Kosztowna obrona złotego

Grozi nam recesja albo kryzys walutowy i dlatego powinniśmy podjąć ryzyko szybkiej zamiany złotego przez euro - utrzymuje jeden ze znanych ekspertów. Pozostali ekonomiści odrzucają ten pomysł z racji dystansu Polski wobec UE i kosztów.

Grozi nam recesja albo kryzys walutowy i dlatego powinniśmy podjąć ryzyko szybkiej zamiany złotego przez euro - utrzymuje jeden ze znanych ekspertów. Pozostali ekonomiści odrzucają ten pomysł z racji dystansu Polski wobec UE i kosztów.

Zdaniem dr Andrzeja Bratkowskiego, jedynie jak najszybsze (nawet jednostronnego) wprowadzenie w Polsce euro zamiast złotego - daje nam szansę na wyplątanie się z nierozwiązywalnego dziś dylematu: Albo kryzys walutowy albo ekonomiczna recesja. Zgłoszoną dawniej propozycję eksperta CASE (wraz z prof. Jackiem Rostowskim z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego) powszechnie i gremialnie skrytykowano, lecz ostatnio już coraz częściej się nad nią na serio dyskutuje. Wczoraj spór podjęli ekonomiści INE PAN.

Oba rozwiązania - albo utrzymywanie dla zażegnania zagrożenia kryzysem, restrykcyjnej polityki pieniężnej, co nieuchronnie prowadzi do recesji, albo rewolucyjna zmiana u nas waluty, dla "importu" wiarygodności z UE - oznaczałby nieszczęście dla kraju, wskazywali ekonomiści. Pierwszy scenariusz pozwala bowiem na ewolucyjne przemiany, lecz coraz wyraźniej już prowadzi do niemal zerowego wzrostu gospodarczego.

Reklama

Drugi zaś prowadzi do napięć, gdyż wymaga radykalnej zmiany struktury cen. Ten ostatni argument spotkał się z repliką, że za zawyżone w stosunku do wynagrodzeń ceny np. wielu usług nie odpowiada wcale złoty, lecz winny jest temu zjawisko rząd z błędną polityką ochrony monopolistów - m.in. w telefonii, na kolei, w sektorach infrastruktury. Inną zaś sprawą są koszty, konieczne dla wprowadzenia euro. Cezary Wójcik na seminarium INE PAN wyliczył je na 8,5 proc. PKB jednorazowo za wymianę znaków pieniężnych oraz po 1,5 proc. PKB z utratą prawa emisji waluty. Jeśli jednak, wcześniej, czy później, mamy wejść do strefy euro, to i tak koszty te zapłacimy - replikował A. Bratkowski. Nie ma zaś w ogóle symulacji, ile zapłacimy za marsz dłuższą trasą - najpierw akces do UE, potem udział w mechaniźmie zbliżania kursów ERM II, a dopiero potem wprowadzenie euro.

Prawo i Gospodarka
Dowiedz się więcej na temat: obrony | kryzys | kryzys walutowy | ekonomiści | obrona | recesja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »