Pod presją zachodu

Pod presją informacji z zachodu poruszał sie rynek walutowy.

Pod presją informacji z zachodu poruszał sie rynek walutowy.

Mijający tydzień obfitował w szereg wydarzeń, które miały duży wpływ na polską walutę. Najważniejsze było to, co działo się zagranicą. Zachowanie amerykańskich giełd kosztowało wielu inwestorów sporo nerwów. Nie ma stabilizacji, bardzo trudno jest przewidzieć to, co stanie się w ciągu najbliższych dni. Dzieje się tak głównie dlatego, że inwestorzy bardzo aktywnie reagują na informacje o osiągnięciach finansowych poszczególnych spółek.

Również rynek wspólnej waluty daleki jest od równowagi. Niefortunna wypowiedź Duisenberga, szefa ECB (na początku tygodnia poddał w wątpliwość możliwość następnych interwencji w obronie wspólnej waluty) doprowadziły do kolejnego rekordowego spadku. W czasie sesji w Nowym Jorku za EURO płacono już 0.8334. Poza tym było ono bardzo wrażliwie na zmianę sytuacji w USA. Spadki na giełdach prowadziły do "wychodzenia" inwestorów europejskich z USD i kupowania przez nich EURO. Wzrosty odwrotnie, przy czym zmiany wartości były znaczne i to w krótkim okresie czasu. W dalszym ciągu nie ma strukturalnych fundamentów, które mogłyby pchnąć wspólną walutę na wyższy poziom. Na konferencji prasowej po posiedzeniu ECB (czwartek) mogliśmy się dowiedzieć, że nie ma już praktycznie szans na zejście z inflacją do poziomu 2% rok/rok w 2000 roku (co pierwotnie zakładano). Wprawdzie wzrost gospodarczy ma osiągnąć około 3% (mimo siedmiu podwyżek stóp procentowych w tym roku), ale to i tak znacznie mniej, niż w USA.

Reklama

Poza tym mijający tydzień przyniósł nam nowe informacje o sytuacji polskiej gospodarki. Nie zaskoczyły one analityków. Inflacja spadła, ale wciąż jest wysoka (10.3% rok/rok), podobnie jest z PPI (8.3% rok/rok). Trochę optymizmu wnoszą dane o produkcji (5% wzrostu rok/rok). O kilkunastoprocentowych zmianach możemy już zapomnieć (chyba, że będą one wynikały z różnicy dni roboczych), skończyliśmy już bowiem odbudowę gospodarki po kryzysie rosyjskim (nie ma już niskiej bazy, do której odnoszono dane roczne). Martwi kolejny wzrost poziomu bezrobocia. Osiągnęło już ono poziom 14% i nie wydaje się, aby mogło się zmniejszyć w najbliższym czasie (choćby z powodu końca okresu robót sezonowych). Jedyne pocieszenie (ale bynajmniej nie dla szukających pracy), że wzrost produkcji w połączeniu ze wzrostem bezrobocia wskazuje na poprawę wydajności pracy.

W polityce na razie bez zmian, przyszłość AWS dalej nie jest pewna.

Złoty najsilniej zareagował na fatalne otwarcie DJ. Spowodowało ono spadek o 4 grosze w ciągu kilkudziesięciu minut i osiągnięcie tego tygodniowego minimum 4.72. Z kolei czwartkowy wzrost NASDQ doprowadził do umocnienia w piątek rano. Jednak trudno było zauważyć jakiś trend, przez cały tydzień byliśmy najczęściej w okolicach 4.68 - 4.69, a więc mniej więcej na poziomie zeszłotygodniowego zamknięcia. Złoty jest więc wciąż słaby.

Co może nas spotkać w przyszłym tygodniu? W dalszym ciągu trudno wskazać czynniki, które mogą doprowadzić do wyraźnego wzmocnienia. Oczywiście możliwe są zmiany o kilka groszy (do takiej zmiany mogłoby dojść, gdybyśmy znowu zaobserwowali wyraźny wzrost giełd w USA), jednak wciąż bardziej prawdopodobne jest osłabienie złotego lub w najlepszym razie stabilizacja jego kursu.

brak
Dowiedz się więcej na temat: USA | Pod presją | presja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »