PŻM kupuje w Korei, a Stocznia Szczecińska pada

Oby nas Unia nauczyła, jak dbać o swoje firmy. Rynek przede wszystkim - to zasada, którą uparcie promujemy na łamach "PB" przy różnych okazjach. Nie dlatego, że tak nam się wydaje. Dlatego, że nikt dotąd nie wymyślił lepszej i bardziej skutecznej metody gospodarowania.

Oby nas Unia nauczyła, jak dbać o swoje firmy. Rynek przede wszystkim -  to zasada, którą uparcie promujemy na łamach "PB" przy różnych okazjach. Nie dlatego, że tak nam się wydaje. Dlatego, że nikt dotąd nie wymyślił lepszej i bardziej skutecznej metody gospodarowania.

Pozostaje nam więc rynek, bez względu na to, czy mówimy o kursie złotego, stopach procentowych, szewcach czy mleczarzach.

Co bynajmniej nie oznacza, że rynek, a raczej jego niewidzialna ręka, załatwi za nas wszystko. Albo inaczej - pewnie by tak by mogło być, gdyby nie fakt, że niewidzialna siła rynku w różnych zakątkach świata jest - delikatnie mówiąc - stymulowana.

A to Europejczycy dopłacą do swoich rolników, a to Amerykanie zwiększą wydatki na obronność. I nikt nie robi tego, by mleko było bielsze, a ludzie żyli bezpiecznej. Robi się to po to, by podnieść konkurencyjność własnych firm na globalnym rynku. Bo innego już nie ma.

Reklama

To oczywiście nie oznacza, że wszystkie chwyty są dozwolone. Ale jeśli jakieś nie są zabronione, dlaczego ich nie wykorzystać. Dlaczego, skoro rząd ma olbrzymi problem z upadającą Stocznią Szczecińską, PŻM, państwowa firma, kupuje statki w Korei, gdzie notabene państwo bardzo wspiera finansowo stocznie? Oczywiście dlatego, że w Korei jest taniej.

Zgoda, ale nie do końca. Jeśli założymy, że państwo (czyli ja i państwo, nie zaś ten czy inny rząd) będzie dopłacać do stoczni, to państwowa firma mogłaby w niej zamówić kilka statków, może nawet dostać na to gwarancje skarbu? Czy skoro ten czy inny minister decyduje się na sadzanie kolesiów na stołkach spółek państwowych, by się mogli "sprawdzić w biznesie", nie może im przy okazji zasugerować, żeby się sprawdzali w kraju? Odpowiedź na oba pytania brzmi oczywiście tak. A że sprawa jest jasna jak słońce, należy zadać pytanie pomocnicze - czy urzędnicy w naszym kraju nie mają odrobiny sprytu, czy brakuje im dobrej woli. I cokolwiek byśmy nie odpowiedzieli, zadowoleni nie będziemy.

Wniosek mam więc racjonalizatorski, żebyśmy jednak jak najszybciej weszli do Unii Europejskiej. Choćby z jednego powodu - tamtejsi urzędnicy wiedzą, jak stymulować swoich producentów stali, jabłek, samochodów, bananów i innych cudów. Więc skoro już będziemy w jednej grupie, może nauczą naszych urzędników. A jak się nie da, to może przynajmniej zrobią to za nich.

Bo skoro na całym cywilizowanym świecie króluje stymulowana gospodarka rynkowa, w Polsce nie może być inaczej tylko dlatego, że urzędnicy nie wiedzą jak albo im się nie chce, albo mają inne pomniki na głowie, albo Stasiek się dopiero sprawdza w biznesie. Bo zamiast Unii będziemy musieli gonić Argentynę. A polskie drogi na pewno nie wytrzymają długotrwałego i rytmicznego uderzania kaskami.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Stocznia | PŻM | urzędnicy | stocznia szczecińska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »