Referendum ws. euro legalne, ale...

Gdyby prezydent Lech Kaczyński rzeczywiście zechciał zarządzić referendum o przyjęciu euro, prawdopodobnie byłoby ono legalne, wywołałoby jednak lawinę sporów prawnych, być może nawet zakończonych renegocjacją Traktatu Akcesyjnego. Procedury prawne wszystko zniosą, mogłoby to być jednak polityczne samobójstwo.

Konstytucjonaliści mówią, że Lech Kaczyński, sygnalizując niedawno możliwość referendum na temat przyjęcia euro, wrócił do nierozstrzygniętego dotąd problemu o pierwszeństwo prawa. Z kolei politycy dzielą się na dwa obozy. Zwolennicy suwerenności twierdzą, że polska konstytucja jest najwyższym prawem. Drudzy mówią, że Polska oddała już Unii Europejskiej część suwerenności, akceptując, w referendum zresztą,

Jeśli zwolennicy suwerenności będą upierać się przy swoim, prezydent lub Sejm mogą zarządzić referendum i będzie ono z punktu widzenia prawa legalne. Brak akceptacji dla euro mógłby ich zachęcić do renegocjacji Traktatu.

Reklama

"Teoretycznie renegocjacja Traktatu jest możliwa, ale to byłoby samobójstwo" - mówi konstytucjonalista profesor Mirosław Granat z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Dodaje, że praktyka orzecznicza Trybunału Konstytucyjnego wprowadziła zasadę, że Konstytucja RP jest przychylna dla integracji, a więc należy interpretować ją tak, żeby zapewnić zgodność prawa polskiego z ogólnowspólnotowym. Polska zaakceptowała euro

Polska przyjmując Traktat, weszła do Unii Gospodarczej i Walutowej, jednak wspólną walutę będziemy mogli przyjąć dopiero po spełnieniu dość rygorystycznych warunków makroekonomicznych. Dania i Wielka Brytania zawarły w traktacie opcję opt-out, czyli możliwość niewprowadzania euro. Polska przyjmując Traktat zobowiązała się, że wprowadzi euro, choć nie zapisano żadnego konkretnego terminu.

"Skoro społeczeństwo polskie Traktat przyjęło, nie ma powodu, żeby do tego wracać" - mówi pragnący zachować anonimowość przedstawiciel rządu. Gdyby jednak prezydent lub Sejm zarządzili referendum, nie wiadomo, czy Trybunał Konstytucyjny mógłby ten proces powstrzymać. Zarządzenie prezydenta byłoby głosowane w Senacie i nabrałoby kształtu uchwały Senatu.

"Z zasady Trybunał Konstytucyjny nie ocenia uchwał parlamentu, choć raz tak zrobił, gdy na początku lat dziewięćdziesiątych Sejm podjął uchwałę o lustracji - mówi M. Granat.

Euro to korzyści

Dla ekonomistów jest oczywiste, że przyjęcie euro się opłaci. Poprzez ułatwienie dostępu do głębokiego, bardziej płynnego i przejrzystego rynku przyczyni się do zmniejszenia kosztów finansowania działalności gospodarczej oraz zwiększenia możliwości akumulacji kapitału i inwestycji. Wyeliminowane zostanie ryzyko kursowe. Obecność w Eurolandzie przyczyni się do rozwoju handlu, powiązań kapitałowych, pobudzając w ten sposób dalszą integrację i sprzyjając modernizacji gospodarki.

Wprowadzenie euro wiąże się jednak z koniecznością poniesienia kosztów, do których jeszcze nikt się u nas nie przymierzał. Chodzi przed wszystkim o koszty adaptacji do euro systemów informatycznych i operacyjnych, szkolenia pracowników oraz partnerów biznesowych, adaptacji urządzeń, takich jak bankomaty czy automaty do sprzedaży towarów. Ale są również koszty niewymierne, polegające na utracie kontroli narodowej nad polityką monetarną i emisją pieniądza. Dla niektórych państw, jak Wielka Brytania, cena ta była zbyt duża, żeby zamienić funta szterlinga na euro.

Pytaniem jest też zdolność polityków do dokonania restrukturyzacji finansów państwa. Parlament powinien wyrazić zgodę na zmiany wydatków rządowych, a to najczęściej trudno uzyskać - uważa Richard Mbewe, główny ekonomista WGI Domu Maklerskiego.

Kto na tym straci

Najtrudniej odpowiedzieć na pytanie, kto straci. Nie ulega wątpliwości, że spełnienie kryteriów Traktatu z Maastricht oznacza obniżenie wydatków rządowych, z których ogromną część stanowią transfery socjalne.

Ale jak pokazują doświadczenia innych krajów Eurolandu, niemal wszędzie wprowadzenie euro nie odbyło się bez bólu. Problemy z przeliczeniem kursów były drobnostką wobec dość powszechnych praktyk nieuzasadnionych podwyżek cen. We Włoszech alarmowano: wózek z żywnością w supermarkecie, kosztujący wcześniej 40 tys. lirów, w ciągu jednego dnia podrożał do 40 euro (1936 lirów - 1 euro). Gdzie indziej windowano ceny głównie przy zaokrąglaniu, żądając 10-15 proc. więcej np. za małą kawę we Francji. Na nostalgię za narodową walutą jeszcze do dzisiaj liczy część polityków, którzy - ostatnio we Włoszech i Niemczech - apelują o wyjście ze strefy euro.

Tadeusz Barzdo

Jacek Ramotowski

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »