać, by płace nie rosły od niej szybciej. W przeciwnym razie będziemy tracić konkurencyjną pozycję i mogą pojawić się problemy z inflacją - przekonuje Łukasz Tarnawa.

RPP od dawna zwraca uwagę na to, czy dynamika płac nie przekracza wydajności. To dla niej ważne, bo może prowadzić do znacznego wzrostu inflacji. Co nam przyjdzie z tego, że nasze pensje będą rosły np. w 10--procentowym tempie, jeśli w podobnym będą rosły ceny?

Na razie w przedsiębiorstwach wydajność rośnie szybciej niż płace.

- Inaczej jest w budżetówce. Nie wierzę, że podniesienie płac lekarzom czy nauczycielom spowoduje, że będą pracowali więcej i lepiej. Nie dziwię im się, bo na ich miejscu sam bym strajkował, jednak podwyżki w sferze publicznej mogą dać najpoważniejszy impuls inflacyjny. Rząd nie zrobił dotąd nic, by reformować finanse publiczne. Niedługo możemy znaleźć się w sytuacji, gdy będzie rosła inflacja i płace, a wydajność i gospodarka spowalniała - uważa Marek Nienałtowski.

Relatywnie biedni

Wzrost wydajności zależy w dużej mierze od inwestycji. Na nie, na szczęście, nie możemy narzekać.- Pracownicy nie będą bardziej wydajni bez ruchu pracodawcy, który zainwestuje w nowoczesne, bardziej wydajne maszyny i urządzenia. Prawa ekonomii są nieubłagane, trzeba inwestować i postawić na innowacyjność i nowoczesność. Pomogłyby w tym wszelkie ułatwienia dla firm - uważa Marek Nienałtowski.

Zdaniem Łukasza Tarnawy, możemy spodziewać się dużych inwestycji (m.in. ze względu na napływ unijnych pieniędzy), a co za tym idzie - wzrostu wydajności, co uchroni nas przed eksplozją płacową w relacji do wydajności.

- Polska wciąż jest atrakcyjna dla inwestorów. Musimy mieć jednak świadomość, że jesteśmy relatywnie biednym i rozwarstwionym społeczeństwem i nadganianie dystansu do bogatszych będzie trudne - dodaje Łukasz Tarnawa.

Bartosz Krzyżaniak

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: 50+ | Łukasz | wydajność | zarobki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »