Szaleństwo na rynku surowców

Żadne sygnały z realnej gospodarki nie uzasadniają rzeczywistego zwiększenia zużycia ropy naftowej i miedzi czy rosnącego popytu na nie. A przecież tylko w takich warunkach można mówić o zdrowym i ekonomicznie uzasadnionym wzroście notowań. Mamy więc wszelkie oznaki kolejnej spekulacyjnej bańki, której pęknięcie może doprowadzić do kolejnej fali kryzysu na rynkach finansowych. Z drugiej strony, im szybciej ta bańka pęknie, tym lepiej, bowiem coraz głośniej mówi się, ze wysokie ceny surowców mogą dławić wzrost gospodarczy, na pojawienie którego wszyscy mają takie nadzieje.

Żadne sygnały z realnej gospodarki nie uzasadniają rzeczywistego zwiększenia zużycia ropy naftowej i miedzi czy rosnącego popytu na nie. A przecież tylko w takich warunkach można mówić o zdrowym i ekonomicznie uzasadnionym wzroście notowań. Mamy więc wszelkie oznaki kolejnej spekulacyjnej bańki, której pęknięcie może doprowadzić do kolejnej fali kryzysu na rynkach finansowych. Z drugiej strony, im szybciej ta bańka pęknie, tym lepiej, bowiem coraz głośniej mówi się, ze wysokie ceny surowców mogą dławić wzrost gospodarczy, na pojawienie którego wszyscy mają takie nadzieje.

W środę wieczorem za baryłkę ropy gatunku Brent trzeba było płacić nawet 75,5 dolara. O około 9 dolarów, czyli ponad 13 proc. drożej niż w ostatnich dniach lipca. Był to poziom najwyższy od października ubiegłego roku. A środa była dniem, w którym ze Stanów Zjednoczonych wcale nie płynęły pełne optymizmu wieści o kwitnącej gospodarce. Dla przypomnienia dodajmy, że wykorzystanie mocy produkcyjnych w USA sięga 68 proc.

Niemal identyczna jest sytuacja na rynku miedzi. Kontrakty terminowe na ten metal giełdzie NYMEX wzrosły z około 245 centów za funt pod koniec lipca do 283 centów w środowy wieczór. Oznacza to zwyżkę o ponad 15 proc. w ciągu pięciu dni. Dokonując przeglądu innych rynków jednym tchem możemy dodać srebro, platynę, pallad i kilka innych reprezentantów tablicy Mendelejewa. W tym towarzystwie najdostojniej zachowują się ceny złota. Od końca lipca do wczorajszego wieczora wzrosły o nędzne 4,5 proc.

Jedynym racjonalnym powodem tej zwyżki cen surowców może być wyraźne osłabienie dolara. Ale ono nie wyniosło 15 proc.! A gdyby ta tendencja miała odzwierciedlać obawy inwestorów przed dalszym osłabieniem amerykańskiej waluty, to dyskontuje już chyba krach amerykańskich finansów. Mówiąc poważnie, 15 proc. osłabienie się dolara oznaczałby, że za euro płacono by ponad 1,6 dolara. Jeśli komuś wydaje się to nieprawdopodobne, to przypomnę, że taki poziom notowano latem ubiegłego roku. Wówczas baryłka ropy kosztowała ponad 140 dolarów.

Czwartek przyniósł niewielką korektę notowań. Ceny ropy spadły do poziomu nieco poniżej 75 dolarów. Kontrakty na miedź zniżkowały jednak aż o 2,2 proc., do poziomu około 275 centów za funt. Na giełdach, na których ceny kontraktów na miedź podawane są w dolarach na tonę, np. londyńskiej, w czwartek wieczorem kurs wynosił 6055 dolarów i spadł o prawie 3 proc. O 2 proc. taniała też platyna. Złoto staniało tylko nieznacznie, osiągając w czwartek poziom 958 dolarów za uncję. W piątek do godziny 16.00 zmiany cen na rynku surowców były niewielkie.

Roman Przasnyski

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: rynek surowców | ceny surowców | szaleństwo | szaleństwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »