Niedźwiedzie nie czekały na dane zza oceanu

Kiepskie nastroje dominowały dziś już od samego rana na większości rynków finansowych. I to mimo że informacje ze strefy euro były raczej optymistyczne. Potwierdzony został rekordowy wzrost niemieckiej gospodarki w drugim kwartale o 2,2 proc., a te już nieco przestarzałe dane okraszone zostały doniesieniami o wzroście zamówień przemysłu strefy euro o 2,5 proc.

Kiepskie nastroje dominowały dziś już od samego rana na większości rynków finansowych. I to mimo że informacje ze strefy euro były raczej optymistyczne. Potwierdzony został rekordowy wzrost niemieckiej gospodarki w drugim kwartale o 2,2 proc., a te już nieco przestarzałe dane okraszone zostały doniesieniami o wzroście zamówień przemysłu strefy euro o 2,5 proc.

Spodziewano się ich zwyżki o 1,5 proc. Niewiele to jednak giełdom pomogło. Przeważały odświeżane obawy o kondycję globalnej gospodarki. Na potwierdzenie tych obaw w postaci informacji z amerykańskiego rynku nieruchomości inwestorzy jednak nie czekali i przystąpili do bardziej zdecydowanej wyprzedaży.

Gdy okazało się, że dane są rzeczywiście dużo gorsze, niż się spodziewano, indeksy jeszcze mocniej zanurkowały. Na rynku wtórnym sprzedano 3,8 mln domów, podczas gdy liczono na 4,7 mln. S&P500 tracił ponad 1,5 proc., główne wskaźniki w Europie spadały po ponad 2 proc.

Reklama

Polska GPW

Po wczorajszym optymizmie dziś na warszawskim parkiecie nie było już ani śladu. Indeks największych spółek zaczął dzień od spadku o 0,6 proc., a WIG zniżkował o 0,4 proc. Wskaźniki małych i średnich firm traciły na wartości po około 0,1 proc. W dodatku nastroje szybko się pogarszały. WIG20 znów nalazł się niebezpiecznie blisko 2430 punktów, czyli poziomu uznawanego za ważne wsparcie.

Popyt przez kilka godzin bronił się przed dalszą przeceną, a indeks poruszał się w wąskim przedziale 2433-2440 punktów. Spośród grona największych spółek na plusie udawało się utrzymać jedynie akcjom Biotonu. Wśród spadkowiczów prym wiodły walory firm surowcowych i największych banków. Po południu papiery Pekao, PKO, Lotosu i PKN Orlen traciły po ponad 2 proc. Po 1,5 proc. zniżkowały akcje BRE i KGHM, niemal 1 proc. w dół szły papiery PZU.

Drugi, popołudniowy atak podaży doprowadził do przełamania poziomu 2430 punktów, WIG20 spadał wówczas o 1,9 proc. Po złych danych zza oceanu i przyspieszeniu spadków w Europie, końcówka sesji była jeszcze gorsza. Ostatecznie indeks największych spółek stracił 2,25 proc., WIG zniżkował o 1,88 proc., mWIG40 spadł o 1,18 proc., a sWIG80 o 1,59 proc. Obroty wyniosły prawie 1,27 mld zł.

Giełdy zagraniczne

Indeksy na Wall Street wciąż nie mogą wyrwać się ze spadkowej tendencji. W ostatnich dniach jej tempo jest niezbyt duże, ale konsekwencja widoczna. Wczoraj Dow Jones i S&P500 straciły po kolejne 0,4 proc. W przypadku tego ostatniego poziom wsparcia jest już bardzo blisko.

Jeśli więc pojawią się złe dane makroekonomiczne, może on zostać z impetem przełamany, co znacznie pogorszy obraz rynku. Wiele rozstrzygnąć się może już w najbliższych dniach.

Już dziś rozstrzygnięcia zapadły na dwóch głównych giełdach azjatyckich. Nikkei, po spadku o 1,3 proc., osiągnął poziom najniższy od ponad dwunastu miesięcy, powiększając ostatnią, trwającą od początku kwietnia falę spadkową do 21 proc. Z kolei Shanghai B-Share skokiem o ponad 5 proc. zbliżył się do kwietniowego szczytu, niwelując niemal w całości wcześniejsze spadki trwające do połowy maja.

Nikkei "cierpi" z powodu umacniającego się coraz bardziej jena, który dziś był najmocniejszy od maja 1995 r. Dolara można było kupić już za 84 jeny. Inwestorzy martwili się także brakiem zapowiadanych rozmów i decyzji w sprawie przeciwdziałania umocnienia się japońskiej waluty i stymulowania gospodarki. Nieco bardziej tajemnicza była zwyżka Shanghai B-Share, która w ciągu dnia sięgała nawet 7 proc. Tym bardziej, że Shanghai Composite zyskał jedynie 0,4 proc.

Indeksy w Paryżu i Frankfurcie zaczęły dzień od spadków po 0,8 proc., zaś Londyński FTSE tracił 0,4 proc. Nastroje jednak bardzo szybko się pogorszyły i skala przeceny zwiększyła się. DAX po godzinie tracił już ponad 1 proc., i to mimo potwierdzenia rewelacyjnych danych o wzroście niemieckiej gospodarki o 2,2 proc. w drugim kwartale oraz informacji o większym niż się spodziewano wzroście zamówień w przemyśle strefy euro. Bez trudu pożegnał się z poziomem 6000 punktów.

Jeszcze gorzej radził sobie CAC40, który w najgorszym momencie tracił na wartości aż 1,6 proc. Równie kiepska była sytuacja na parkietach naszego regionu. Moskiewski RTS i rumuński BET zniżkowały po 1,5 proc., nieznacznie ustępował im wskaźnik w Pradze. Indeksy w Rydze i Tallinie traciły po 2,5-3 proc. Ani przez chwilę byki nie pokusiły się o próbę obrony i skala przeceny zdecydowanie zwiększyła się wczesnym popołudniem.

Tuż po godzinie 16.00, gdy dane zza oceanu okazały się znacznie gorsze, niż się spodziewano, indeks w Paryżu tracił 2,6 proc., DAX zniżkował o 2,3 proc., a FTSE spadał o 1,7 proc.

Waluty

Wspólna waluta od kilkunastu dni znajduje się najwyraźniej w odwrocie. Początek tego tygodnia nie tylko nie przyniósł zmiany tej tendencji, ale wręcz jej pogłębienie. Poniedziałkowe popołudniowe osłabienie kursu euro do 1,265 dolara dziś przed południem było kontynuowane. Przez moment kurs euro znalazł się bardzo blisko kolejnej bariery na poziomie 1,26 dolara. Kiepskie nastroje na rynkach finansowych raczej nie wróżą dobrze wspólnej walucie, choć po publikacji złych danych z amerykańskiego rynku nieruchomości kurs euro dynamicznie wzrósł.

Nastroje te ze zdwojoną siłą odbijają się na złotym. Dziś tuż po południu za dolara trzeba było płacić już ponad 3,19 zł. Kurs euro pokonał barierę 4 zł, i to aż o 2 grosze. Frank zdrożał do 3,06 zł. W porównaniu do początku drugiej dekady sierpnia cena "szwajcara" wzrosła o 20 groszy, czyli o 7 proc. Dzisiejsze optymistyczne informacje dotyczące naszej gospodarki nie miały dla inwestorów najmniejszego znaczenia.

Podsumowanie

Względna siła naszego rynku, której na upartego można było dopatrywać się w ostatnich dniach, prysła dziś momentalnie pod presją pesymizmu na głównych giełdach europejskich. Bronione niedawno poziomy 2450, czy 2433 punktów w przypadku indeksu największych spółek zostały przełamane przez niedźwiedzie z dużą łatwością.

Zamiast spodziewanego odbicia, zbliżyliśmy się do 2400 punktów, czyli poziomu z 21 lipca, gdy rozpoczynała się druga fala niedawnej tendencji wzrostowej. Bez radykalnej zmiany nastrojów na światowych rynkach, trudno mówić o optymistycznych perspektywach. Na dodatek nie bardzo wiadomo, co miałoby taką zmianę wywołać.

Roman Przasnyski

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: deta | WIG | strefy | danie | nastroje | niedźwiedzie | Dana
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »