Deficyt w budżecie jeszcze mocniej w górę. Media: Przekroczy 200 mld zł

Dziura w budżecie państwa na 2024 r. może przekroczyć 200 mld zł - takie ustalenia poczynili nieoficjalnie reporterzy RMF FM. Ostatni weekend nowe kierownictwo resortu finansów z ministrem Andrzejem Domańskim na czele poświęciło na prace nad projektem ustawy budżetowej. Rząd ma go przyjąć na posiedzeniu we wtorek, 19 grudnia. Interia Biznes pyta eksperta o możliwą skalę deficytu na przyszły rok. Czy bariera 200 mld zł faktycznie może zostać przekroczona?

Nowy rząd rozpoczął już prace nad swoją wersją budżetu na 2024 r. Pośpiech nie dziwi, bo gabinet Donalda Tuska musi się spieszyć - ustawa budżetowa powinna trafić na biurko prezydenta Andrzeja Dudy do 29 stycznia. Konstytucja przewiduje bowiem, że jeśli w ciągu czterech miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona głowie państwa do podpisu, to prezydent może w ciągu dwóch tygodni rozwiązać parlament i zarządzić nowe wybory. A ponieważ rząd Mateusza Morawieckiego złożył swój projekt budżetu na 2024 r. w dniu 29 września br., to gdyby ten termin liczyć od tego dnia, upłynąłby on 29 stycznia 2024 r.

Reklama

Wcześniej projekt ustawy budżetowej autorstwa nowej ekipy rządzącej muszą procedować obie izby polskiego parlamentu. I chociaż marszałek Sejmu Szymon Hołownia zapewniał, że prace nad budżetem będą przebiegały sprawnie, to z uwagi na okres świąteczny kalendarz staje się jeszcze bardziej napięty. To dlatego Andrzej Domański i jego współpracownicy już w miniony weekend, 16-17 grudnia, usiedli do prac nad swoją wersją budżetu na 2024 r. 

Dziura budżetowa w 2024 r. przekroczy 200 mld zł? Tak mówią doniesienia medialne

Z nieoficjalnych doniesień radia RMF FM wynika, że w wersji tej deficyt budżetowy - przez ekipę Mateusza Morawieckiego zaplanowany na 164,8 mld zł - może spuchnąć do ponad 200 mld zł. Wszystko dlatego, że Koalicja 15 października musi uwzględnić w budżecie realizację części obietnic z kampanii wyborczej, powtórzonych przez Donalda Tuska w expose.

A obietnic padło dużo - po pierwsze, słynna deklaracja, że "nic, co dane, nie będzie odebrane". Tym hasłem politycy Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy chętnie i często posługiwali się jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, by podkreślić, że nie zamierzają likwidować świadczenia rodzinnego "500 plus" (które od stycznia przekształca się w "800 plus"), 13. czy 14. emerytury. Do tego doszły zapowiedzi z expose premiera Donalda Tuskapodwyżki pensji dla nauczycieli (o 30 proc.) i pracowników sfery budżetowej (o 20 proc.), nowe świadczenie rodzinne znane już powszechnie jako "babciowe" w wysokości 1500 zł miesięcznie, a także druga w ciągu roku waloryzacja rent i emerytur, kiedy inflacja będzie przekraczała 5 proc. Są to realne koszty dla budżetu, o których w rozmowie z naszym serwisem mówił szczegółowo Piotr Bielski, szef zespołu analiz makroekonomicznych w banku Santander BP.

Zwiększone wydatki przy niezmienionych dochodach budżetu państwa oznaczają zwiększony deficyt. Zresztą sam Andrzej Domański już w ubiegłym tygodniu podczas spotkania z dziennikarzami w Sejmie zapowiedział, że deficyt w projekcie nowej ustawy budżetowej na 2024 r. będzie "inny niż ten, który założył poprzedni rząd". Czy jednak faktycznie może on przekroczyć pułap 200 mld zł?

Konsolidacja finansów publicznych nie bez znaczenia dla deficytu w 2024 r.

- Jeśli ta kwota deficytu (podawane przed media 200 mld zł - red.) uwzględniałaby konsolidację sektora finansów publicznych, czyli przesunięcie całości wydatków realizowanych poprzez pozabudżetowe fundusze do budżetu centralnego, to nie byłaby to abstrakcyjna suma odbiegająca od poziomu wydatków sektora finansów publicznych w poprzednich latach - mówi Interii Biznes Piotr Bujak, główny ekonomista banku PKO BP. - Jeśli obecny rząd wykonuje właśnie ten krok, mający na celu pokazanie wydatków dokonywanych poprzez fundusze pozostające w gestii Polskiego Funduszu Rozwoju czy Banku Gospodarstwa Krajowego w budżecie centralnym, to poziom deficytu w naturalny sposób rośnie - dodaje ekspert, raz jeszcze podkreślając, że nie stanowi to istotnej zmiany w porównaniu do kosztów fiskalnych z lat ubiegłych. 

Jednocześnie nasz rozmówca podkreśla, że deficyt zaplanowany przez poprzedni rząd uwzględniał już część działań na rzecz konsolidacji. Przypomnijmy, że już na początku 2023 r. ówczesna minister finansów Magdalena Rzeczkowska zapowiadała, że "konsolidacja finansów publicznych rozpocznie się w 2024 r. i (...) będzie przebiegała stopniowo". 

- Sam koszt obietnic złożonych przez nową koalicję rządzącą szacujemy na około 40 mld zł - dodaje Piotr Bujak. 

Konsolidacja finansów publicznych to przejęcie "w ciężar" centralnego budżetu wydatków pozabudżetowych funduszy. Za rządów Prawa i Sprawiedliwości takich funduszy powołano do życia sporo - by wspomnieć chociażby Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 czy Fundusz Pomocy Ukrainie, a także Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych (o tym ostatnim M. Rzeczkowska mówiła w marcu br., że nie zostanie objęty konsolidacją). Chociaż ich wydatki nie były uwzględniane w budżecie centralnym, to i tak państwo polskie wydawało te pieniądze. Chodzi zatem o to, jak dużą część tych kwot nowy rząd zdecyduje się zaksięgować w pozycji wydatków budżetu centralnego.

Odpowiedź na to pytanie i na pozostałe kwestie związane z planem dochodów i wydatków państwa na 2024 r. poznamy zapewne już we wtorek 19 grudnia - właśnie wtedy, zgodnie z zapowiedziami wicepremiera i ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego, budżet ma stanąć na Radzie Ministrów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »