Spowolnienie to już fakt, firmy tną etaty

Nie najlepsze informacje z rynku pracy. We wrześniu polskie firmy zlikwidowały około 5,5 tysiąca etatów. Choć płace na razie rosną w niezłym tempie, to można zakładać, że ograniczanie zatrudnienia prędzej czy później przełoży się na wyhamowanie tempa wzrostu wynagrodzeń. A to nie wróży dobrze konsumpcji, która jest jednym z głównych silników wzrostu gospodarczego.

Według GUS, w przedsiębiorstwach było we wrześniu miesiącu prawie 5,515 mln etatów. To nadal więcej, niż przed rokiem, choć dynamika tego wzrostu była nieco niższa, niż oczekiwali ekonomiści. Prognozowali oni 2,9 proc. rok do roku, tymczasem zgodnie z raportem GUS zatrudnienie w ciągu ostatniego roku wzrosło o 2,8 proc.

Gorzej wypada porównanie liczby zatrudnionych w przedsiębiorstwach do stanu z sierpnia tego roku. Tu mamy spadek o około 5,5 tysiąca osób. Co gorsza wrzesień był kolejnym miesiącem, w którym firmy cięły etaty. Już w sierpniu ich liczba zmniejszyła się o około 8 tysięcy Był to największy miesięczny spadek od lutego 2010 r.

Reklama

- Rynek pracy wyraźnie słabnie, a kolejne miesiące przynieść powinny nasilenie tej tendencji. Przedsiębiorstwa w obliczu narastającej niepewności co do stanu koniunktury w przyszłości wyraźnie ograniczają swoje plany zwiększania zatrudnienia - skomentowali dane GUS ekonomiści BRE Banku.

Mniejszy popyt, mniej zatrudnionych

Zdaniem Tomasza Kaczora, ekonomisty Banku Gospodarstwa Krajowego, tak duże miesięczne spadki zatrudnienia charakterystyczne są dla okresów znacznego pogorszenia koniunktury. Obecną sytuację można porównać do tej z roku 2001.

- Takie informacje oznaczają zapewne, że wzrost gospodarczy spowolnił do takiego poziomu, że firmy nie tworzą już nowych miejsc pracy. Zapewne oscylujemy gdzieś wokół 3 proc. To jednak nie powinno nikogo zaskakiwać, bo symptomy obecnego stanu widać było już wcześniej w badaniach koniunktury. Firmy wyraźnie w nich sygnalizowały, że nie zamierzają zatrudniać, a nawet, że mogą ograniczać liczbę pracujących - mówi ekonomista.

Eksperci Banku BPH zwracają uwagę, że nie najlepsza sytuacja na rynku pracy utrzymuje się już od kilku miesięcy. W opublikowanym we wtorek komentarzu do danych Kaja Retkiewicz-Wijtiwiak z BPH wskazuje, że w ciągu ostatnich sześciu miesięcy w sumie liczba etatów w przedsiębiorstwach wzrosła o 6 tys. Tymczasem w tym samym okresie 2010 roku ten wzrost wynosił 70 tys.

- To wskazuje na pogarszającą się kondycję przedsiębiorstw i wpisuje się w nasz scenariusz osłabienia aktywności gospodarczej w drugiej połowie roku - uważa ekonomistka.

Eksperci sądzą, że bezpośrednim powodem ograniczania zatrudnienia jest spadek popytu, zwłaszcza zagranicznego. Według wrześniowych danych o PMI - indeksie pokazującym nastroje wśród menedżerów w przemyśle - liczba zamówień eksportowych spadła w poprzednim miesiącu w tempie najszybszym od czerwca 2009 roku. Spadku popytu nie zamortyzowało znaczne osłabienie złotego we wrześniu. Względem euro złoty osłabił się w ciągu poprzedniego miesiąca o ponad 6 proc., wobec dolara o około 13 proc. Prawdopodobnie eksporterzy nie zdążyli jeszcze zareagować na zmiany kursu. Sam indeks PMI we wrześniu wyniósł 50,2 pkt. W ten sposób polski PMI znalazł się blisko granicy (50 pkt) oddzielającej recesję od ekspansji w sektorze.

Na razie wiele wskazuje na to, że polski przemysł nie może liczyć na szybką odbudowę popytu eksportowego. We wtorek opublikowano też niepokojące informacje z Niemiec, które są naszym głównym partnerem handlowym. Indeks ZEW obrazujący oczekiwania niemieckich analityków i inwestorów instytucjonalnych co do wzrostu gospodarczego naszego zachodniego sąsiada spadł do minus 48,3 pkt. Rynek oczekiwał spadku, ale do minus 45 pkt.

Premie zawyżają płace

Na tle pesymistycznych danych o zatrudnieniu informacja o wzroście płac powinna napawać optymizmem. Wynagrodzenia wzrosły we wrześniu o 5,2 proc. rdr. Problem w tym, że ten wzrost jest niższy od oczekiwanego przez analityków 5,5 proc.

Jednak to jeszcze nie jest największy kłopot. Zdaniem ekonomistów utrzymująca się względnie wysoka dynamika wzrostu płac, to efekt podwyżek w niektórych grupach zawodowych. Eksperci BRE Banku wymieniają górnictwo. Poza tym ich zdaniem zmiany w płacach są opóźnione względem cyklu koniunkturalnego. Stąd jeszcze przez jakiś czas, pomimo coraz bardziej wyraźnych oznak spowolnienia wzrostu gospodarczego mogą charakteryzować się podwyższoną dynamiką i być argumentem przeciwko obniżaniu stóp procentowych.

Tomasz Kaczor z BGK dodaje, że średnią systematycznie zawyżają stawki oferowane w zawodach, na które ciągle jest popyt.

- Są takie grupy pracowników, które ciągle mogą przebierać w ofertach. Dotyczy to zwłaszcza telekomunikacji, łączności, czy sektora finansowego. Inną przyczyną wzrostu płac w skali roku może być to, że podwyżki zostały wynegocjowane jeszcze w styczniu-lutym, gdy była wysoka inflacja i dużo się o niej mówiło. Dotyczy to zwłaszcza tych przedsiębiorstw, w których takie sprawy załatwia się na mocy układu zbiorowego. Dzięki temu roczny wzrost plac możemy obserwować do końca roku - mówi Tomasz Kaczor.

Kaja Retkiewicz-Wijtiwiak zwraca jednak uwagę, że choć nominalny wzrost płac wygląda solidnie, to po uwzględnieniu inflacji okaże się, że pensje wcale szybko nie rosną.

- Roczny wzrost płac w ujęciu realnym kolejny miesiąc z rzędu oscylował w okolicy 1 proc. Wrześniowy odczyt potwierdza, że presja na wzrost wynagrodzeń w polskiej gospodarce pozostaje ograniczona. Żądania płacowe są hamowane przez utrzymujące się na wysokim poziomie bezrobocie i niechęć przedsiębiorstw do ponoszenia większych nakładów na pracę, co należy wiązać z ich obawami o perspektywy gospodarcze - napisała w komentarzu.

Co to wszystko oznacza? Pogarszająca się sytuacja na rynku pracy będzie mieć przełożenie na konsumpcję prywatną, która jest jednym z czynników odpowiadających za wzrost PKB. Tomasz Kaczor spodziewa się wyhamowania tempa konsumpcji do około 3 proc. w przyszłym roku. I uspokaja: załamania nie będzie, bo o ile łączny dochód z pracy gospodarstw domowych może być mniejszy, o tyle wartość wypłacanych świadczeń społecznych powinna wzrosnąć. Są one waloryzowane na podstawie wskaźnika inflacji, a ta jest w tym roku wysoka.

Marek Chądzyński

Obserwator Finansowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »