Kubańscy żołnierze ruszają na ukraiński front. Jako przymusowi najemnicy

Putin rekrutuje żołnierzy na Kubie, kusi wysokim jak na tamtejsze realia żołdem i rosyjskim obywatelstwem. Pierwsi już ćwiczą na Białorusi.

W ubiegłym miesiącu media w regionie Kazania poinformowały, że emigranci kubańscy zaczęli dołączać do szeregów armii rosyjskiej. 

Według lokalnych doniesień prasowych wnioskodawcy starają się skorzystać z ustawodawstwa uchwalonego przez Kreml, które zezwala cudzoziemcom służącym w wojsku na ubieganie się o obywatelstwo rosyjskie w ramach tzw. szybkiej ścieżki. Ponadto, cudzoziemcy, którzy podpisali umowę z armią, otrzymają jednorazową płatność w wysokości 195 tys. rubli (2,4 tys. dolarów). Ci, którzy wezmą udział w wojnie w Ukrainie, będą uprawnieni do żołdu w wysokości 204 tys. rubli (ok. 2,5 tys. dolarów) miesięcznie.

Reklama

Ryazan Vedomosti poinformował, że pod koniec maja Kubańczycy zostali wysłani na obszar specjalnej operacji wojskowej. Tym terminem Kreml określa inwazję na Ukrainę. Rosyjska gazeta twierdzi, że przesyłki rekrutów z okręgu riazańskiego mają miejsce codziennie i od początku roku przeniesiono w ten sposób ponad 450 osób. Nie wiadomo jednak, ilu Kubańczyków znalazło się w tej grupie.

Obrońcy praw człowieka wpadają na trop

Tymczasem hiszpańska organizacja pozarządowa Prisoners Defenders, w swym comiesięcznym raporcie na temat sytuacji więźniów politycznych na Kubie, ostrzegła o możliwości współpracy wojskowej między Moskwą a Hawaną. Byłoby to pośrednie zaangażowanie się dyktatury Miguela Díaza-Canela w wojnę w Ukrainie.

Obrońcy praw człowieka przypomnieli, że reżim Castro od początku inwazji publicznie popiera Rosję Putina, a nawet pochwalił nielegalną aneksję Donbasu. -  Aby nadać ostatni akcent temu nowemu sojuszowi z Rosją, Kuba zaczyna wysyłać żołnierzy na Ukrainę - twierdzą Prisoners Defenders.

Szkolenie na Białorusi?

W połowie maja władze Białorusi i Kuby ogłosiły, że wojsko kubańskie będzie odbywać szkolenie w europejskim kraju, będącym najbardziej zaangażowanym sojusznikiem Rosji w inwazji na Ukrainę. Kraju, z którym Hawana wzmacnia więzi polityczne i gospodarcze. Według oficjalnej agencji Belta, szef Departamentu Współpracy Wojskowej Międzynarodowej i zastępca ministra obrony ds. Współpracy Wojskowej Międzynarodowej, Waleryj Rewienko, spotkał się z wojskowym attaché przy Ambasadzie Kuby w Rosji i Białorusi, pułkownik Moniką Milian Gómez.

- Armia kubańska jest jedną z niewielu na świecie, które naprawdę nie potrzebują szkolenia prowadzonego przez żołnierzy Aleksandra Łukaszenki. Wyjątkiem może być sytuacja, gdy szkolenie ma na celu walkę z wykorzystaniem nowoczesnej broni dostarczonej przez Rosję - czytamy w raporcie Prisoners Defenders.

To rodzaj tajnej umowy

Działacz kubańsko-hiszpański Javier Larrondo - prezes organizacji pozarządowej z siedzibą w Madrycie, zauważa tymczasem, że nie ma mowy o dobrowolnej rekrutacji, jak donosiły różne rosyjskie media. - Kuba nie może wysyłać oficjalnie najemników do Ukrainy, ponieważ oznaczałoby to zerwanie stosunków dyplomatycznych z wieloma krajami - powiedział. Jak wyjaśnia, prawo kubańskie zabrania żołnierzom opuszczania wyspy bez wyraźnego pozwolenia swoich przełożonych.

Jego zdaniem, mało prawdopodobne jest również, by młodzi Kubańczycy zarabiający 50 dolarów miesięcznie nagle zapłacili 1,5 tys. dolarów za bilet lotniczy. Dlatego, jego zdaniem, Kuba podpisała umowę z Rosją. - Przy podobnych okazjach reżim Castro wysyła najemników za 2 tys. dolarów, z czego rząd zatrzymuje 75-95 proc. - powiedział Javier Larrondo hiszpańskim mediom. Co gorsza, kubańscy żołnierze nie mają prawa odmówić przyłączenia się do sił rosyjskich. Muszą wykonywać rozkazy zwierzchników.

Kwestia ceny?

W czasach radzieckich wielu Kubańczyków studiowało w Rosji, a niektórzy nawet tam się osiedlili. Poza tym Kubańczycy są zwolnieni z obowiązku wizowego, co czyni Rosję jednym z głównych miejsc docelowych dla osób zamierzających wyemigrować. Ale nie każdy może zapłacić za bilet do Moskwy.

Od czasu opublikowania pierwszych raportów na ten temat wiele osób w sieciach społecznościowych zauważa, że ci, którzy wyemigrowali, to w większości osoby posiadające znaczne zasoby. Trudno jednak wyobrazić sobie, żeby młodzi Kubańczycy - lub obywatele jakiegokolwiek państwa - ryzykowali życie w wojnie za inny kraj - w zamian za prosty dokument i pensję, z której otrzymają tylko 5-25 proc.

Krzysztof Maciejewski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja | Władimir Putin | Kuba | Białoruś
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »