Europejskie banki lepiej zniosły pandemię niż poprzedni kryzys

Europejskie banki dobrze zniosły pandemię, poprawiły swoje kapitały i rentowność. Ale za mało zarabiają. I jeszcze długo będą musiały zmagać się z zagrożeniami, jakie spowodowało gwałtowne zamrożenie działalności gospodarczej w 2020 roku, wzrost długu prywatnego i publicznego oraz eksplozja inflacji - twierdzi europejski nadzorca. Rentowność polskich banków jest znacznie niższa niż europejska średnia, a to skutek odpisów związanych z kredytami we frankach. Kapitały są natomiast nieco silniejsze.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) opublikował wyniki swojej corocznej oceny ryzyka europejskiego systemu bankowego w mijającym roku. Raportowi towarzyszy publikacja ogólnounijnego ćwiczenia przejrzystości. Dostarcza ono szczegółowe informacje o największych bankach w Europie w taki sposób, żeby były one jasne, porównywalne i przystępne. Badaniem nadzór objął w tym roku 120 banków z 25 krajów Unii i Europejskiego Obszaru Gospodarczego.

Reklama

Co o europejskich bankach wiemy?

Pandemia nie zachwiała europejskimi bankami, w przeciwieństwie do poprzedniego, wielkiego globalnego kryzysu finansowego z lat 2007-2009 , a potem kryzysu zadłużenia w strefie euro. Stało się tak dlatego, że pomoc publiczna w państwach Europy uchroniła mnóstwo firm przed upadłością, ludzi przed bezrobociem, a Europejski Bank Centralny i banki centralne w innych krajach dostarczały bankom płynności.

Dlatego średnio płynność w europejskich bankach jest bardzo wysoka, norma LCR wynosi 174,5 proc., gdy minimalny wymóg to 100 proc. Gdyby jednak "odjąć" pieniądze z banków centralnych, to z płynnością, zwłaszcza w dłuższym terminie, byłoby sporo gorzej. 

Europejskie banki w mijającym roku wzmocniły kapitały i wskaźnik najtwardszego kapitału CET 1 wyniósł w połowie tego roku 15,5 proc., w porównaniu do 14,7 proc. rok wcześniej. Znacznie poprawiła się także rentowność ich kapitałów (ROE), która na koniec II kwartału tego roku wzrosła do 7,4 proc. z zaledwie 0,4 proc. rok wcześniej.

Dzięki czemu? Dzięki mniejszym odpisom i rezerwom, co było możliwe dzięki pomocy publicznej dla przedsiębiorstw w czasie pandemii. Po wybuchu pandemii banki tworzyły olbrzymie odpisy w związku z pogorszeniem się sytuacji gospodarczej. Później mogły je rozwiązać. Ale pomimo poprawy, ROE w wysokości 7,4 proc. jest wciąż poniżej szacowanych kosztów kapitału własnego banków. Tylko połowa banków w Europie ma rentowność wyższą niż koszt pozyskania kapitału, szacowany przez większość banków na powyżej 8 proc.

Jak wypadają polskie banki i jakie są wyzwania?

Porównajmy przeciętne europejskie wskaźniki z sytuacją polskich banków. Według danych Komisji Nadzoru Finansowego na koniec września rentowność polskiego sektora (ROE) wynosiła 1,65 proc., a wskaźnik kapitału - 18,29 proc. aktywów ważonych ryzykiem. Rentowność polskich banków jest więc znacznie niższa, a to skutek odpisów związanych z kredytami we frankach. Kapitały są natomiast nieco silniejsze niż europejska średnia.  

Jaki europejski nadzór widzi największy problem stojący przed sektorem bankowym na Starym Kontynencie?

- Środki wsparcia fiskalnego i regulacyjnego zapobiegły pogorszeniu jakości aktywów, ale także utrudniły bankom ocenę zdolności kredytowej kredytobiorców - napisała EBA.

Przedsiębiorstwa w całej Europie w czasie pandemii dostawały rządową pomoc. Kredyty udzielane firmom, zwłaszcza małym i średnim, objęte były w znacznej części publicznymi gwarancjami. W Polsce gwarancję de minimis zwiększono np. z 60 do 80 proc. kwoty kredytu. Prócz tego banki - według reguł ustanowionych właśnie przez EBA - udzieliły indywidualnym kredytobiorcom i firmom "wakacji kredytowych", czyli po prostu zawiesiły spłaty ich zobowiązań. Wszystko to spowodowało, że odsetek niespłacanych kredytów nie wzrósł, pomimo silnej recesji na całym kontynencie w 2020 roku.

Przeciwnie, w europejskim sektorze wskaźnik kredytów zagrożonych (NPL) spadł w tym roku do 2,3 proc., choć stało się tak także dzięki sprzedaży przez banki dużych portfeli NPL. Jeszcze w marcu 2020 roku było to 3 proc. To zupełnie inna sytuacja niż po poprzednim kryzysie, kiedy w europejskich bankach urosła potężna góra złych długów. W szczytowym momencie w 2014 roku osiągnęła wartość grubo ponad bilion euro. Teraz jest to o 60 proc. mniej.

Popatrzmy jednak na tym tle na polski obrazek. Wskaźnik kredytów zagrożonych (NPL) w naszym sektorze bankowym stanowiły na koniec września aż 6,2 proc. wszystkich udzielonych przez nasze banki kredytów. To prawie trzy razy więcej niż wynosi europejska średnia.

Równocześnie jednak pomoc publiczna i "wakacje" kredytowe utrudniają bankom ocenę ryzyka kredytobiorców. Europejski nadzór ostrzega, że wskaźnik NPL dla kredytów udzielonych przedsiębiorstwom z sektorów najbardziej dotkniętych przez pandemię rośnie. Firmy, które dostały publiczne wsparcie, przetrwały pandemię, ale to nie znaczy wcale, że są zdrowe i potrafią prowadzić rentowny biznes. Niepokój nadzoru budzi też jakość kredytów objętych programami gwarancji publicznych i moratoriów, czyli "wakacji". Coraz więcej z nich jest spłacana nieterminowo lub w ogóle nie jest spłacana.

Słowem - fakt, że nie ma teraz kolejnej góry złych kredytów nie znaczy wcale, że z czasem, w nowych warunkach gospodarczych, nie będzie ona stopniowo znowu rosła. A w dodatku EBA przyjrzała się, jak sytuacja wygląda w nowymi kredytami. I okazuje się, ze wśród nich odsetek złych (NPL) jest wyższy w gospodarkach Europy zaliczanych do "rynków wschodzących", czyli w takich jak Polska.

Inflacja i hipoteczne ryzyka

Drugi największy obszar ryzyka niesie ze sobą wybuch inflacji i idący w ślad za nią wzrost stóp procentowych w krajach - jak na razie - poza strefą euro, w tym także w Polsce. Tymczasem banki - nie tylko w Polsce - rzuciły się w okresie pandemii na udzielanie kredytów hipotecznych. Jeśli zdarzy się coś, co spowoduje, że ceny mieszkań spadną, natychmiast obniży się wartość zabezpieczeń. Podobnie zresztą może być z innymi aktywami, np. z rządowym długiem. Kiedy wzrosną stopy, to okaże się także, że części kredytobiorców nie stać na spłaty.

Trzeci obszar największych ryzyk wiąże się z działalnością operacyjną w warunkach lawinowo postępującej cyfryzacji. EBA odnotowuje wzrost ataków cyberprzestępców, zwłaszcza na klientów banków i rosnące straty w wyniku związanego z tym ryzyka. Bezpieczeństwo informatyczne i cybernetyczne powinno być potraktowane przez banki całkowicie priorytetowo.

EBA przestrzega - banki nie powinny prowadzić zbyt hojnej polityki w zakresie dywidend i wykupu akcji własnych. W obliczu rosnącej zmienności stóp banki powinny dokładnie ocenić ryzyka związane ze swoim finansowaniem i upewnić się, że są w stanie zastąpić obecne strumienie pieniędzy z banku centralnego innymi źródłami, kiedy pożyczkodawca ostatniej instancji nie będzie skłonny na każde zawołanie zaopatrywać ich w gotówkę.

Na obrazie europejskich banków w 2021 roku widać też jeszcze jeden cień. Wzrost rentowności wcale nie znaczy, że banki lepiej zarabiają. Ich dochody operacyjne netto nie powrócił jeszcze do poziomu sprzed pandemii. Niskie i ujemne stopy procentowa powodują kurczenie się marż kredytowych. Dochody z opłat i prowizji wprawdzie rosną, ale nie na tyle, by wyrównać utratę dochodów odsetkowych.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bank | bankowośc | Europa | Europejski Urząd Nadzoru Bankowego
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »