Amerykańskie BigTech-y zaciskają pasa. Zwalniają tysiące pracowników

Piątkowa sesja na Wall Street była wyjątkowo udana i poprawiła bilans słabego tygodnia. S&P500 wzrósł w tym dniu o 1,9 proc., a technologiczny Nasdaq o 2,7 proc. Dla inwestorów okazją do manifestacji optymizmu stały się najświeższe wyniki finansowe Netflixa. Wystarczyło, że gigant streamingowy odnotował wyższy niż oczekiwano wzrost liczby abonentów. Pod kątem rezultatów giełdowych analitycy podsumowali pierwsze dwa lata prezydentury kolejnych lokatorów Białego Domu. Dotychczasowa kadencja Joe Bidena jest naznaczona najgorszymi wynikami od czasów George’a W. Busha.

  • Pod rządami prezydenta Joe Bidena indeksy na Wall Street wypadają słabo, a w najbliższej przyszłości może być jeszcze gorzej
  • Wskaźnik S&P500 jest teraz na poziomie 3972 punktów. Analitycy JPMorgan spodziewają się, że rynek ponownie przetestuje minima z 2022 roku, czyli 3500 punktów
  • Eksperci Goldman Sachs przewidują, że S&P500 może za trzy miesiące runąć do 3150 punktów, a potem wybić się do 3750 punktów
  • Amerykańskie firmy BigTech zaciskają pasa i zwalniają tysiące pracowników

Prezydent Joe Biden rozpoczął w piątek trzeci rok w Gabinecie Owalnym. Dla inwestorów na Wall Street jego dotychczasowa kadencja była naznaczona najgorszymi wynikami od pierwszych dwóch lat urzędowania George’a W. Busha. Od początku 2021 roku Dow Jones Industrial Average zyskał tylko 6 proc. To najgorszy rezultat od prezydentury Busha, kiedy to w latach 2001-03 akcje spadły o 19 proc.

Reklama

Bilans Bidena

Tak naprawdę nie można prezydentów USA nazywać sprawcami sukcesów giełdy, ani winić ich za słabe wyniki. George W. Bush miał do czynienia ze skutkami ataków terrorystycznych z 11 września, a także z końcówką krachu z 2000 roku, kiedy pękła bańka internetowa. Z kolei Joe Biden objął urząd w chwili, gdy wzrosła inflacja, zaostrzona przez rosyjską inwazję na Ukrainę, a Rezerwa Federalna podniosła stopy procentowe w najbardziej agresywny sposób od dziesięcioleci.

Pierwsze dwa lata spędzone w Białym Domu przez Joe Bidena są najgorsze dla prezydenta pochodzącego z Partii Demokratycznej od czasu Jimmy’ego Cartera w latach 1977-79, kiedy to akcje potaniały o 13 proc. Najsłabsze w historii wyniki giełdy w ciągu pierwszych dwóch lat prezydentury miały miejsce pod rządami Herberta Hoovera podczas Wielkiego Kryzysu (1929-30), kiedy indeks spadł o ponad 40 proc.

Z badań przeprowadzonych przez Dow Jones Market Data wynika, że od początku XX wieku akcje rosły w 65 proc. przypadków w pierwszej połowie kadencji prezydenta. Średni wzrost wynosi około 14 proc. Pod rządami Republikanów indeks zwykle idzie w górę w 68 proc. przypadków, a gdy lokatorem Gabinetu Owalnego jest Demokrata - w 60 proc.

Może być jeszcze gorzej

Druga połowa rządów Joe Bidena wcale nie musi być lepsza dla akcji amerykańskich spółek. Stan gospodarka ma się pogorszyć. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wystąpi recesja, choć być może łagodna. Gospodarstwa domowe w USA oszczędzają teraz średnio zaledwie 2,4 proc całkowitego dochodu w porównaniu z 7,6 proc. przed pandemią.

Według BlackRock, nadwyżka oszczędności Amerykanów wynosi w tej chwili około 1,3 biliona dolarów, czyli prawie 40 proc. mniej od 2,3 biliona osiągniętych w połowie 2021 roku, gdy wydatki były relatywnie niskie, a czeki stymulacyjne zasilały portfele. Analitycy oczekują zdecydowanego spadku konsumpcji w 2023 roku.

Złą wiadomością dla Wall Street jest nieprzejednana postawa wielu przedstawicieli Fed w kwestii podnoszenia stóp procentowych. Wiceprzewodnicząca Rezerwy Federalnej, Lael Brainard, oświadczyła w tych dniach, że polityka monetarna musi być wystarczająco restrykcyjna przez jakiś czas, aby inflacja spadła do poziomu 2 proc. (teraz wynosi 6,5 proc.).

Jastrzębi punkt widzenia przedstawiła także Esther George, szefowa Fed z Kansas City. Jej zdaniem, trzeba cierpliwie obserwować spadek dynamiki cen, ponieważ presja inflacyjna będzie się utrzymywać, a stopy nie znalazły się jeszcze na restrykcyjnych poziomach. Gdy tam się znajdą, George będzie popierać ich utrzymanie.

Giełda pod presją

Zespół analityków pod kierownictwem Marko Kolanovica z JPMorgan twierdzi, że nadszedł czas na sprzedaż akcji i realizację zysków, ponieważ na Wall Street rajd z ostatnich miesięcy, ma “wyparować" w tym kwartale. Analitycy zwracają uwagę na ryzyko recesji oraz dalszych podwyżek stóp procentowych w USA.

"Wszystkie pozytywne katalizatory, które doprowadziły do wzrostu akcji miały już miejsce. Teraz można oczekiwać złych informacji, a te mogą napłynąć ze strony Rezerwy Federalnej i amerykańskich spółek, gdy te będą ogłaszać słabsze wyniki niż oczekują inwestorzy" - czytamy w nocie JPMorgan.

- Pozostajemy ostrożni w kwestii aktywów ryzykownych i niechętnie gonimy za rajdem z ostatnich tygodni, ponieważ ryzyko recesji pozostaje wysokie. Uważamy też, że wiele dobrych wiadomości, takich jak spadek inflacji, jest już w cenach - dodał Marko Kolanovic.

Podczas gdy JPMorgan ma niedźwiedzi pogląd na akcje w krótkim terminie, w dłuższej perspektywie nadal widzi potencjał do wzrostu. Bank wyznaczył dla S&P500 cenę docelową na koniec roku na poziomie 4200 punktów (teraz jest to 3972). Zanim jednak nastąpi prognozowany wzrost, JPMorgan spodziewa się, że rynek ponownie przetestuje minima z 2022 roku, czyli 3500 punktów.

Z kolei analitycy Goldman Sachs przedstawili prognozę dla indeksu S&P500 przyjmując dwa scenariusze - “miękkie" i “twarde" lądowanie amerykańskiej gospodarki. “Miękkie lądowanie" to spowolnienie wzrostu ekonomicznego, w którym nie dochodzi do recesji. Bank centralny walcząc z inflacją i podnosząc stopy procentowe stara się unikać poważnych konsekwencji dla gospodarki. Stopy są podwyższane tak, aby nie doszło do “twardego lądowania", czyli wyjścia z cyklu zacieśniania polityki z poważnymi następstwami recesyjnymi.

Według Goldman Sachs, bardziej prawdopodobne jest “miękkie lądowanie". W tym wariancie ekonomiści oczekują, że i tak dojdzie do załamania notowań wskaźnika S&P500. Za trzy miesiące indeks może znaleźć się na poziomie 3600 punktów. Jednak za sześć miesięcy nastąpiłaby poprawa do 3900 punktów i do 4 tysięcy pod koniec roku. W wypadku realizacji scenariusza “twardego lądowania" indeks S&P500 mógłby za trzy miesiące runąć do 3150 punktów, a potem wybić się do 3750 punktów.

Netflix i reszta

Wiele wskazuje na to, że inwestorzy ciągle chcą wierzyć w "miękkie lądowanie" na Wall Street. Jeszcze niedawno sprzedawanie na dużą skalę akcji Netflixa było traktowane jak zwiastun lawiny wyprzedaży. W piątek Netflix poprawił inwestorom humory, gdyż odnotował większy niż oczekiwano wzrost liczby abonentów w czwartym kwartale 2022 roku. Spodziewano się, że nowych subskrybentów będzie 4,5 miliona netto, tymczasem było ich 7,66 miliona. Z drugiej strony, gigant streamingowy miał zyski skromniejsze od prognozowanych.

- Przewidywany spadek ogólnej konsumpcji w USA w połączeniu z niższymi inwestycjami i z niezmiennie jastrzębią polityką Fed może podważyć kluczowe argumenty inwestorów na Wall Street, a "netflixowa euforia" może nie trwać długo, gdyż spółka mimo rosnących subskrypcji zanotowała spory spadek zysków - komentuje Eryk Szmyd, analityk rynków finansowych XTB.

Wiele innych ważnych amerykańskich spółek nie ukrywa, że zaciska pasa z myślą o nadchodzącej recesji. Microsoft poinformował, że pozbędzie się 10 tysięcy pracowników (5 proc.), przez co finanse firmy uszczuplą się o 1,2 miliarda dolarów z uwagi na wypłacane odprawy. Obniży to zysk spółki o 12 centów na akcję w drugim kwartale tego roku fiskalnego.

Gigant technologiczny Google (Alphabet) zwolni 12 tysięcy pracowników. To ponad 6 proc. wszystkich zatrudnionych w firmie osób na całym świecie. Spółka ogłosiła, że w ostatnich dwóch latach zatrudniała pracowników w innej rzeczywistości gospodarczej niż ta, z którą ma do czynienia dzisiaj.

Amazon ogłosił cięcie 18 tysięcy miejsc pracy (6 proc.), a Meta (Facebook) około 11 tysięcy (13 proc). Już kilka tygodni temu Twitter poinformował o planach zwolnienia połowy zatrudnionych, czyli 3,7 tysiąca osób.

Tylko w samym 2022 roku ogłoszono ponad 97 tysięcy zwolnień w branży technologicznej, co jest najwyższym wynikiem dla tego sektora od 2002 roku, kiedy to cięć było 131 tysięcy. To, że firmy BigTech liderują w liczbie zwolnionych pracowników jest złym sygnałem, gdyż hossa ostatniej dekady w dużym stopniu opierała się na spółkach z tej właśnie branży.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Netflix | Amazon | Google | Wall Street | Joe Biden
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »