Emerytalna pułapka. Dłuższa praca może się nie opłacać

Prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska przekonuje, że odłożenie decyzji o przejściu na emeryturę pomoże znacznie zwiększyć, a nawet podwoić świadczenie. Ta zasada działałaby, gdyby system funkcjonował tak jak powinien, ale został w ostatnich latach popsuty. Kobietom praca ponad obecny wiek emerytalny się nie opłaca, a żeby tak było, musiałyby żyć ponad 100 lat - wylicza ekspert.

Rząd PiS obniżył wiek emerytalny do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn, a jednocześnie zachęca do dłużej pracy np. oferując tzw. zerowy pit dla seniorów. Do przesuwania decyzji o przejściu na emerytów namawia także szefowa ZUS.

- Emerytury z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych są obliczane w myśl zasady zdefiniowanej składki. Oznacza to, że im więcej opłacamy składek oraz im później przechodzimy na emeryturę, tym wyższe będzie otrzymane świadczenie. Wcześniejsze przejście na emeryturę oznacza niższe świadczenie. Odłożenie decyzji o przejściu na emeryturę o rok może zwiększyć przyszłe świadczenie nawet o 10-15 proc. Odczekanie 7 lat może je nawet podwoić. - przekonuje prof. Gertruda Uścińska, prezes ZUS.

Reklama

Problem w tym, że takie były założenia tego systemu, ale majstrując w nim, kolejne ekipy polityczne rozmontowały go i to w znacznym stopniu. W efekcie jest tak, że późne przechodzenie na garnuszek ZUS jest opłacalne tylko dla niektórych.

- Zasada, o której mówi pani profesor odnosi się do tego jak system działać powinien. Problem jednak polega na tym, że przez szereg lat reformowania ta podstawowa reguła przestaje funkcjonować. Kobietom, które mogą obecnie przejść na emeryturę w wieku 60 lat i spełnią warunki do otrzymania okresowej emerytury kapitałowej, nie opłaca się z tym zwlekać, bo one w wyniku błędu systemu, w wieku 65 lat będą miały przeliczoną emeryturę tak, jakby przeszły na nią dopiero w wieku "męskim", bez odliczenia kwot z aktywów zaewidencjonowanych na koncie ZUS, które pobrały przez te 5 lat,  między 60 a 65 rokiem życia - mówi Tomasz Lasocki, ekspert z zakresu zabezpieczenia społecznego z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. 

Upraszczając będą miały przeliczoną emeryturę tak jakby czekały do 65 roku życia, mimo, że już w wieku 60 lat zaczęły pobierać ją z ZUS.

Bardziej opłaca się pracować na emeryturze

- Różnica w świadczeniu kobiety, która przeszła na emeryturę w wieku 60 lat i takiej, która wstrzymała się z tym do 65 roku życia będzie niewielka, bo "konsumowany" w tym czasie będzie tylko kapitał z subkonta ZUS (na które idzie tylko 1/3 składek). W przypadku osób które pracowały przed 1999 rokiem i mają kapitał początkowy będzie to miało jeszcze mniejsze znaczenie, ponieważ udział subkonta w całości aktywów tych osób jest jeszcze mniejszy. W efekcie, różnica w emeryturze kobiety, która skończyła 65 lat, ale już wieku 60 lat zaczęła ją pobierać, wracając na zajmowane wcześniej stanowisko i takiej, która przeszła na emeryturę dopiero po ukończeniu 65 lat wyniesie ok. 3,7 proc.!  Ta różnica jest minimalna, a kobieta która na nią przeszła wcześniej pobierze przecież 60 emerytur i wszystkie 13-ki i 14-ki - wylicza Tomasz Lasocki.

Decyzja o późniejszym przejściu na emeryturę zaczęłaby się zwracać dopiero po kilkudziesięciu latach, więc byłaby racjonalna dopiero w sytuacji, gdyby taka kobieta żyła ponad 100 lat.

Komu nie opłaca się dłużej pracować?

Nie opłaca się też dłużej pracować osobom, które i tak nie wypracują istotnie wyższej emerytury niż minimalna, bo jeśli mają uprawniający staż czyli 20 i 25 lat to nawet gdy nie mają wystarczającego kapitału emerytalnego  państwo im musi dopłacić do emerytury minimalnej.

ZUS przekonuje do dłuższej pracy podając przykład obecnych 80-latków, którzy dopiero w tak podeszłym wieku przeszli na emeryturę.

- Wynika to z opłacenia dodatkowych składek, ich waloryzacji oraz mniejszej liczby miesięcy życia na emeryturze przyjętej do obliczeń. Przekonała się o tym emerytka, która na emeryturę przeszła w wieku 81 lat i 6-m-cy, mając ponad 61 lat stażu pracy. Dziś otrzymuje najwyższą kobiecą emeryturę w Polsce, która wynosi 26,8 tys. -  przekonuje prezes ZUS.

Jednak Tomasz Lasocki zwraca uwagę, że powtórzenie obecnych rekordów nie będzie możliwe.

Rekordzistów emerytalnych już nie będzie

- Pani jest ze starego systemu, ale przeszła na emeryturę "po nowemu" tj. z kapitałem początkowym. Gdyby jej emerytura była faktycznie obliczana tylko w starym systemie, to przy najbardziej optymistycznych założeniach wyniosłaby 10,9 tys. "Boost" wynika z przeskakiwania między systemami, którego już nie będzie dla osób urodzonych po 1948 r. Nawet osoby z kapitałem początkowym, urodzone w latach 60., takiego świadczenia nie "wykręcą", a wynika to z arytmetyki obliczania kapitału początkowego - mówi Lasocki. To nie jest reprezentatywny przykład do pokazywania, że opłaca się długo pracować, by mieć bardzo wysoką emeryturę.

Nie jest tak, że tego systemu emerytalnego nie da się przywrócić na takie tory, żeby działała zasada zdefiniowanej składki, choć od strony politycznej jest to mało realne.

- Do tego, żeby system działał i sprawdzała się ta zasada, o której mówi prezes ZUS, trzeba byłoby wyrównać wiek emerytalny, bo wówczas spadnie odsetek emerytur minimalnych, a pod drugie trzeba zlikwidować ponowne przeliczenie emerytur kobiet po ukończeniu 65 lat. Dopiero wówczas zasada im dłużej pracujesz tym wyższą masz emeryturę, będzie się sprawdzała w odniesieniu do większości ubezpieczonych w ZUS. W obecnych warunkach tak nie jest - podsumowuje ekspert UW.

Monika Krześniak-Sajewicz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: emerytura | ZUS | wiek emerytalny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »