Budżet: Zrezygnowano ze zmian!

Zanosi się na budżet, którego konsekwencją będą dalsze obciążenia podatników. Wszelkie plany reformy finansów publicznych są torpedowane przez koalicjantów. W przyszłym roku starania o kształt reformy trzeba będzie rozpocząć od nowa.

 Zanosi się na budżet, którego konsekwencją będą dalsze obciążenia podatników. Wszelkie plany reformy finansów publicznych są torpedowane przez koalicjantów. W przyszłym roku starania o kształt reformy trzeba będzie rozpocząć od nowa.

Premier Jarosław Kaczyński stwierdził: profesor Zyta Gilowska wraca do rządu na stanowisko wicepremiera i ministra finansów. Reakcje na tę wiadomość są różne, a sama zainteresowana nie potwierdziła informacji. Decyzja ta oceniana jest jako dobra, bo minister Gilowska jest postrzegana jako gwarant zmian podatkowych i reformy finansów publicznych.


Jeśli Zyta Gilowska zdecyduje się wrócić do rządu PiS - Samoobrona - LPR, musi wkalkulować w swoją strategię ministra finansów, że ten rok z punktu widzenia reform finansów publicznych i podatków jest stracony. Zapłacą za to podatnicy

Zrezygnowano ze zmian?

Nie brak jednak głosów zdziwienia. Zapowiedziano bowiem, że nie ma szans na reformę finansów publicznych w przyszłym roku, a co do podatków,
to z wielu fundamentalnych pomysłów wicepremier pod jej nieobecność w rządzie zrezygnowano.

Jedną ze zmian, które miały wpłynąć na zmniejszenie klina podatkowego, miała być obniżka składek rentowej z 13 do 9 proc. oraz chorobowej z 2,45 do 1,8 proc. Niestety, rząd na ostatnim posiedzeniu przyjął autopoprawkę do ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, odrzucając pomysł obniżenia składek ZUS. Dlaczego?

Nie stać nas na taką zmianę. Obniżka składek kosztowałaby budżet około 10,3 mld zł. Skutek jest taki, że zamiast wzrosnąć, jak obiecywała nam Zyta Gilowska, pensje netto w przyszłym roku spadną. Od 1 stycznia 2007 r. rośnie bowiem do 9 proc. składka zdrowotna. Jej wzrost jest zaś wyższy niż to, co zyskujemy na waloryzacji skali i kosztów podatkowych.

Drugim fundamentem reformy miała być likwidacja zryczałtowanych kosztów uzyskania przychodów dla artystów i twórców oraz osób zatrudnionych na podstawie umów zlecenia i o dzieło. W tym przypadku z pomysłu wycofała się sama jego twórczyni, Zyta Gilowska. Pod wpływem protestów społecznych 50-proc. i 20-proc. koszty zostaną utrzymane do 2009 roku.

Warto jeszcze wspomnieć o jednym zaproponowanym rozwiązaniu: likwidacji ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych i karty podatkowej. W pierwotnych zapowiedziach obie formy miały zostać zniesione z początkiem 2007 roku. W zamian podatnicy mieli otrzymać ryczałt VAT. Jednak - podobnie jak przy kosztach podatkowych - pod wpływem protestów przedsiębiorców minister Gilowska zgodziła się utrzymać kartę jeszcze przez 2 lata. Teraz posłowie zapowiadają, że nie poprą tych propozycji. Ich zdaniem karta i ryczałt powinny dalej funkcjonować w systemie podatkowym.

1 likwidacja zryczałtowanych kosztów uzyskania przychodów dla artystów i twórców oraz osób zatrudnionych na umowy zlecenia i o dzieło Nie

2 propozycja obniżenia składek na ZUS (rentowej i chorobowej) Nie

3 reforma finansów publicznych (likwidacja zakładów budżetowych, gospodarstw pomocniczych i funduszy celowych) Nie w tym roku

Nie ma też już szans, by po powrocie do rządu minister Zycie Gilowskiej udało się przywrócić te rozwiązania. Nie pozwala na to wysoki poziom wydatków, bez obniżenia których nie ma mowy o niższych podatkach.

Zamiast obiecywanej obniżki klina podatkowego została nam podwyżka niektórych podatków. Od 1 stycznia rośnie akcyza na paliwa, papierosy i piwo. Wzrost obciążeń w PIT dla części podatników spowoduje z kolei rezygnacja z niektórych ulg i zwolnień, np. ulgi odsetkowej lub zwolnień, z których można dziś korzystać przy sprzedaży nieruchomości.

W przyszłym roku nie można również liczyć na zapowiadaną reformę finansów publicznych.

Do czego zatem wróci pani wicepremier. Wygląda na to, że do punktu wyjścia. Wiele wskazuje na to, że powrót profesor Gilowskiej będzie rozpoczęciem prac nad zmianami w podatkach i finansach publicznych od początku. To zaś oznacza, że na żadne zmiany od stycznia nie mamy co liczyć. Co więcej, taki stan rzeczy jest zupełnie niezależny od tego, kto jest lub będzie ministrem finansów.

?i reformy finansów

Z kolei zasadniczym elementem reformy finansów publicznych przygotowywanej przez Zytę Gilowską miała być likwidacja gospodarki okołobudżetowej, czyli gospodarstw pomocniczych jednostek budżetowych, zakładów budżetowych i funduszy celowych.


Kliknij, aby powiększyć


Celem reformy było ujawnienie pieniędzy publicznych i konsolidacja finansów publicznych. W konsekwencji państwo miało zaoszczędzić ok. 10 mld zł w ciągu trzech lat. Po odejściu z rządu wicepremier mówiło się, że projekt nowej ustawy o finansach publicznych należy jedynie dopracować. Niestety, nowy minister finansów nie skończył ustawy, a w sierpniu premier Jarosław Kaczyński ogłosił, że reforma podzielona zostanie na trzy etapy, co w rzeczywistości oznaczało brak zasadniczej zmiany. Dwuetapowo mają zostać wprowadzone zmiany w ustawie o finansach publicznych, a w trzecim etapie nastąpi przejście z tradycyjnego budżetu na budżet zadaniowy. Od 1 stycznia nie będzie więc nowej ustawy, a jedynie nowelizacja obecnej, krytykowanej przez ekspertów. Najważniejszą zmianą ma być włączenie do budżetu środków unijnych. O likwidacji gospodarki okołobudżetowej na razie się nie wspomina. Wątpliwe zatem, by udało się to w tym roku wicepremier Gilowskiej.

Powrót na gruzy

Zyta Gilowska, wracając na stanowisko wicepremiera i ministra finansów, znajdzie się zatem w mało komfortowej sytuacji. Z wielu jej wcześniejszych planów nic już prawie nie pozostało.

Obecny szef finansów Stanisław Kluza zmaga się obecnie z przygotowaniem projektu przyszłorocznego budżetu. Teraz tę walkę o powściągnięcie apetytów koalicjantów na zwiększenie wydatków będzie toczyła Zyta Gilowska. Samoobrona domaga się dodatkowych 3-5 mld zł na podwyżki w służbie zdrowia i dla nauczycieli, coroczną waloryzację rent i emerytur, ubezpieczenia obowiązkowe w rolnictwie i na paliwo rolnicze. Andrzej Lepper uważa, że spełnienie tych żądań jest możliwe poprzez zwiększenie przyjętego deficytu budżetowego w wysokości 30 mld zł o wspomniane 3-5 mld zł.

- Tym naciskom nie uległ ani nie ulegnie żaden rozsądny ekonomista. Nie zrobił tego Stanisław Kluza, tak samo zachowa się Zyta Gilowska - ocenia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Wyjaśnia, że spełnienie oczekiwań Andrzeja Leppera i Romana Giertycha, który także chce wzrostu wydatków budżetu, doprowadziłoby do gwałtownego osłabienia złotego i wzrostu rentowności obligacji, co podniosłoby koszty obsługi naszego długu.

Również inni ekonomiści przewidują, że podstawowe założenia budżetu zostaną zachowane. Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, oraz Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK, uważają, że na pewno deficyt nie zostanie zwiększony powyżej 30 mld zł. Mogą natomiast nastąpić pewne przesunięcia w wydatkach budżetu i w ten sposób może uda się znaleźć 1,7 mld zł na podwyżki dla nauczycieli, czego domaga się Liga Polskich Rodzin. W ten sposób może się spełnić także obietnica premiera, który stwierdził, że rząd będzie starał się załatwić sprawę podwyżek dla nauczycieli.

Potrzebny remanent

Poza najpilniejszym tematem budżetu Zyta Gilowska będzie musiała zrobić remanent swoich wcześniejszych propozycji.

- Będzie musiała się zmierzyć przede wszystkim z gruzami, jakie pozostały z jej wcześniejszych planów, po niespełna dwóch miesiącach nieobecności w rządzie. Nie ma bowiem ani obniżki pozapłacowych kosztów pracy, ani ustawy o finansach publicznych - podkreśla Janusz Jankowiak.

Dodaje, że pozycja polityczna Zyty Gilowskiej nie jest zbyt mocna. Swój powrót do rządu zawdzięcza wyłącznie premierowi. A jej merytoryczne argumenty w obronie podstawowych założeń budżetu będą takie same jak Stanisława Kluzy i mogą się różnić tylko ekspresją wypowiedzi.

Reklama

Ewa Matyszewska

Współpraca Łukasz Zalewski, Janusz K. Kowalski

OPINIE

Paweł Wojciechowski
były minister finansów

Wiele pomysłów podatkowych upadło dlatego, że stanowiły przełom, a nie dlatego, że miały kosztować ponad 10 mld zł. Wycofanie się z kluczowych pomysłów nie oznacza końca reformy. Daje szansę na podjęcie reformatorskich prac nad uproszczeniem i uporządkowaniem systemu podatkowego. Reformy lepiej robić raz, a dobrze. Warto wdrożyć to, co jeszcze zostało do wdrożenia, to, co budzi najmniej kontrowersji, mało kosztuje. A pozostałe pomysły, nawet te, które upadły, wykorzystać do dalszych prac nad reformą. Trzeba jednak pamiętać, że czasu jest mało - tyle, na ile pozwala okres dobrej koniunktury gospodarczej.

Waldemar Frąckowiak
profesor, HLB Frąckowiak i Wspólnicy

Gdybym był na miejscu pani profesor Zyty Gilowskiej i miał odpowiedzieć, czy wrócić na stanowisko ministra finansów, radząc jak profesor profesorowi, odpowiedziałbym nie. Wydaje się bowiem, że ten rok z punktu widzenia reform finansów publicznych, a także reform fiskalno-podatkowych jest stracony. Teraz dysputą jako wypadkową zbliżających się wyborów samorządowych jest, jak podzielić budżet, aby każdy dostał jak najwięcej. Wszyscy próbują uszczknąć coś dla siebie, bo myślą o swoim elektoracie i wcześniej danych obietnicach. Podział dochodów nie jest podziałem gospodarczym, lecz politycznym.

Eugeniusz Ruśkowski
profesor, Uniwersytet w Białymstoku

Minister Zyta Gilowska przedstawiła dość dobre koncepcje zmian w finansach publicznych w kwietniu. Jej powrót na stanowisko ministra finansów nie daje jednak szansy na wejście w życie dużej reformy finansów publicznych od 1 stycznia 2007 r. Drugi, zasadniczy etap reformy, może nastąpić dopiero w 2008 roku, ale muszą zostać spełnione pewne warunki. Rozłożenie reformy na raty może oznaczać zmianę koncepcji, co nie jest dobre. Decydujące są obecnie uwarunkowania polityczne, ponieważ reforma wymaga spokoju i konsekwencji.

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »