Niepotrzebna wojna między rządem a NBP? Minister finansów zabiera głos

"Wojna" między prezesem Narodowego Banku Polskiego Adamem Glapińskim a rządem nabiera rumieńców. O ile jeszcze jakiś czas temu wydawało się, że temat postawienia szefa NBP przed Trybunałem Stanu "przycichł", to ostatnio z koalicji rządzącej płyną sygnały, że już w marcu ma być gotowy wniosek w tej sprawie. Tymczasem minister finansów Andrzej Domański daje do zrozumienia, że z jego punktu widzenia taki konflikt jest Polsce, łagodnie mówiąc, średnio potrzebny. Chodzi o nastawienie zagranicznych inwestorów do polskiej gospodarki i papierów skarbowych.

- Ja, jako minister finansów, nie mogę być twarzą takiego konfliktu - powiedział Andrzej Domański na antenie TVP Info, pytany o to, czy - jako poseł - będzie głosował za wnioskiem ws. postawienia Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu. - Rola ministra finansów jest rolą dość szczególną - dodał, sugerując, że dla zagranicznych inwestorów, którzy kupują polskie obligacje skarbowe, "wojna między rządem a bankiem centralnym" byłaby czymś, co mogłoby wpłynąć na postrzeganie przez nich stabilności polskiej gospodarki.

Reklama

Zarazem Domański przyznał, że Sejm ma prawo głosować nad wnioskiem o postawienie prezesa banku centralnego przed Trybunałem Stanu.

Wniosek o postawienie prezesa NBP przed Trybunałem Stanu "do końca marca"

Słowa ministra finansów to zawoalowane nawoływanie do powściągliwości, ale decyzja w tej sprawie, kiedy już zapadnie, będzie decyzją polityczną. Z postulatami "rozliczenia" Adama Glapińskiego obecni koalicjanci rządowi szli już do wyborów parlamentarnych. Przez pewien czas mogło się wprawdzie wydawać, że medialna kontrofensywa ze strony NBP - który ustami członków zarządu zapowiadał, że będzie niejako "wzywał pomocy" międzynarodowych instytucji finansowych, by bronić niezależności prezesa Glapińskiego - doprowadziła do wyhamowania prac nad wnioskiem o Trybunał Stanu dla szefa NBP. Premier Donald Tusk mówił, że koalicja nie zrobi w tej sprawie niczego, co godziłoby w polski interes gospodarczy, a sam Adam Glapiński wypowiadał się w koncyliacyjnym tonie o współpracy z nowym rządem.

W ubiegłym tygodniu przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych Janusz Cichoń zapowiedział jednak, że wstępny, "merytoryczny" wniosek w tej sprawie będzie złożony do końca marca. Wniosek ten będzie rozpoznawany przez sejmową komisję.

Procedura wygląda następująco: wstępny wniosek w sprawie postawienia prezesa NBP przed Trybunałem Stanu może złożyć w Sejmie prezydent, co najmniej 115 posłów lub sejmowa komisja śledcza. Następnie wniosek ten trafia do sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Komisja z kolei przedstawia Sejmowi sprawozdanie z prac wraz z wnioskiem o pociągnięcie do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu lub o umorzenie postępowania.

Według "Dziennika Gazety Prawnej", który rozmawiał o planach "rozliczenia" prezesa NBP z politykami obozu rządzącego, w koalicji po cichu liczą na to, że sprawa zakończy się szybciej niż podczas głosowania na sali plenarnej Sejmu. Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej może bowiem wezwać Adama Glapińskiego na przesłuchanie i wywrzeć na nim taką presję - również poprzez medialne echa takiego przesłuchania - że ten w końcu sam zdecyduje się ustąpić ze stanowiska.

Minister finansów zachowuje powściągliwość wobec zarzutów pod adresem prezesa NBP

- My z NBP pracujemy na wielu płaszczyznach i w bardzo wielu formatach - kontynuował Andrzej Domański swoją wypowiedź na temat tego, co sądzi o pociągnięciu prezesa polskiego banku centralnego do odpowiedzialności. - Mam, oczywiście, swoją ocenę działań pana prezesa, ale jako minister finansów odpowiedzialny za politykę fiskalną państwa nie powinienem komentować - i tego nie robię - decyzji dotyczących polityki monetarnej podejmowanych przez NBP i RPP (Radę Polityki Pieniężnej - red.). 

- Nie planuję też komentować wypowiedzi pana prezesa Glapińskiego - dodał.

Domański odniósł się też do faktu, że NBP ostatecznie nie zasili budżetu państwa wpłatą z zysku za 2023 r., ponieważ - wbrew temu, co sugerował wcześniej rządowi Mateusza Morawieckiego - zanotował potężną stratę, która najprawdopodobniej sięgnie 21 mld zł (to najnowsze doniesienia medialne, na raport finansowy NBP trzeba jeszcze poczekać). Być może właśnie ten fakt "wprowadzenia organów publicznych w błąd" ostatecznie przeważył szalę w obozie rządzącym na niekorzyść prezesa Glapińskiego - tym bardziej, że bank centralny w oświadczeniu nt. swojego wyniku finansowego wyraził zdziwienie, iż resort finansów wpisał do budżetu prognozowany zysk NBP, podczas gdy w mediach można było przeczytać o prawdopodobnej stracie na skutek umocnienia się złotego i przeceny aktywów NBP denominowanych w walutach obcych.

Minister finansów przypomniał w tym kontekście, że jego resort miał rekordowo mało czasu na przygotowanie nowego budżetu na 2024 r. Jak dodał, wpisano do niego zysk z NBP opierając się na tym, co wcześniej mówił sam bank centralny. - W takich sprawach nie mogę opierać się na doniesieniach portali internetowych, nawet najlepszych - powiedział.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »