Praca w hotelu: Brudne sekrety pokojówek

Trudno powiedzieć czego spodziewałam się decydując na pracę pokojówki w jednym z hoteli na południowym wybrzeżu Cypru. Liczyłam na niezłe zarobki i przyjemne spędzenie wolnego czasu w miejscu, do którego w letnim sezonie walą tabuny turystów. Biznes hotelowy kwitnie, w związku z czym dosyć łatwo załapać robotę.

Jechałam na rozmowę do Warszawy zestresowana, ale pewna swego. O pracy pokojówki wiedziałam niewiele, nie omieszkałam jednak zaopatrzyć się w zestaw słówek i zwrotów branżowych niezbędnych w pracy wykwalifikowanej sprzątaczki. Mówiłam po angielsku w miarę komunikatywnie, byłam młoda, zdrowa, silna i żądna nowych wrażeń. Udało się. Dwa tygodnie później otrzymałam oficjalną informację o zatrudnieniu w hotelu X, na południowo zachodnim brzegu Cypru, w pobliżu portowego miasta Limassol.

Pierwsze wrażenia

Lot minął szybko i bez przygód. Niecałe cztery godziny później kołowaliśmy w ciemnościach nad rozświetloną w dole wyspą. Wyglądała bajecznie. Setki świateł odbijały się w czarnej wodzie, coraz wyraźniejsze kontury lądu robiły niesamowite wrażenie. Zwłaszcza na kimś, kto pierwszy raz wychylił nosa spoza własnego kraju.

Reklama

Przedstawiciel hotelu czekał na nas w niedużym holu, dzierżąc w wyciągniętych rękach tabliczkę z nazwą hotelu. Rzuciliśmy się w jego stronę, a on przywitał nas uprzejmie swojskim "Kalispera" (dobry wieczór), zapakował do busa i zawiózł do hotelu.

Na powitanie wyszedł menadżer, którego poznaliśmy podczas rozmowy w Warszawie. Szalenie miły, dał nam klucze do hotelowych pokoi i polecił stawić się nazajutrz koło recepcji o godzinie dziewiątej rano. Czekała nas pierwsza z szeregu nocy, które spędziliśmy w wypasionym hotelu w pokojach przeznaczonych dla gości. Minął miesiąc zanim sukcesywnie przeniesiono wszystkich do znajdującego się w pobliżu hotelu dla staffu - obskurnego bloku znajdującego się pięć minut drogi od hotelu. Przez ten czas jednak mieszkaliśmy w pięciogwiazdkowych wnętrzach, takich samych, które sprzątałyśmy podczas niekończącego się dnia pracy.

Rządziły Cypryjki

Szefową pokojówek poznałam następnego dnia. Była korpulentną, brzydką kobietą, dowodzącą armią pokojówek. Stałe pracownice, pracujące w hotelu cały rok, stanowiły rodowite Cypryjki i trzy kobiety z Filipin. Te pierwsze, starsze i zdecydowanie nieprzyjemne, straszyły długimi, jaskrawo pomalowanymi paznokciami i uśmiechami, którymi daleko było do życzliwości. Filipinki były młodsze i o wiele bardziej zaangażowane. Spokojne i miło uśmiechnięte, stanowiły niezłe antidotum na kosmiczną nerwowość dwóch bezpośrednich przełożonych, kobiet w białych rękawiczkach. Podlegały wprawdzie głównej szefowej, ale pracowały w biurze rozdzielając zadania dla pokojówek, a następnie spacerowały po pokojach uzbrojone w białe rękawiczki kontrolując jakość sprzątania. Nic dziwnego, że nie cieszyły się zbytnią sympatią i szacunkiem. Głównie dlatego, że zupełnie nie radziły sobie z podziałem zadań i niejednokrotnie galopowały po korytarzach w poszukiwaniu pokojówki, której mogły wcisnąć jeszcze jeden, zapomniany pokój.

Koszmarny uniform

W pierwszym dniu pracy otrzymałam służbowy uniform - białą bluzkę z krótkimi rękawami i nieforemną kieckę na szelkach w podłużne biało-niebieskie pasy. Był to najbrzydszy strój, jaki można sobie wyobrazić. Był również szalenie niewygodny - biała bluzka nie przepuszczała powietrza, więc człowiek oblewał się hektolitrami potu, a niedopasowana kieca bezustannie zwijała się wokół talii. Przykrego wrażenia nie łagodziły czarne, eleganckie buty, które musiałam nosić. Kolejnym obowiązkowym elementem stroju był imienny identyfikator z logo hotelu, bez którego nie mogłam pokazać się w pracy bez konsekwencji finansowych (kara 20 euro za zapomnienie i 40 za zgubienie kawałka metalu). Jeden z wielu paradoksów, ale może i dobry sposób do utrzymania w karności setki pracowników.

Nowo przyjęta pokojówka zostaje dokooptowana do stałej pracownicy. Przez kolejne trzy tygodnie pracowałam w towarzystwie różnych pokojówek, z coraz większymi oczami obserwując metody ich pracy. Różnica w ich podejściu do obowiązków była uderzająca. Filipinki pracowały rzetelnie. Od nich nauczyłam się systematycznego działania, dzięki któremu można było posprzątać pokój w miarę szybko i porządnie.

Stay, arrival i departure

Pokojówki wyróżniają trzy rodzaje pokojów - stay, arrival i departure. Stay to pokój, w którym goście przebywają już od jakiegoś czasu. W środku znajdują się ich rzeczy osobiste, więc sprzątanie musi być szybkie i precyzyjne. Należy wyrzucić śmieci, zetrzeć kurz z wezgłowia łóżka, szafek nocnych oraz toaletki z wielkim lustrem, zmienić ręczniki oraz niemal całą bieliznę pościelową - poszwy na poduszki i dwa prześcieradła (jedno leżące bezpośrednio na materacu i drugie - pod kołdrą), z wyjątkiem wielkiej poszwy na kołdrę, którą zmienia się dla używającej ją klienta tylko w razie wielkiego zabrudzenia. W łazience szoruje się i wyciera do sucha kafelki, wannę, umywalkę, porządnie czyści i dezynfekuje klozet, na końcu myje mopem podłogę. Wykładzinę w pokoju odkurza się wielkim i ciężkim odkurzaczem. Dla dobrego efektu można rozpylić w powietrzu kwiatowy zapach. Całość powinna zając nie więcej niż dwadzieścia minut, ale zależy to od stopnia zabrudzenia pokoju, zdarzają się bowiem goście czyści i niekłopotliwi (Anglicy i Niemcy) oraz zwykłe fleje.

Pokój arrival jest łatwiejszy do ogarnięcia. Zwykle pusty i sprzątnięty, wymaga kosmetycznych poprawek - starcia kurzów, sprawdzenia czy w łazience znajdują się ręczniki, szamponetki i mydełka jednorazowe, pościel jest czysta, a foldery reklamowe hotelu na swoim miejscu. Dla dobrego wrażenia należy rozpylić kwiatowy zapach, na toaletce postawić kwiatek, a na pościeli czekoladkę z napisem "Witamy" - jeśli goście przyjeżdżają wieczorem (reszta gości otrzymuje wieczorne czekoladki z napisem "Dobrej nocy"). Pokój arrival robi się migiem. Pięć minut to aż nadto.

Departure to horror każdej pokojówki. Goście opuścili pokój, zostawiając nierzadko koszmarny bałagan, który należy gruntownie posprzątać dla następnych klientów. Oznacza to szorowanie, pucowanie i zmianę absolutnie wszystkiego - od najmniejszego ręczniczka po wielką poszwę na kołdrę. Czterdzieści minut nerwowego biegania to dobry czas. Jeśli pokój jest wyjątkowo brudny, napracujecie się więcej. A czas leci. Inne pokoje czekają.

Różne metody

Pracy jest sporo. Filipinki uwijały się, jak mrówki, tymczasem pokojówki z Cypru nigdy się nie śpieszyły i zawsze kończyły przed czasem, przesiadując na zapleczu pod pretekstem porządkowania wózków, na których układały pobraną z pralni bieliznę i ręczniki, uzupełniały worki z rolkami papieru toaletowego, pudełka z saszetkami kawy i herbaty, które kładło się w porcelanowej miseczce wchodzącej z czajnikiem elektrycznym w skład każdego pokoju. Byłam pełna podziwu dla ich organizacji pracy, którą niebawem miałam okazję poznać - ku mojej wielkiej konsternacji, bowiem ich "sprzątanie" polegało głównie na robieniu odpowiedniego wrażenia. W pokojach typu stay odwracały poduszki, żeby zakryć ewentualne drobne plamki, wygładzały prześcieradła i kołdrę, nie zawracając sobie głowy żadnymi niepotrzebnymi zmianami. Ręcznie zbierały paprochy z podłogi, nie zawracając sobie głowy odkurzaniem. Byle jak myły sanitariaty, wycierając je suchymi, ale używanymi ręcznikami z innego pokoju. Słowem - ściemniały na całego, stosując różne sztuczki.

Mój pierwszy dzień samodzielnej pracy był męczący, stresujący i o wiele za długi. Pracując rzetelnie, nie wyrobiłam się z czasem i musiałam zostać dobre trzy godziny dłużej. Trzy godziny darmowej orki, bo nikogo nie obchodziło, że nie dałam rady. Miałam sporo czasu żeby zastanowić się nad sensem dalszej pracy. Postawiłam na jakość. Z pożytkiem dla gości, ale pechowo dla samej siebie, bo dwa miesiące później byłam wychudzonym i wyczerpanym wrakiem człowieka. Bieganie w eleganckich pantofelkach skończyło się bolesnym upadkiem i poważnym zwichnięciem ręki, dzięki czemu nie pozostało mi nic innego jak ekspresowy powrót do Polski. Dzień, w którym zakończyłam pracę pokojówki był jednym z najpiękniejszych w życiu. Przeszłam niezłą szkołę, ale wiedziałam jedno - nigdy więcej.

Moja pensja wynosiła skromne 500 euro. Za pracę przez sześć dni w tygodniu, teoretycznie po 8 godzin, bo często było to więcej, aż do wykonania zadania.

Monika Lipińska

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »