Sektor pod dyktatem pracownika?

Jaka jest obecnie sytuacja sektora motoryzacyjnego w Polsce? Na ile prawdziwe są obawy o przyszłość kolejnych inwestycji w sytuacji, kiedy koszty pracy równać będą do poziomu zachodniego? Na te pytania próbowali znaleźć odpowiedzi uczestnicy panelu dyskusyjnego na Regionalnym Forum Biznesu Ernst & Young w Katowicach.

Bazą do dyskusji nad sytuacją w polskim przemyśle motoryzacyjnym ze szczególnym uwzględnieniem rynku pracy był raport przygotowany przez Work Service na podstawie wyników badań wśród inwestorów branży auto-moto w Polsce. Firma obsługuje na co dzień ok. 100 klientów sektora Automotive, zatrudniających prawie 5 tys. pracowników.

Z raportu Work Service wynika, że znaczącym czynnikiem, mającym wpływ na polskie realia, są otwarte rynki pracy krajów Unii Europejskiej. Spada bezrobocie, brak specjalistów, są protesty związków zawodowych, jest wysoki wzrost płac przy niższym wzroście wydajności, podnosi się rola firm rekrutujących pracowników przy dużej rotacji kadr.

Reklama

Najważniejsze wnioski, na jakie wskazuje Work Service, to: niebezpieczeństwo występowania rotacji pracowników, a także brak poczucia stabilności produkcji w związku z protestami czy migracją pracowników .

Skala problemu

- Sektor motoryzacyjny w Polsce to 4,2 proc. wszystkich osób pracujących w przemyśle, czyli 190 tys. pracowników. Biorąc pod uwagę poddostawców liczba ta przekracza 220 tys. Spośród firm sektora 9 na 10 poszukuje pracowników. Przez cały czas występuje bardzo duża rotacja ludzi - powiedział prezes Work Service Tomasz Szpikowski.

W ub. roku w branży motoryzacyjnej zatrudniono 24 tys. pracowników. W tym roku powstało znowu do 20 tys. nowych miejsc pracy. Pojawiły się płacowe protesty i zawarto porozumienie organizacji związkowych Opla, Fiata i Isuzu. Komentując żądania, prezes Work Service zauważył, że związki domagają się wzrostu pensji o 1000 zł dla każdego, co daje ok. 40 proc., podczas gdy wzrost wydajności zamknął się na poziomie poniżej 5 proc. Jak powiedział Szpikowski, w ostatnim czasie w branży motoryzacyjnej nastąpił wzrost wynagrodzeń o 12-13 proc., natomiast wydajność pracy wzrosła o ok. 6-7 proc.

Wg raportu, co czwarta firma twierdzi, że brak pracowników może wpłynąć na możliwość zrealizowania zadań związanych z produkcją komponentów czy samochodów; z kolei 30 proc. badanych chętnie zatrudniłoby pracowników, którzy wrócą z Wielkiej Brytanii czy Irlandii.

Przeszło połowa badanych firm (52 proc.) potwierdziła, że "sytuacja taka ma wpływ na nasz rozwój", 8 proc. firm ma kłopoty z zatrudnieniem i pośrednio odczuwa problemy z brakiem pracowników na rynku, a 22 proc. sygnalizuje, że w przeciągu 2 lat będzie miała takie kłopoty z pracownikami, a w związku z tym również z realizacją planów produkcyjnych. 18 proc. firm twierdzi, że nie ma problemów z liczbą pracowników.

Autobus z podwyżkami

Jacek Żarnowiecki, dyrektor ds. personalnych Opel Polska, zwrócił uwagę na fakt, że tempo zmian w Polsce jest bardzo wysokie. - Jeśli spojrzeć na procesy, które mają miejsce na Zachodzie i porównać je z tym, co dzieje się po naszej stronie Europy, widać, że nasza konkurencyjność wyraźnie maleje. Stąd branżę motoryzacyjną w Polsce czekają pewne wyzwania. W krajach zachodnich następuje od kilku lat głęboka restrukturyzacja, której skutkiem jest redukcja zatrudnienia i kosztów. I tam, w istocie, koszty maleją, podczas gdy u nas jest trend odwrotny - wyższe koszty pracy, do tego niedobór pracowników, a trzeba też wziąć pod uwagę podwyższone koszty inwestycyjne - stwierdził.

Żarnowiecki zwrócił uwagę, że wzrost kosztów pracy dotyka bezpośrednio wytwórców produktu finalnego, ale uderza też pośrednio przez dostawców, którzy borykają się z problemem podobnej, a nawet wyższej skali. Potwierdził to Rudi Schurmans, dyrektor Tenneco Automotive Eastern Europe sp. z o.o., mówiąc:

- Jesteśmy w Polsce od roku 2001. Sytuacja zmieniła się na tyle, że aby sprostać potrzebom rynku, biorąc pod uwagę bieżące komplikacje dostawców i poddostawów, musimy sięgać na rynki zagraniczne - do Belgii czy Niemiec. W Tenneco rotacja pracowników sięga 11 proc. Da się też zauważyć zjawisko gonitwy płac - gdy sąsiad "przez płot" da więcej, pracownik opuszcza dotychczasowe stanowisko i przechodzi do niego.

Wyścig niektórych firm w walce o pracownika, opierający się na metodzie "kto da więcej", zauważa w swoim raporcie Work Service. Np. w autobusach z pracownikami jadącymi do stref ekonomicznych statystycznie raz w miesiącu pojawiają się rekruterzy proponujący zatrudnienie u innego pracodawcy za kwotę np. o 100 zł wyższą. I pracownicy przechodzą - często na miesiąc. Potem wracają do poprzedniego pracodawcy, który znowu podbija stawkę - o 100 zł.

Wołanie o spawacza

Firma Work Service skierowała bezpośrednio do szefów HR-ów branży pytania o to, na jakie stanowiska potrzeba najwięcej ludzi. Odpowiedź 74 proc. pytanych: bezpośrednio na produkcję, 23 proc. mówi o braku specjalistów, 3 proc. wskazuje na inżynierów, niewielki odsetek mówi o potrzebach w dziedzinie managementu.

Wśród najbardziej poszukiwanych zawodów dominuje wołanie o specjalistów średniego szczebla, pracowników produkcyjnych i kadrę techniczną, np. spawaczy, ślusarzy, obróbkowców, mechaników, konstruktorów, automatyków. Najbardziej brakuje ludzi z wykształceniem wyższym, niewiele lepiej jest z osobami z wykształceniem średnim kierunkowym technicznym, bardzo potrzebni są pracownicy z konkretnym fachem w ręku, po zawodówce.

Firmy są skłonne do sprowadzania ludzi z zagranicy. Różnie jednak z tym bywa. Znana firma deweloperska sprowadziła z krajów byłego ZSRR cały samolot pracowników. Nie znali naszych technologii budowlanych, więc ich produktywność była na poziomie ok. 40 proc. tego, co wykonywali polscy fachowcy. Przy tym goście życzyli sobie solidnej pensji i zabezpieczenia socjalnego. Po miesiącu z 350 w Polsce zostało 10.

Jak wskazuje raport, mimo bezrobocia, są w Polsce obszary paradoksu. Z jednej strony Specjalne Strefy Ekonomiczne z zapotrzebowaniem na siłę roboczą, a z drugiej rejony z ok. 9-proc. liczbą bezrobotnych. Mało jest w tej chwili osób, które chciałyby pracować za 1400- 1600 zł brutto, co jeszcze niedawno uznawane było za bardzo dobry zarobek w branży automoto. Obecnie w strefach ekonomicznych średnia płaca to ok. 2000 zł brutto. Oferując taki zarobek, jak wykazują badania Work Service, można względnie bezpiecznie "zrekrutować" pracowników. Rzecz jasna są miejsca, gdzie kwoty te są trochę niższe, ale są i takie, gdzie pracownik na linii zarabia 3000 zł.

- Największe braki w zatrudnieniu występują na Śląsku, bo tam istnieje nagromadzenie firm motoryzacyjnych - zauważa Rafał Orłowski, dyrektor Polskiej Izby Motoryzacji. - Ważne jest obniżenie kosztów pracy. Nie możemy doczekać się działań ze strony rządu, który jeśli nawet zmniejsza jedne obciążenia, to podnosi inne. Jeżeli wynagrodzenia będą gwałtownie wzrastać, w pewnym momencie osiągnięta zostanie graniczna bariera i część zakładów może być wycofanych z Polski i przeniesionych w inne miejsce.

- Nie wiem, czy aby to nie ostatnie pięć minut, które czeka przemysł motoryzacyjny w Polsce i właśnie z tego względu okres ten jest bardzo ważny - zauważa Robert Głowacki, dyrektor finansowy TRW Polska sp. z o.o. - W świadomości osób decydujących o lokowaniu inwestycji w Europie pozostała informacja, że praca w Polsce jest siedem razy tańsza niż w porównywalnych lokalizacjach zachodnich. W tej chwili jednak zaczęło do nich docierać, że koszty pracy w Polsce mocno rosną.

Strefa jak wyspa

Według Work Service, sytuacja Specjalnych Stref Ekonomicznych jest bardzo specyficzna. Z jednej strony można zwrócić uwagę na pozytywy: ulgi podatkowe, impuls dla działania biznesu i mnóstwo nowych miejsc pracy. Pojawił się jednak problem, bo właśnie wokół stref, w promieniu nawet 50 km, nie da się dziś znaleźć pracowników. Strefy stały się swego rodzaju wyspami rządzącymi się własnymi prawami. Wynagrodzenia są zupełnie inne niż we wschodniej i centralnej Polsce, w miastach do 100 tys. mieszkańców.

- Mamy dwie różne rzeczywistości polskiej gospodarki - mówi Szpikowski. - Związki zawodowe żądają coraz wyższych wynagrodzeń, a firmy w strefach płacą 2000-2500 zł brutto i... nie mają pracowników. Z drugiej strony, są miejsca w Polsce, gdzie ludzie byliby skłonni pracować nawet za 1200-1500 zł brutto, lecz nie mają dostępu do stref ze względu na odległość.

Obecnie w jednej z SSE realizowany jest projekt przeniesienia produkcji do małej miejscowości. Na liniach produkcyjnych pracownicy zarabiać będą mniejsze kwoty niż w strefie. Przedsięwzięcie firmy wytwarzającej skórzane elementy dla luksusowych pojazdów ma na celu rozkręcenie produkcji i zatrudnienie ludzi do prostych czynności montażowych. Rzecz w tym, aby nie działo się to w Strefie w Bolesławcu, tylko w małej miejscowości, gdzie dałoby się obniżyć koszty pracy. W efekcie biznes został przeniesiony do Jarocina, do nieużywanej hali, gdzie ludzie zarabiają mniej przy zachowaniu wysokiej jakości. Inwestor oszczędza ok. 1000 zł na pracowniku miesięcznie.

W kwestii rezerw, które pozwoliłyby ograniczyć koszty pracy w strefach ekonomicznych, Jacek Jędrszczyk, menedżer z działu doradztwa podatkowego Ernst & Young, wskazał na przepisy podatkowe i szansę na projekty legislacyjne. Poza tym, wszystkie firmy, które wchodzą do stref, muszą liczyć się z tym, że rotacja ludzi będzie tam większa niż w miejscach, gdzie są tylko pojedyncze zakłady i pracownicy nie mają wyboru. Tak czy inaczej, niezależnie od dotkliwości tego procesu, zarobki muszą rosnąć.

- Wszyscy ciągle myślimy, że do Polski spływa te 10 mld inwestycji rocznie i to nas uspokaja - ostrzega dyrektor Żarnowiecki z GM. - Ustaliłem, że koszty związane z usługami inwestycyjnymi kilka lat temu stanowiły 25 proc. tego co na Zachodzie, a w tej chwili jest to już 60 proc. Wytwarzamy przede wszystkim na eksport, bo rynek nowych samochodów w Polsce jest słabiutki. Wobec tego, jeżeli 90 proc. produkcji wysyłamy, to sprzedajemy w euro, a trzeba brać pod uwagę aprecjację. Tymczasem płace w Polsce wzrosły w ostatnich czterech latach z 500 do 770 euro, czyli o 50 proc.

Adam Grabałowski

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »