Kto sztucznie winduje kursy na giełdzie?

Eksperci nie mają pomysłu, jak wyeliminować sztuczne zmiany wartości indeksów na finiszu. Jedyna nadzieja w nadzorze rynku. Uczestnicy rynku bezradnie rozkładają ręce.

Nie potrafią znaleźć sposobu na ograniczenie możliwości sztucznego windowania kursów spółek i indeksów w ostatnich minutach sesji, co wypacza jej rzeczywisty obraz. Tak jak w środę, 14 lutego. Wtedy jedno zlecenie koszykowe, złożone przez zagraniczny fundusz indeksowy, spowodowało, że kurs WIG20 na fixingu był wyższy o blisko 1,7 pkt proc. od tego z zakończenia notowań ciągłych.

- Zmiany przepisów regulujących obrót, w tym harmonogram, prawdopodobnie nic by nie przyniosły. Ruchy z fazy fixingu przeniosłyby się zapewne na ostatnie minuty notowań ciągłych - uważa prof. Andrzej Fierla ze Szkoły Głównej Handlowej.

Reklama

- Od strony technicznej nie widać możliwości takich korekt, które położyłyby kres znacznym ruchom w fazie zamknięcia - dodaje Konrad Smok ze Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.

Specjaliści są zgodni, że nie ma potrzeby ingerencji w mechanizmy rynkowe.

- Jeśli na przegrupowanie zasobnego portfela decyduje się duży inwestor, to siłą rzeczy musi to znaleźć odzwierciedlenie w kursach spółek i indeksów. Nawet jeśli miałoby się to odbywać w okolicznościach takich jak w ubiegłym tygodniu - dodaje Marcin Bilbin, analityk Banku Pekao.

Uwaga na kontrakty

Problem leży gdzie indziej. Niektórzy specjaliści wątpią, czy takie wahania mają coś wspólnego z wolną grą popytu i podaży. Tym bardziej że dzień przed nagłym wyskokiem indeksu WIG20 na rynku kontraktów terminowych ustanowiono rekord obrotów. Wolumen wyniósł 92 tys. sztuk i aż o 30 tys. przekroczył poprzednie najlepsze osiągnięcie. To jeszcze za mało, by podejrzewać manipulację. Tym bardziej że w ubiegłym tygodniu wygasała marcowa seria kontraktów terminowych. Inwestorzy przesiadali się na kolejną, więc wzmożona aktywność i wydarzenia następnego dnia mogły nie mieć ze sobą nic wspólnego.

Nie zmienia to faktu, że sprawę wyjaśniają urzędnicy Komisji Nadzoru Finansowego (KNF). - Sprawdzamy, kto najwięcej zarobił na ruchu w środę i będziemy szukać powiązań - informuje Łukasz Dajnowicz z KNF.

Trudno o dowody

Już w ubiegłym tygodniu przedstawiciel komisji mówił, że sprawa badana jest pod kątem ewentualności wystąpienia takiego typu manipulacji, który spełniałby przesłanki jednego z artykułów ustawy o obrocie instrumentami finansowymi. Artykuł ten zabrania nabywania lub zbywania walorów na zakończenie notowań w taki sposób, który powoduje wprowadzenie w błąd inwestorów handlujących na podstawie ceny ustalonej na tym etapie notowań. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że ostatnie wydarzenia trudno będzie podciągnąć pod ten przepis.

Specjaliści obawiają się przy tym, że nawet jeśli na finiszu środowej sesji nie do końca wszystko było w porządku, to o dowody będzie niezwykle trudno.

- Nie w każdej sprawie da się jednoznacznie rozstrzygnąć, czy doszło do manipulacji. Dla rynku byłoby jednak dobrze, gdyby Komisja Nadzoru Finansowego skrupulatnie, obiektywnie i szybko wyjaśniała takie przypadki. Z tym bywa różnie - ocenia Konrad Smok z SII.

Kamil Zatoński

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: specjaliści
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »