Kryzys w Sudanie Płd. zagrożeniem dla globalnych dostaw ropy

Kryzys w Sudanie Południowym budzi obawy o globalny poziom dostaw ropy naftowej i ceny tego surowca - pisze w poniedziałek "Financial Times".

Walki w Sudanie Południowym to kolejny cios dla globalnego rynku ropy, po tym gdy w Nigerii sabotaże i kradzieże spowodowały ograniczenie produkcji o 350 tys. baryłek dziennie, a w Libii z powodu starć w tym kraju o przynajmniej 1,1 mln baryłek dziennie.

Jak pisze gazeta, Afryka zastąpiła Bliski Wschód jako region, wobec którego tradycyjnie wyraża się obawy jeśli chodzi o bezpieczeństwo dostaw ropy naftowej. Rebelianci zdobyli Bentiu, stolicę bogatego w ropę stanu Unity, zwiększają obawy o wydobycie na polach naftowych w tym regionie. Jak informuje "FT", zagraniczne koncerny naftowe działające w Południowym Sudanie zaczęły już ograniczać produkcję surowca z niektórych złóż. Przed rozpoczęciem kryzysu w kraju wydobywano około 250 tys. baryłek dziennie.

Reklama

"Potencjalne straty będą zależeć od tego, co wydarzy się w tym tygodniu. Jeśli walki będą toczyć się w pobliżu pól, produkcja z coraz większej liczby wież wiertniczych zostanie wstrzymana. Jeśli obie strony zagwarantują pewne bezpieczeństwo, produkcję można będzie kontynuować" - powiedział cytowany przez gazetę jeden z dyrektorów firm wydobywczych, pragnąc jednak zachować anonimowość.

W poniedziałek cena ropy Brent, która jest globalny benchmarkiem dla cen tego surowca, osiągnęła najwyższy poziom za baryłkę w ciągu ostatnich dwóch tygodni - ok. 112 dolarów.

Były wiceprezydent Sudanu Płd. Riek Machar powiedział w sobotę w rozmowie z BBC, że oddziały rebelianckie, którym przewodzi, opanowały roponośny stan Unity. Według BBC sytuacja w Sudanie Płd. zakrawa już na wojnę domową.

Stan Unity, graniczący z Sudanem, produkuje znaczną część południowosudańskiej ropy. Według Machara wojskowym gubernatorem Unity został teraz wierny mu generał James Koang.

Zdaniem Machara, walczący z siłami rządowymi rebelianci kontrolują też w dużej mierze stan Jonglei (arab. Dżunkali), w którym władzę wojskową ma sprawować inny wierny mu generał - Peter Gadet.

Jednak oddziały wojsk rządowych nadal starają się odbić miasto Bor, stolicę Jonglei, gdzie już od tygodnia dochodzi do krwawych starć.

Do pierwszych poważnych starć w Sudanie Południowym doszło tydzień temu w niedzielę. Po utrzymujących się kilka miesięcy napięciach wywołanych zdymisjonowaniem w lipcu przez prezydenta Salvę Kiira Mayardita wiceprezydenta Rieka Machara, w pobliżu stolicy wybuchły walki. Według Kiira w najnowszych incydentach stroną atakującą były oddziały wierne Macharowi.

W starciach między rywalizującymi frakcjami armii zginęło co najmniej 500 osób, a 800 zostało rannych. 35 tys. osób schroniło się w bazach ONZ.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Financial Times | „Financial Times” | ropa naftowa | kryzys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »