Jaka jest tajemnica tego, że mało zarabiamy?

Połowę polskiego PKB wytwarza co najwyżej 5,6 mln osób pracujących w najbardziej produktywnych sektorach gospodarki. W mało efektywnych pracuje pozostałych 10 mln zatrudnionych. To tajemnica niskiego wzrostu płac. Taka - zła - struktura gospodarki powoli się zmienia, ale politycy muszą uważać, żeby jej nie utrwalić - twierdzą ekonomiści Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Na czym polegają różnice w produktywności? Główny ekonomista FOR Aleksander Łaszek podaje najprostszy przykład. Efekt pracy kogoś, kto kopie rów łopatą, będzie znacznie gorszy od pracy tego, kto używa do tej samej czynności koparki. Używający tylko łopaty choćby się najbardziej starał to i tak będzie mniej produktywny od kolegi. Jego niska produktywność to wcale nie jego wina. Po prostu znalazł pracę w mało wydajnej firmie, która nie dała mu bardziej efektywnych narzędzi. Okazuje się, że bardzo duża część polskiej gospodarki pracuje łopatą, a nie koparką.  

Reklama

Dla polityki gospodarczej wynika stąd istotna rada. Powinna ona ułatwiać przechodzenie ludzi z mniej do tych bardziej efektywnych sektorów. To zresztą napędzało polską gospodarkę przez ostatnie bez mała 30 lat. Ale dużo jeszcze przed nami.

- Taka struktura jest też szansą, gdyż daje duży potencjał do wzrostu, jeśli będziemy zachęcać ludzi do przechodzenia do bardziej efektywnych sektorów - mówił Aleksander Łaszek na konferencji prasowej FOR.

Jak wygląda "mapa produktywności" w Polskiej gospodarce? Przede wszystkim w Polsce (według danych za 2015 rok) zaledwie 26 proc. osób w wieku produkcyjnym wytwarzało połowę naszego PKB. Ok. 5,6 mln osób pracujących głównie w korporacjach, czyli spółkach kapitałowych, wytwarza połowę polskiego PKB. To tyle samo co ponad 10 mln osób pracujących w mało wydajnych mikroprzedsiębiorstwach, rolnictwie, szarej strefie oraz samozatrudnionych.

Tak duże różnice w produktywności odróżniają polską gospodarkę od państw Zachodniej Europy. W Niemczech czy Holandii połowę PKB wytwarza 40 proc. pracujących. Wynika to zarówno z mniejszych różnic w produktywności pomiędzy poszczególnymi sektorami czy branżami, ale także z tego, że więcej ludzi pracuje. W Polsce mogłoby pracować, gdyż jest w tzw. wieku produkcyjnym, ale nie pracuje zawodowo 8 mln osób.

- Na Zachodzie jest większa aktywność zawodowa, więcej osób przyczynia się do wzrostu PKB, produkcja jest dużo bardziej równo rozłożona - mówił Aleksander Łaszek.

Przedsiębiorstwa niefinansowewe, nie wliczając w to mikroprzedsiębiorstw, wytwarzają (według danych za 2015 rok) 726 mld zł wartości dodanej. Pracuje w nich 6,4 mln osób, co oznacza, że produktywność pracy wynosi 120 tys. zł rocznie na pracownika. Tymczasem mikroprzedsiębiorstwa, samozatrudnieni oraz prowadzące działalność gospodarczą gospodarstwa domowe wytworzyły 292 mld zł wartości dodanej, a biorąc pod uwagę liczbę zatrudnionych daje to nieco ponad 60 tys. zł na osobę. A więc prawie dwa razy mniej.

Najmniej produktywne jest rolnictwo, które wytwarza 33 mld zł wartości dodane, co daje na osobę tam zatrudnioną niespełna 20 tys. zł rocznie. Do tego dochodzi jeszcze sektor publiczny, w nim jednak produktywność pracy trudno zmierzyć, gdyż nie sprzedaje swoich usług. Według kosztów oszacowano, że jest to ok. 223 mld zł rocznie.

W rolnictwie, mikrofirmach, samozatrudnionym oraz - co oczywiste - w "szarej strefie" nie ma korzyści wynikających ze skali, firmy te mało inwestują, a organizacja pracy często wola o pomstę do nieba. Ponieważ wytwarzają znikomą część wartości dodanej to mało płacą. Oczywiście - co ważne - nie dotyczy to całego rolnictwa, czy wszystkich mikroprzedsiębiorstw. W Polsce są przecież wysoce wydajne gospodarstwa rolne i innowacyjne małe firmy. To jednak wyjątki od reguły.

Co więcej - jak twierdzą ekonomiści FOR - w całym zbadanym okresie 1995-2015, a więc przez 20 lat ta sytuacja się niemal nie zmieniała. Dla przykładu krajowe przedsiębiorstwa prywatne miały w tym czasie 52-procentowy wkład we wzrost wartości dodanej, a pracowało w nich przez cały ten okres od 5 do 6 mln osób. 30-procentowy wkład we wzrost wartości dodanej miały przedsiębiorstwa zagraniczne, 23-procentowy mikroprzedsiębiorstwa, a indywidualne gospodarstwa rolne - lekko ujemny.

Do tego dochodzi jeszcze jedna ważna i zastanawiająca nawet ekonomistów sprawa. Obok siebie, w jednej i tej samej branży potrafi działać firma wysoce wydajna i taka, która ciągnie się pod tym względem w ogonie.     

- Zróżnicowanie produktywności firm jest w Polsce bardzo duże. Na dodatek w tych samych sektorach funkcjonują obok siebie wydajne i niewydajne firmy. To znaczy, że coś jest nie tak  z konkurencją - mówił Aleksander Łaszek.

Generalnie jednak pomiędzy dużymi firmami a mikroprzedsiębiorstwami istnieje przepaść jeśli chodzi o produktywność. Wydajność pracy w polskich mikroprzedsiębiarstwach stanowi 34 proc. wydajności osiaganej przez takie same firmy w 11 państwach "starej Unii" (nie licząc krajów Południa), a w dużych przedsiębiorstwach prywatnych - jest to już 92 proc. 

Co z tego wynika? W Polsce istnieją bardzo duże nierówności jeśli chodzi o wydajność pracy, co - powtórzymy - najczęściej nie jest winą samych zatrudnionych. Ekonomiści FOR twierdzą, że te nierówności przekładają się na nierówności dochodowe.

- Bardzo dużo ludzi ma ograniczony wkład w PKB i w związku z tym ma niższe pensje - mówił Aleksander Łaszek.

Od tej reguły jest jeden wyjątek. Są nim przedsiębiorstwa państwowe. Ten sektor w całym dwudziestoletnim okresie miał ujemny wkład we wzrost wartości dodanej wynoszący aż minus 12 proc.

- Wydajność na pracującego w firmach państwowych jest podobna jak w prywatnych, ale osiągana w jest przy dużo wyższych nakładach kapitałowych. Bardzo niska część ich przychodów pochodziła z eksportu. W firmach tych były znacznie wyższe marże i są one przerzucane na klientów - powiedział Aleksander Łaszek.      

Przez cały okres transformacji ludzie przechodzili z mniej do bardziej produktywnych sektorów i w ten sposób nakręcali coraz bardziej wydajną pracą wzrost gospodarki. Tak jest nadal. Przez ostatnie dwa lata liczba zatrudnionych w rolnictwie spadła o 200 tys. osób, a w przedsiębiorstwach wzrosła o 500 tys. Ale trzeba uważać, żeby tej tendencji nie zahamować, a struktury całej gospodarki nie zamrozić.

- Zmiany zachodzą, lecz jest pytanie jak szybko będą zachodzić - mówił Aleksander Łaszek.

Jakie mogą być skutki tego, że w gospodarce stosunkowo niewielki sektor dobrze sobie radzi a pozostałe bardzo wyraźnie zostają z tyłu? Pierwszy to już wspomniane nierówności. Ale ekonomiści FOR zwracają uwagę także na to, że gospodarki, które mają taką strukturę są po prostu mniej konkurencyjne w całości. Tak jest właśnie w państwach Południa Europy. To Grecja, Włochy, Chorwacja czy Węgry.

- Przykład Włoch może być ostrzeżeniem. Jest tam tylko wąska grupa wysoko wydajnych przedsiębiorstw. Struktura gospodarek w krajach takich jak Włochy czy Grecja polega na tym, że są tam enklawy konkurencyjne, ale generalnie gospodarka jest niewydajna - powiedział Aleksander Łaszek.

Dzięki temu, że Polacy od lat przechodzą z mniej do bardziej wydajnych sektorów, potrzebowaliśmy 18 lat na podwojenie PKB, co stanowi po Łotwie i Estonii trzeci najlepszy wynik w Europie. Włochy, gdzie struktura gospodarki została już wiele lat temu zakonserwowana, potrzebowałyby na podwojenie swojego PKB blisko... 300 lat.

Ekonomiści FOR ostrzegają, że dyskusję o nierównościach dochodowych trzeba powiązać z produktywnością. Najprostszym rozwiązaniem, często wybieranym przez polityków, jest po prostu obciążenie bardziej wydajnych sektorów wyższymi daninami i transfery do tych mniej produktywnych. Ich zdaniem to niedobry pomysł, bo obciążenia mogą hamować rozwój bardziej wydajnych sektorów, natomiast preferencje i dotacje dla mniej wydajnych przedsiębiorstw mogą osłabić motywację dla pracowników i właścicieli firm do bardziej efektywnego wykorzystywania ich energii. 

Jaka powinna być w tej sytuacji polityka gospodarcza? Powinna wspomagać przechodzenie pracowników do bardziej wydajnych sektorów, choćby poprzez ułatwianie migracji wewnątrz kraju i wspomaganie urbanizacji. Powinna też nie zakłócać naturalnego wzrostu firm, a najbardziej szkodzi mu niepewność regulacyjna i podatkowa. Państwo powinno też ograniczać nieprzewidywalność administracji podatkowej, bo tego firmy się boją. Niekiedy do tego stopnia, że nawet boją się rosnąć.  

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »