Pakiet klimatyczny jest w interesie Polski

Obrona węgla jako paliwa dla energetyki oraz rozłożenie w czasie ponoszonych przez tę branżę kosztów emisji CO2 to dwie kluczowe dla Polski kwestie w unijnym pakiecie klimatycznym - ocenił eurodeputowany Jerzy Buzek.

Były premier, który w Parlamencie Europejskim pracuje nad dyrektywami w tym zakresie, jest przekonany, że Polsce uda się przekonać UE do takich regulacji w pakiecie klimatyczno- energetycznym, które uwzględnią te postulaty. W poniedziałek w Katowicach Buzek zrelacjonował stan prac w tej dziedzinie.

- Uważam, że mamy dzisiaj dwie rzeczy do załatwienia. Po pierwsze musimy uratować w ogóle węgiel jako taki i mamy tu sprzymierzeńców co najmniej w 9 krajach. Druga sprawa - musimy co najmniej rozłożyć w czasie te wielkie koszty związane z emisją CO2 dla polskiej energetyki. I to także jesteśmy w stanie zrobić- mówił Buzek podczas regionalnego forum biznesu.

Więcej jak dwie sprawy będą trudne do uzyskania. Z pozostałymi sobie poradzimy - dodał b. premier.

W pierwszej sprawie chodzi m.in. o uchwalony niedawno w komisji PE projekt, by po 2015 roku wszystkie nowe elektrownie o mocy powyżej 300 megawatów musiały ograniczyć emisję CO2 do 500 g na kilowatogodzinę energii, co w praktyce oznaczałoby zakaz budowy elektrowni węglowych bez instalacji wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla.

- Takich limitów nie spełniają dziś nawet najlepsi w Europie. Nawet Niemcy się oburzyli, kiedy zobaczyli, co zostało na stole. I, moim zdaniem, to zablokujemy na pewno, mamy tu wielu sprzymierzeńców - skomentował Buzek.

Drugi problem to zmiana proponowanych zasad, zgodnie z którymi od 2013 roku energetyka miałaby kupować 100 proc. uprawnień do emisji CO2. Polska propozycja stanowi, że kryterium powinno być stosowane do najlepszych dostępnych technologii - ci, którzy je mają, nie musieliby płacić za emisję, inni płaciliby, jednocześnie doskonaląc technologię.

Buzek zaznaczył, że zgodnie z unijną propozycją, pieniądze za uprawnienia do emisji trafiałyby do budżetów poszczególnych państw. W Polsce byłoby to szacunkowo - w zależności od ceny uprawnień - od 7 do nawet 20 mld zł. Unijni zwolennicy takiego rozwiązania sugerują, że z tych pieniędzy polski rząd mógłby zrekompensować elektrowniom czy odbiorcom prądu te koszty. Zdaniem Buzka, takie rozwiązanie nie ma uzasadnienia i byłoby bliższe raczej gospodarce socjalistycznej, niż rynkowej.

Według eurodeputowanego, środki jakie dodatkowo musiałaby zapłacić energetyka, równe są mniej więcej podwyższeniu podatku o ok. 1,5 proc. - Teoretycznie można obniżyć o tyle podatek, ale po co stwarzać trudności, a potem je przezwyciężać - skomentował.

W sprawie płatnych uprawnień do emisji dla energetyki jest jeszcze - jak mówił Buzek - "drugie dno", związane ze zmianą mechanizmu finansowania wspólnych wydatków UE. Chodzi o środki przeznaczane na przeciwdziałanie i likwidację skutków katastrof klimatycznych w krajach trzecich. Dziś najwięcej płacą na te cele kraje najbogatsze, które mają najwyższy dochód.

- Teraz byłoby tak, że z tych pieniędzy (za uprawnienia do emisji CO2 - PAP) do narodowych budżetów trafiłoby np. 80 proc., a 20 proc. przeznaczone byłoby na pomoc krajom trzecim. Ale wtedy zmieniłby się rozkład płatników w UE, bo najwięcej zapłacą na kraje trzecie ci, którzy mają gospodarkę wysokowęglową, a najmniej "niskowęglową" - wyjaśnił Buzek.

Jego zdaniem, po kilku miesiącach intensywnego lobbingu oraz ostatnim unijnym szczycie w Brukseli, który przywrócił Polsce prawo weta odnośnie pakietu klimatyczno-energetycznego, Polska jest dziś w znacznie lepszej sytuacji niż wcześniej, jednak lobbing nadal jest potrzebny. Ocenił, że w ostatnich miesiącach był on bardzo intensywny i skuteczny, co przełożyło się na powstanie tzw. mniejszości blokującej w Radzie Europejskiej.

- Rząd bardzo ostro pracował nad tym z ministerstwami, rządami innych krajów. Pracowały ambasady, pracowali również nasi biznesmeni na Zachodzie, pracowały nawet związki zawodowe, które jeździły do Brukseli, namawiały związkowców z Niemiec, Holandii, Wielkiej Brytanii. I to się udało - uważa Buzek.

- Dzisiaj powróciło prawo weta, czyli możemy zawetować jednoosobowo rozwiązanie, które nam nie będzie odpowiadało - to jest ogromna siła. To straciliśmy na wiosnę zeszłego roku, zgadzając się wówczas politycznie na ten pakiet. Teraz to wróciło i to jest najlepsza wiadomość. Oczywiście nie możemy tego nadmiernie wykorzystywać - zastrzegł eurodeputowany.

Podkreślił, że spełnienie polskich postulatów w pakiecie klimatycznym nie oznacza, że polska energetyka będzie zwolniona z kosztów, które i tak musi ponieść z tytułu modernizacji i dostosowania ekologicznego. - W ciągu 10 lat co najmniej 40 proc. bloków musi być wymienione ze sprawności 33 proc. na 46 proc., a nawet być może 50 proc. - zaznaczył Buzek.

Jego zdaniem, jeśli w grudniu tego roku pakiet będzie przyjęty, zawarte tam rozwiązania nie będą ostateczne, ale zawierać będą - jak mówił - pewne elastyczne formuły. Chodzi bowiem o to, aby najpierw do unijnego pakietu przekonać inne kraje - nie tylko sygnatariuszy kończącego ważność protokołu z Kioto, ale i inne.

- W skali świata UE odpowiada za emisję 14 proc. CO2. Ograniczając o 20 proc., powodujemy zmianę emisji na świecie o 3 proc. To w ogóle nie zmienia sytuacji. Żeby zmienić sytuację i zatrzymać efekt cieplarniany trzeba zmniejszyć emisję w skali świata o 30, a w przyszłości nawet o 50 proc.- powiedział.

Dlatego, według Buzka, także w interesie Polski jest przyjcie pakietu, po to, by można było przekonywać do niego inne kraje. - Chcielibyśmy mieć pakiet na stole i pokazywać: jest rozsądny pakiet, który nie zabija gospodarki, a daje redukcję emisji o 20 proc. w ciągu 12 lat - przyjmijcie go Amerykanie, Japończycy, Australijczycy, w przyszłości Chińczycy i Hindusi - mówił.

Eurodeputowany podkreślił, że w Polsce powinny powstać dwie (z 12, jakie mają stanąć w UE) tzw. demonstracyjne instalacje wychwytywania i lokowania pod ziemią dwutlenku węgla. Są dwa projekty, ale - w ocenie Buzka - w ciągu ostatniego 1,5 roku nie zrobiono nic, by je realizować. Zarzucił bierność odpowiedzialnym za to instytucjom rządowym. - W Ministerstwie Gospodarki jest klucz do ewentualnego sukcesu i ten klucz jest zardzewiały - skomentował.

Według Buzka, takie instalacje będą mogły liczyć nawet na 3 mld zł unijnego dofinansowania na każdą z nich. Jak mówił, koncerny w innych krajach niemal "wchodzą na plac budowy", podczas gdy w Polsce są tylko ogólne projekty. - Jeżeli Polska nie wejdzie w ten program, to się skompromitujemy - podsumował.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: europosłowie | energetyka | pakiet klimatyczny | pakiet | energetyki | Polskie | klimatyczny | CO2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »