Łatwiej być szefem banku centralnego niż prezydentem Warszawy

Z prezydentem stolicy Hanną Gronkiewicz-Waltz rozmawiają Stanisław Brzeg-Wieluński i Paweł Minkina.

Podczas globalnego kryzysu polskie banki, a wraz z nimi cała gospodarka, wyróżniały się na tle innych krajów. Czy odczuwa pani satysfakcję, że decyzje podjęte przez panią jako prezesa Narodowego Banku Polskiego na początku transformacji były fundamentem obecnej dobrej kondycji polskiej bankowości?

- Tak, uważam, że na początku lat dziewięćdziesiątych udało się zbudować mocne i zdrowe instytucje tworzące system bankowy. Muszę przyznać, że czuję satysfakcję, gdyż podjęty wówczas wysiłek stworzenia od podstaw nadzoru bankowego wciąż przynosi dobre rezultaty.

Reklama

- Budowa stabilnego sektora bankowego była konsekwencją wielu niełatwych decyzji. Wśród nich należy wyróżnić stosunkowo wczesną, jak na krajowe realia implementację wymogów ostrożnościowych wzorowanych na krajach unijnych. W tamtym okresie krajowe banki nie były dostatecznie przygotowane do sprawnego funkcjonowania w realiach wolnorynkowych. Dużym wyzwaniem dla wielu z nich były chociażby wymogi kapitałowe. Proces sanacyjny prowadzony w banku wymagał podjęcia wielu trudnych decyzji, chociażby dotyczących zmniejszenia liczby pracowników, jednak były one konieczne i ostatecznie prowadziły do stabilizowania całego sektora.

- Dynamika rozwoju oraz stosunkowo liberalna polityka licencjonowania banków wymuszały większą aktywność banku centralnego i samego nadzoru bankowego. Decyzje te oraz idące za nimi działania z perspektyw czasu okazały się słuszne.

Pani prezesura w NBP była okresem budowy praktycznie od podstaw całego sektora bankowego. Jakie działania z dzisiejszej perspektywy można uznać za kluczowe? Czy istniało jakieś ryzyko decyzyjne dla sektora bankowego, które nawet dziś mogłoby mieć negatywne skutki?

- Spóźnione działania nadzorcze i sanacyjne, powiązane ze zbyt ekspansywną polityką banków zagranicznych mogłyby wypaczyć na długie lata zaufanie do sektora bankowego. Był to okres, w którym 40 banków komercyjnych wymagało restrukturyzacji, a cztery banki zostały postawione w stan upadłości. Dopóki nie było instytucji gwarantującej bezpieczeństwo depozytów, bank centralny musiał prowadzić aktywniejszą politykę w zakresie działań sanacyjnych i pomocy bankom.

- Okres transformacji wiąże się z gruntowną zmianą prawa. Należy pamiętać, że dopiero uprawnienia, które otrzymał bank centralny w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych pozwalały na szerszą ingerencję nadzoru w sektor bankowy, zaś wczesne lata dziewięćdziesiąte wymagały decyzji dostosowanych do ówczesnych realiów. Stosowane metody okazały się jednak stosunkowo skuteczne. Polska w okresie dużych zmian gospodarczych była krajem, który zużył najmniej środków z PKB na ratowanie systemu bankowego, podczas gdy, przykładowo, kraje skandynawskie musiały poświęcić kilkakrotnie więcej PKB. Był to niewątpliwie duży sukces polskiej bankowości.

Dynamika rozwoju nie sprzyjała jednak wzmacnianiu zaufania społecznego do banków, bez którego sektor nie mógłby się dalej rozwijać. Które decyzje pozwoliły to zaufanie wzmocnić?

- Na początku lat dziewięćdziesiątych konto w banku posiadało 30 proc. Polaków, dziś z usług bankowych korzysta 80 proc. Obecny stan to efekt konsekwentnej budowy stabilnego systemu bankowego - bezpiecznego i cieszącego się społecznym zaufaniem sektora. Wymagało to stworzenia m.in. systemu gwarantowania depozytów. Zakres ich ubezpieczeń nie był jeszcze precyzyjnie ustalony, co stwarzało duże ryzyko systemowe. Nie było jednak klarownej koncepcji dotyczącej struktury gwarantowania depozytów.

- Jedna z propozycji mówiła o stworzeniem systemu gwarancyjnego na wzór amerykański. Z perspektywy czasu wydaje się jednak, że nie byłby on dostatecznie dostosowany do krajowych potrzeb. Ostatecznie udało się przeforsować inne rozwiązanie. Dzięki konsultacjom rządowym możliwe było wprowadzenie, w dość szybkim jak na ówczesne realia czasie, zmian, które pozwoliły na ubezpieczanie depozytów we wszystkich bankach. Opierając się na przykładach i doświadczeniu instytucji gwarantujących depozyty w Finlandii i Szwecji, uznając jednocześnie potrzebę odpowiedniego dostosowania do realiów krajowych, stworzono Bankowy Fundusz Gwarancyjny.

Czy jednym z procesów, w którym zaufanie społeczne do systemu finansowego mogło być podważone była denominacja?

- W okresie denominacji najistotniejszy był element psychologiczny, a kluczem do sukcesu było pokonanie pewnych obaw społecznych. Od strony technicznej denominacja nie była tak dużym wyzwaniem, jak niezbędne działania o charakterze wizerunkowym. Zaliczam do nich decyzje dotyczące długiego okresu wymiany waluty. Dla przykładu: aż do roku 1997 można było płacić dwoma rodzajami waluty, a sama wymiana starej na nową była możliwa do końca 2010 r. Tak długie okresy funkcjonowania starej i nowej waluty miały głównie na celu rozwianie obaw społecznych. Podstawą były prawidłowe działania informacyjne. W okresie denominacji NBP przykładał dużą wagę do dobrej współpracy z mediami, zwłaszcza publicznymi. Chociaż nie wszystkie zachowały się odpowiedzialnie, to wydaje się, że prowadzone kampanie odniosły pożądany skutek.

Kolejnym wyzwaniem o podobnym charakterze i skali, co denominacja, będzie przystąpienie Polski do strefy euro. Jesteśmy bogatsi o doświadczenia z okresu denominacji, jakich zatem zagrożeń możemy się spodziewać podczas skomplikowanej procedury wprowadzenia unijnej waluty?

- Dziś jeśli chodzi o euro pojawia się w mediach stosunkowo dużo nieprawdziwych informacji. Na przykład związane ze wzrostem cen. Jest różnica między inflacją postrzeganą a tą rzeczywistą. Oczywiście, nie można wykluczyć, że w pewnej wąskiej grupie usług czy produktów ceny ulegną zmianie, jednak odnosząc się do ogółu, takie stwierdzenie nie są prawdziwe. Zagrożenie wzrostem cen jest ograniczone dzięki aktywności Komisji Europejskiej, a także poprzez działania samych krajów wprowadzających euro. Dobrym przykładem może być Słowacja, w której ten skok był niewielki, co więcej - Komisja Europejska dopuściła możliwość wprowadzenia sankcji karnych związanych z nieuzasadnionym wzrostem cen. Chociaż ich zmiany na rynku demaskują gospodarkę, która okazuje się być nie zawsze tak konkurencyjna, jak jest to przedstawiane, to większe ryzyko związane jest z tworzeniem pewnych faktów medialnych bez rzetelnej analizy.

W okresie ostatniego kryzysu finansowego rządy poszczególnych krajów znacząco dofinansowały poszczególne banki, co doprowadziło do krytyki społecznej całego sektora bankowego. Być może lepszym rozwiązaniem byłoby ogłoszenie upadłości tych instytucji?

- Każdy boi się realizować scenariusz, który doprowadzi do upadłości banku. Doświadczenia wielkiego kryzysu z lat trzydziestych uczą, że bankructwa banków powodują zbyt duże i negatywne konsekwencje dla całej gospodarki. Należy podkreślić, że wobec instytucji zaufania społecznego, jaką jest bank, procedury muszą być nieco inne niż w typowych przedsiębiorstwach. Konsekwencje, jakie ponosi gospodarka w przypadku upadku banku są o wiele głębsze. Ze względu na specyfikę instytucji finansowej procesy te muszą zachodzić nieco inaczej.

- Po zajęciu stanowiska przez Komisję Europejską uchwalono ustawy dotyczące wsparcia i dokapitalizowania banków w określonych przypadkach. Nikt nie wymyślił innych metod działania, a politycy, co wydaje się słuszne, nie stosują innych rozwiązań niż standardowe sposoby sanacji instytucji finansowej. Należy jednak takie działania prowadzić z odpowiednim umiarem. Czas pokaże, czy po ostatnich zawirowaniach na rynkach finansowych umiar taki został zachowany...

Która praca jest bardziej wymagająca: budowa od podstaw całego sektora bankowego czy szefowanie tak skomplikowanemu tworowi, jakim jest stolica kraju?

- Wydaje się, że doświadczenie wyniesione z pracy w finansach pozwoliły mi lepiej zarządzać miastem. Obecna praca jest o tyle trudniejsza, że wymaga o wiele większej wszechstronności. Prezes NBP jest ściśle związany z określonym sektorem i w ramach tego sektora prowadzi swoją działalność. Natomiast jako prezydent miasta spotykam się z koniecznością rozwiązywania wielu problemów o różnym charakterze i różnym podłożu.

- Jednak chciałabym podkreślić, że doświadczenie zdobyte w okresie prezesury w banku centralnym oraz doświadczenia z pracy w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju obecnie procentują. W stolicy zostało wprowadzonych wiele instrumentów finansowych, które wcześniej nie były wykorzystywane. Jednym z przykładów jest rating Warszawy, nasza stolica zaczęła emitować obligacje, zmienił się więc system finansowania i zarządzania miastem. Wprowadzone zostały wieloletnie umowy z poszczególnymi spółkami, które - niezależnie od budżetu miasta - mogą się zadłużać.

- Lepsze i bardziej dostosowane do realiów rynkowych instrumenty finansowe umożliwiają efektywniejsze gospodarowanie posiadanymi środkami. Dobrym przykładem jest wymiana taboru przy wykorzystaniu środków Europejskiego Banku Inwestycyjnego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju - jest to pierwsza transakcja tego typu w Europie. Są to wymierne korzyści pewnej inżynierii finansowej. Umiejętne kredytowanie inwestycji zapewnia bezpieczny i zrównoważony rozwój miasta.

- Warszawa jest wielką korporacją, a zdobyte doświadczenia wydają się być obecnie nie do przecenienia.

Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL

Miesięcznik Finansowy Bank
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »