Zarobki bankierów - rekordzista dostaje 33 mln euro rocznie

Europejski bankier-rekordzista zarabia 33 mln euro rocznie - wynika z ostatnich danych Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego. Choć kominy płacowe w londyńskich bankach nie należą do rzadkości, zrobiło się tam jednak trochę skromniej. Wielkie rozpasanie pod względem wysokich pensji w bankach panuje także w Hiszpanii.

Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) od kryzysu co roku monitoruje płace najlepiej  zarabiających bankowców. Sprawdza, ilu z nich zarabia więcej niż milion euro rocznie. Najwięcej jest ich rzecz jasna w Londynie. Ostatnie zebrane dane dotyczą 2016 roku.

Okazuje się, że w całej Unii w 2015 roku było ponad 5,1 tys. bankierów, którzy zarabiali milion euro lub więcej, a w kolejnym - 2016 roku - ich liczba spadła do niespełna 4,6 tys., czyli zmniejszyła się o ponad 10 proc. W pewnym stopniu było to skutkiem zmian kursu funta do euro. Ale nie tylko. Wynagrodzenia na najwyższych stanowiskach w londyńskich bankach przestały galopować, choć przez cały pokryzysowy okres niemal nieprzerwanie rosły. W pozostałej części Europy sytuacja jest zróżnicowana.

Reklama

Wynagrodzenia prezesów banków - szczególnie po wybuchu kryzysu - wzbudziły oburzenie. Pokrycie strat, które ujawniły się w księgach banków, kosztowało europejskie rządy ok. 1,5 biliona euro. Pieniądze te zapłacono z kieszeni obywateli. Trudno więc się dziwić, że obywatele, a w ślad za nimi politycy, zaczęli zaglądać także do kieszeni bankierów.

W środowisku bankierów były postaci, których postępowanie i "dokonania" uzasadniały to wzburzenie, a nawet były dla niego paliwem. Pamiętna jest osoba prezesa Royal Bank of Scotland Freda Goodwina. Jego polityka spowodowała, że bank w okresie boomu urósł do rozmiarów największych gigantów świata, a w 2008 roku zbankrutował. By upadek kolosa nie pociągnął za sobą innych instytucji, rząd Wielkiej Brytanii musiał podnieść jego kapitały o 84 proc. Nie przeszkodziło to zwolnionemu Goodwinowi zainkasować wielomilionową odprawę.

Unia wprowadziła w 2013 roku spore ograniczenia jeśli chodzi o wynagrodzenia dla bankierów wysokiego szczebla, a zwłaszcza ich nagrody i premie. Chodziło o to, żeby nie nagradzać spektakularnych zysków szybko, bo to zachęca zarządy banków do podejmowania zbyt dużego ryzyka. Zachęca też do tego, żeby osiągnąć szybko zysk i zainkasować premię, nie myśląc o tym, co się stanie, gdy przyjdą gorsze czasy i ryzyka, które napompowali wcześniej, dadzą o sobie znać.

Postanowiono więc, że od 2014 roku premie i bonusy nie mogą przekraczać 100 proc. podstawowego wynagrodzenia, a dwukrotnie wyższe mogą być tylko wtedy, jeśli na to zgodzą się akcjonariusze na walnym zgromadzeniu. Zobowiązano też banki, żeby wśród swoich pracowników identyfikowały osoby odpowiedzialne i wpływające na ryzyko całej instytucji. W sumie takie osoby zarobiły w 2016 roku 20,2 mld euro. Właśnie płace kierownictwa oraz osób odpowiedzialnych za to, jakie bank podejmuje ryzyko, są co roku monitorowane przez Urząd.

Przez cały okres po kryzysie liczba bankierów zarabiających ponad milion euro rocznie niemal nieprzerwanie rosła. W 2010 roku było ich w całej Unii niespełna 3,5 tys., a w 2015 roku już znacznie ponad 5 tys. W 2016 roku - pomimo spadku - jest ich zatem ciągle grubo o ponad tysiąc więcej niż było sześć lat wcześniej.  

Gdzie jest najwięcej najlepiej zarabiających bankierów? Oczywiście w Londynie. Tych o rocznych dochodach ponad milion euro było tam w 2016 roku ponad 3,5 tys. czyli 76,77 proc. całkowitej liczby osób zarabiających takie pieniądze w całej Unii. Ale - uwaga - ich liczba, i to nie tylko z powodu różnic kursowych, spadła bardziej niż na Kontynencie, bo o 14,6 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem.

Czy to oznacza, iż widmo brexitu spowodowało, że w Citi płacono mniej? Rzeczywiście, być może to wyniki referendum spowodowały, że premie były niższe - pokazują dane. W 2016 roku w porównaniu do 2015 wyraźnie spadła też liczba zarabiających w City ponad 10 mln euro - z 34 do 29 osób.  

Wbrew pozorom to nie prezesi nawet największych europejskich banków są opłacani najlepiej, lecz zarządzający aktywami. Rekordzistą zarobków w 2016 roku był właśnie zarządzający aktywami z City. Zapłacono mu 2,7 mln euro pensji oraz 30,5 mln euro premii. Takich pieniędzy nie zarobił nikt inny w sektorze finansowym w żadnym kraju w Europie.

Unijne prawo miało przede wszystkim zmniejszyć wysokość premii szybko płaconych po osiągnięciu dobrych, krótkoterminowych wyników. Z tym idzie jak po grudzie. Średni stosunek wynagrodzenia zmiennego do stałego dla wszystkich osób o wysokich dochodach w UE zmniejszył się wprawdzie ze 127 proc. w 2014 roku do 118 proc. w 2015 roku i 104 proc. w 2016 roku, ale w firmach zarządzających aktywami wynosi aż 358 proc. To dlatego, że kilka państw zezwala na to w swoich regulacjach, choć unijne prawo tego zabrania.

Jeśli chodzi o wynagrodzenia bankierów na kontynencie, skromniej było w Niemczech, Finlandii, na Węgrzech, we Włoszech, w Liechtensteinie i Portugalii, gdzie liczba osób o wysokich dochodach nieznacznie spadła. W pozostałych krajach wzrosła, w niektórych znacząco. Największe rozpasanie panowało w Hiszpanii. Grono zarabiających ponad milion euro rocznie zwiększyło się tam ze 126 osób w 2015 roku do 152 w 2016 roku, czyli o 20,63 proc. O ile w całej Unii (poza Wielką Brytanią) powyżej 10 mln euro zarabiały tylko cztery osoby (rok wcześniej tylko dwie), to trzy z nich były zatrudnione przez hiszpańskie banki.

W Polsce sześciu bankowców w 2016 roku zarobiło ponad milion euro. Ich łączne dochody wyniosły w sumie nieco ponad 7,5 mln euro. Było to znacznie mniej niż w 2015 roku, kiedy łączny dochód tej samej liczby osób wyniósł 9,7 mln euro. Stało się tak dlatego, że jeden z prezesów dostał wtedy ekstra 2 mln euro premii. W 2016 roku odszedł ze swojego stanowiska.

Czy to znaczy, że w polskich bankach było skromniej, podobnie jak w City? Wcale nie. Wprawdzie pomijając to jednorazowe zdarzenie, średnio dochód każdego z pozostałych najlepiej zarabiających bankowców w Polsce był w 2016 roku o prawie 3 proc. niższy niż w roku poprzednim - ale tylko w przeliczeniu na euro. Jeśli wziąć do wyliczeń średnioroczny kurs walutowy, to złoty osłabił się w 2016 roku o ponad 4 proc. Zatem polscy bankowcy wyszli na swoje.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »