Polska - widz czy gracz w rosyjskiej grze energetycznej?

Bezpieczeństwo energetyczne Polski jest na liście priorytetowych zadań kolejnych rządów już od dawna. Obecnie jednak nadaje się tej kwestii coraz większe znaczenie. Nie tylko ze względów politycznych.

Zabezpieczenie ciągłości dostaw surowców energetycznych po cenach rynkowych staje się głównym argumentem w dyskusji o dywersyfikacji dostaw gazu ziemnego i ropy naftowej do Polski. Decyzje oparte na czystym rachunku ekonomicznym wciąż jednak muszą uwzględniać politykę energetyczną Rosji. A polityka energetyczna Rosji, z natury rzeczy, pozostaje w sprzeczności z dobrze rozumianym interesem energetycznym Polski.

Zobowiązanie podjęte na forum Unii Europejskiej, nakładające na Polskę obowiązek redukcji emisji CO2, powinno być rozumiane tak samo, jak deklaracja zwiększenia zapotrzebowania na gaz ziemny. Temat gazu staje się w Polsce z każdym kolejnym miesiącem coraz bardziej popularny. Mówi się o nim w kilku aspektach.

Reklama

Surowiec ten sprowadzany jest z Rosji gazociągiem Jamał, którego budowa zakończyła się we wrześniu 1999 roku. Monopol tego źródła dostaw to, jak słusznie zauważono, zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego Polski. Pojawiło się więc kilka koncepcji, które mają na celu dywersyfikację źródeł dostaw.

Pomysły "do szuflady"

Na liście pomysłów znalazł się gazociąg biegnący z Norwegii do Polski. Ten pomysł okazał się jednak nierealny. Słuszność tego przedsięwzięcia negowało zbyt małe zainteresowanie innych państw projektem oraz stosunkowo niewielkie zapotrzebowanie Polski na gaz. Eksperci twierdzą ponadto, iż, przy obecnym poziomie eksploatacji, złoża norweskie wyczerpią się za 15 lat.

Norweskie koncerny, które potencjalnie byłyby zaangażowane w ten projekt - tzn. Statoil oraz Norsk Hydro - zadeklarowały już chęć współpracy z Gazpromem oraz amerykańskim Chevronem i ConocoPhilips przy eksploatacji rosyjskich złóż Sztokmana na Morzu Barentsa. Powodem dopuszczenia przez Moskwę zagranicznych inwestorów do tych złóż są potrzeby kapitałowe. Koszt eksploatacji szacowany jest na 320 mld dolarów. Zasoby złoża oceniane są na 90-100 mln ton, z czego 70 proc. to gaz. Kremlowscy analitycy szacują, że jeden rubel zainwestowany w wydobycie ropy i gazu ze złóż Sztokmana zwróci 70 rubli, złoża przyniosą w przyszłości 200 mld dolarów rocznych wpływów.

W debacie publicznej pojawiały się także pomysły budowy tzw. interkonektorów, czyli lądowych połączeń gazociągów umożliwiających przesył surowca w obie strony. W urzeczywistnieniu tych ambitnych planów, które miały zostać zrealizowane na granicy z Niemcami oraz Czechami, przeszkodził jednak brak środków. Nadzieją w tej kwestii jest jednak Komisja Europejska, która przeznaczyła na ten cel ponad 1 mld euro.

Kolejną koncepcją, która powstała stosunkowo niedawno i została umieszczona na liście strategii dywersyfikacji źródeł dostaw gazu, jest pozyskiwanie tego surowca z łupków skalnych. Eksperci rynku energetycznego szacują, iż na terenie Polski może być od 1,4 do 3 bln m3 gazu ukrytego w skałach. To oznacza, że łupki skalne kryją w sobie złoża od 15 do 30 razy większe niż złoża konwencjonalne.

O istnieniu tych złóż wiedziano od dawna, nie traktowano ich jednak do tej pory jako źródła dostaw. Powodem była bardzo kosztowna eksploatacja. Jednak wywindowane ceny surowców energetycznych oraz znaczny postęp technologiczny, który nastąpił w ostatnim półwieczu w dziedzinie eksploatacji złóż naturalnych powoduje, że dyskusja na temat łupków skalnych jako źródeł gazu nie jest opowieścią z dziedziny economical and science fiction, lecz koncepcyjnym przygotowaniem do realnych działań.

Technologia eksploatacji gazu z łupków skalnych została opracowana w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, gdzie pokłady tego surowca są największe. Stany Zjednoczone produkują z łupków około 60 mld m3 gazu rocznie, a ich zasoby szacowane są na ponad 23 bln m3. Oznacza to, iż przy utrzymaniu tempa produkcji na obecnym poziomie ten sposób eksploatacji gazu, wciąż nieufnie wykorzystywany w Polsce, może spowodować obniżenie światowego poziomu cen. To zaś może spowodować, że szacowany dzisiaj na niskim poziomie koszt takiego sposobu pozyskiwania gazu znowu wzrośnie.

O prawa do poszukiwań w Polsce złóż gazu zgromadzonego w łupkach skalnych ubiega się już 14 międzynarodowych korporacji, w tym: Exxon Mobil, Chevron, ConocoPhilips, Maraton Oil Corp, BNK Petroleum, FX Energy oraz Lane Energy Poland. W kwietniu mają się rozpocząć pierwsze odwierty. Na te stać jednak tylko najbogatszych. Jeden odwiert kosztuje bowiem nawet 35 mln zł. Może się więc okazać, iż polscy producenci będą obserwować jak ich zagraniczni, bogatsi konkurenci powiększają swój majątek na ich podwórku.

Dostawy "z morza"

Najbardziej realnym pomysłem, który zaczyna się urzeczywistniać, jest terminal LNG w Świnoujściu, którego otwarcie planowane jest w 2014 roku. Terminal ma przyjmować ponad 5 mld m3 gazu rocznie. Dostawy gazu są już zakontraktowane. Będziemy je przywozić na tankowcach aż z Kataru.

Dzisiejsza wycena inwestycji to 700 mln euro (niecałe 3 mld zł). Koszt ten w trakcie realizacji może jednak ulec zwiększeniu. Tego należy się spodziewać patrząc na inne tego rodzaju przedsięwzięcia realizowane na świecie. Zasadność budowy gazoportu, inwestycji polskiego rządu na terenie Polski, jeszcze do niedawna zależała od decyzji rosyjsko-niemieckiego konsorcjum Nord Stream.

Aby móc bezpiecznie dostarczać gaz do Świnoujścia, rura Gazociągu Północnego biegnąca po dnie Bałtyku powinna być wkopana w dno morza. Taka decyzja została podjęta dopiero na początku marca br. Gazociąg zostanie zakopany na odcinku 20 km i przesunięty na głębsze wody na odcinku 12 km. Zagwarantuje to możliwość dostępu do portów w Szczecinie i Świnoujściu statków o zanurzeniu do 16 m.

Gazprom na północy i południu

Zdaniem wiceprezesa PGNiG, Sławomira Hinca, Gazprom to wiarygodny partner, który stara się zrozumieć problemy polskiego odbiorcy gazu. Odmiennego zdania jest Jacek Saryusz-Wolski, szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej w rządzie Jerzego Buzka. Twierdzi on, iż Gazprom jest organem, za pomocą którego Rosja realizuje swoje cele militarne i polityczne. Z pewnością trudniej znaleźć zwolenników pierwszego twierdzenia, niż stronników drugiego.

Analizować to - kontrolowane przez Kreml - przedsiębiorstwo należy jednak w oderwaniu od polityki, choć zdecydowana większość ekspertów rynku energetycznego twierdzi, iż niemożliwe jest rozdzielnie tych dwóch sfer w przypadku gazu i ropy naftowej.

W czasie, gdy projekt Nord Stream pozostawał w fazie koncepcji, Polska - razem z Estonią, Łotwą i Litwą - stanowczo mu się sprzeciwiała. Pewne obiekcje miała także początkowo Szwecja. Późniejsze zgody Kopenhagi, Sztokholmu oraz Helsinek na przeprowadzenie po dnie wód terytorialnych Danii, Szwecji oraz Finlandii gazociągu przypieczętowały realizację projektu.

Problem pozostał w kwestii finansowania, ale tutaj także znaleziono rozwiązanie. 7 kwietnia rozpoczęto kolejny etap budowy Nord Stream`u, jednak pomimo tego polskie protesty nie przeszły bez echa. Na forum Komisji Europejskiej rozgorzała bowiem dyskusja na temat unijnej solidarności energetycznej. Wprowadzony w życie w grudniu 2009 roku Traktat Lizboński oficjalnie wprowadził zasadę solidarności energetycznej, której esencją jest - między innymi - zakaz wprowadzania przez dostawców surowców energetycznych do umów bilateralnych takich klauzul, które zabraniają odsprzedaży gazu innym krajom europejskim.

Połączenie rosyjskiego Wyborgu z niemieckim Greisfwaldem poprowadzonym po dnie Bałtyku gazociągiem stanie się faktem w perspektywie najbliższych czterech lat. W ocenie Konsorcjum Nord Stream projekt ten nie zagraża jednak w żadnym stopniu bezpieczeństwu energetycznemu Polski. Co więcej - nie stoi on w sprzeczności z zasadą solidarności energetycznej, bowiem już w 2009 roku Niemcy, Francja, Dania oraz Wielka Brytania i Holandia (a więc jedynie członkowie Unii Europejskiej) zakontraktowały gaz ziemny dostarczany bałtycką rurą. Przedstawiciele Konsorcjum dodają, iż po zakończeniu projektu gaz dostarczany Potokiem Północnym zaspokoi potrzeby ponad 26 mln gospodarstw domowych w Europie.

Aby Polska mogła partycypować w korzyściach wynikających z tego przedsięwzięcia, na granicy z Niemcami należy wybudować interkonektory, a tych - póki co - nie ma. Kolejnym argumentem przedstawicieli Konsorcjum, odpierającym zarzuty polskiej strony, jest fakt, iż od 2000 roku ponad 50 proc. elektrowni budowanych na terenie Unii Europejskiej jest zasilanych gazem ziemnym. Kropkę nad i postawiła Komisja Europejska, uznając Nord Stream za projekt priorytetowy, zgodnie z wytycznymi dla transeuropejskiej sieci energetycznej.

Budowę rury pod Bałtykiem zainaugurował Dmitrij Miedwiediew, prezydent Rosji, razem z Janem Peterem Balkenende, premierem Holandii, Guentherem Ettingerem, komisarzem UE ds. energetyki oraz Gerhardem Schroederem, byłym kanclerzem Niemiec, obecnie prezesem Konsorcjum Nord Stream. W trakcie tej uroczystości Miedwiediew powiedział, iż jest to realny wkład Rosji w umacnianie bezpieczeństwa energetycznego Europy, zaś za zaletę projektu uznał ominięcie terytoriów tranzytowych (tutaj: Białoruś, Ukraina i Polska). Łączny koszt przedsięwzięcia szacuje się na około 17 mld euro, z czego 9 mld pochłonie rura na dnie Bałtyku, a kolejne 8 mld euro lądowy odcinek Grazowiec-Wyborg, którym zostanie doprowadzony gaz do Wyborga i dalej do Greifswaldu. Długość morskiego odcinka to 1220 km, zaś przepustowość to 55 mld m3 gazu.

Patowa sytuacja Możejek

Gazprom przypomina o sobie także na Litwie. W połowie grudnia 2006 roku PKN Orlen nabył od Jukos International UK pakiet 53,7 proc. rafinerii Mażeikiu Nafta (Możejki) za 1,5 mld USD. Transakcja rozliczona została 15 grudnia 2006 r. za pośrednictwem Giełdy Papierów Wartościowych w Wilnie.

Rosyjska strona, przewidując wybór nabywcy pakietu kontrolnego Możejek, już w połowie 2006 roku wstrzymała dostawy ropy. Oficjalną przyczyną były problemy techniczne. Dostawy są wstrzymane do dzisiaj i należy się spodziewać, iż tak pozostanie do chwili, gdy Łukoil nabędzie od PKN Orlen pakiet akcji Możejek - o ile to nastąpi. Takie starania rosyjska spółka naftowa rozpoczęła na początku lutego. PKN Orlen jednak walczy dalej i szuka partnera strategicznego, pomimo trudnej sytuacji spowodowanej między innymi wciąż trwającymi negocjacjami z litewskim rządem na temat przejęcia kontroli na portem paliwowym w Kłajpedzie.

Takim partnerem miał zostać kazachski KazMunaiGaz (ten się jednak wycofał) oraz rosyjsko-brytyjski TNK-BP (ten zaś nie dostał zgody Kremla). Wilno nie chce oddać Orlenowi kontroli nad Kłajpedą. Z drugiej strony naciska jednak na szybkie rozwiązania. Wiceminister energetyki Litwy Romas Svedas stwierdził, iż Orlen powinien określić, co zrobi z Możejkami. W tym samym czasie prezydent Litwy Dalia Grybauskaite, po spotkaniu z premierem Rosji Władimirem Putinem w Finlandii, poinformowała, iż oficjalne negocjacje rosyjskiej strony z Orlenem już się rozpoczęły.

Zdaje się, że brak zdecydowania Litwy w kwestii własności ich narodowej rafinerii przedłuża jedynie sytuację patową. Problemy Możejek mają zostać omówione na forum litewskiej Rady Obrony Państwa.

Europa w kleszczach Gazpromu

Gazprom otoczył Europę gazowymi kleszczami. Na południu rosyjski potentat gazowy konkuruje z europejskim Nabucco, budując South Stream. W tym przedsięwzięciu partnerem kremlowskiego koncernu jest włoskie konsorcjum Eni. Ostatnie tygodnie pokazują jednak pewne rozbieżności interesów partnerów.

Włoska strona, aby zredukować koszty, wnosi o połączenie dwóch projektów, tzn. Nabucco oraz South Stream na wspólnym odcinku. Rosyjska strona nie zgadza się na takie rozwiązanie. Siergiej Szmatko, rosyjski minister energetyki, stanowczo odżegnuje się od takiej możliwości, powołując się na podpisane już porozumienia międzynarodowe oraz zakontraktowane dostawy gazu. Eni nie zgadza się także na uszczuplenie ich pakietu akcji na rzecz francuskiego EdF. Opór włoski spotkał się ze sprzeciwem Gazpromu, który ustami Stanisława Cygankowa, odpowiedzialnego za stosunki międzynarodowe spółki, publicznie oskarżył Eni o blokowanie prac nad South Streamem. Można jednak przypuszczać, iż trzecim "asem" we włoskim "rękawie", wciąż głośno nie wypowiedzianym, jest wprowadzona Traktatem Lizbońskim zasada solidarności energetycznej Unii Europejskiej.

Rosyjska rura będzie biegła z Noworosyjska do Bieregowoj po dnie Morza Czarnego i dalej do Serbii, Włoch, Grecji, Węgier oraz Austrii. Projekt ma zostać zrealizowany do 2013 roku. Europejski projekt Nabucco nie ma wystarczającej liczby umów z dostawcami gazu, co stanowi słabość w stosunku do rosyjskiego Południowgo Potoku.

Bądźmy czujni i współpracujmy

Polskie bezpieczeństwo energetyczne zależy nie tylko od przedsięwziętych przez nas autonomicznych działań, lecz także kroków podjętych przez zagranicznych partnerów, w tym głównie Rosji.

Gazprom, dostarczający do Europy ponad 40 proc. gazu (w 2009 roku Europa sprowadziła z Rosji 145 mld m3 gazu; rekord padł w 2000 roku - 162 mld m3 gazu), wciąż rozdaje karty w grze o stałość dostaw surowców energetycznych.

Doświadczenie Nord Streamu, Możejek, gazoportu w Świnoujściu oraz South Streamu powinno nauczyć nas czujności oraz ekonomicznej rozwagi w podejmowaniu decyzji. Należy w sposób optymalny wykorzystać krajowe zasoby gazu, zaś w międzynarodowym projektach należy uczestniczyć w zgodzie z międzynarodowymi porozumieniami i dobrze rozumianą racją stanu. Przykład Nord Streamu pokazał wyraźnie, iż polityczno-ideologiczne dyskusje jedynie oddalają i zaciemniają obraz potencjalnej współpracy.

Grzegorz Kaliszuk

miesięcznik KAPITAŁOWY
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »