W Japonii jest już bessa
Ogłoszona wczoraj na sam koniec fatalnego dnia na rynkach, już po zamknięciu giełd nowojorskich, obniżka ratingu dla Irlandii przez agencję Standard & Poor's powinna przypomnieć inwestorom, że możliwość wyhamowania ożywienia, czy nawet nawrotu recesji w Stanach Zjednoczonych i innych dużych gospodarkach nie jest jedynym ryzykiem, które powinni brać pod uwagę.
Fakt, że ostatnio znacznie mniej się mówi o krajach PIGS, nie oznacza, że ich budżety w cudowny sposób zaczęły się równoważyć, a lokalne banki poradziły sobie z górą nietrafionych kredytów hipotecznych.
Niestety te problemy będą aktualne przez długie lata. S&P przewiduje, że w związku z wysokimi kosztami wspierania sektora finansowego przez rząd w Dublinie, szacowanymi już na 90 mld euro, zamiast wcześniejszych 10 mld, dług publiczny Irlandii podskoczy w 2012 r. do 113% PKB i będzie niemal dwa razy wyższy, niż był na koniec zeszłego roku. Wprawdzie scenariusz Grecji na razie raczej Irlandii nie grozi, lecz w stu procentach wykluczyć go nie można i warto o tym pamiętać.
Niezależnie od tego, czy rynki skoncentrują się dziś na ratingu Irlandii, czy też na innych sprawach, światowe giełdy akcji nadal mogą dziś tracić, Wczorajsza sesja była dla nich bardzo nieudana. W Japonii indeks Nikkei 225 wszedł w terytorium bessy (traci od szczytu ponad 20%), a wskaźniki europejskie i amerykańskie odnotowały nowe lokalne minima. Rynki żyły głównie danymi z rynku nieruchomości w USA, które dyskontowane były jeszcze przed ich opublikowaniem, bo już same prognozy mówiły, że będą bardzo słabe.
Agencja S&P obniżyła ocenę kredytową Irlandii z AA do AA-, tłumacząc to wysokimi kosztami, jakie ponosi rząd w związku z naprawą sektora bankowego.
Liczba przyznanych kredytów hipotecznych w Wielkiej Brytanii spadła w lipcu o 2,5%, do 33,7 tys., tj. poziomu najniższego od pięciu miesięcy - oszacowało British Bankers' Association. Rok do roku liczba kredytów spadła o 18,5%
Inwestorzy oczekiwali, że najnowsze dane o sprzedaży domów na rynku wtórnym w USA będą słabe, jednak okazały się one katastrofalne. Liczba zrealizowanych transakcji sprzedaży domów w przeliczeniu na pełny rok wyniosła jedynie 3,83 mln i była o 27% niższa niż przed rokiem. Tak wielkiego spadku, ani tak niskiego poziomu sprzedaży, od momentu, kiedy zaczęto gromadzić porównywalne dane, czyli od 1999 r., jeszcze nie notowano.
Ceny domów były wprawdzie minimalnie wyższe aniżeli rok temu, ale i tu pojawił się negatywny sygnał, bo spadły one w porównaniu z czerwcem, po tym jak cztery razy z rzędu wzrosły. Za przeciętny dom w USA trzeba było w lipcu zapłacić 182,6 tys. dolarów.
Kondycję rynku domów w USA w ostatnich miesiącach w pewnej mierze sztucznie osłabiło wygaśnięcie specjalnych ulg podatkowych i wielu specjalistów liczy, że rynek ten się z czasem podniesie. Na razie jednak jest on hamulcem dla ożywienia w gospodarce.
Katarzyna Siwek