Oni rządzą rynkiem. Pracowniku, bierz co dają

Pracodawcy uważają, że elastyczny rynek pracy jest wartością i dla przedsiębiorców, i dla pracowników; w opinii związkowców polskim problemem jest jednak niewłaściwe stosowanie elastycznych form zatrudnienia i używanie ich niezgodnie z przeznaczeniem.

We wtorek przedstawiciele pracodawców i związków zawodowych dyskutowali na temat elastyczności na rynku pracy podczas drugiego dnia konferencji "Typowe i nietypowe umowy o świadczenie pracy - wady i zalety z perspektywy rynku pracy". Spotkanie zorganizowały Centrum Monitorowania Rynku Pracy Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EKES) oraz Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej.

Pracodawcy przekonywali, że rozwiązania uelastyczniające rynek pracy są w Polsce - na tym etapie rozwoju gospodarczego i przy obecnej kondycji przedsiębiorstw - bardzo potrzebne. Zastępca dyrektora Generalnego PKPP Lewiatan Jakub Wojnarowski przypomniał, że w Sejmie trwają prace nad projektami nowelizacji Kodeksu pracy (poselskim i rządowym) dotyczącymi rozliczania czasu pracy.

Reklama

Rządowy projekt przewiduje m.in. wprowadzenie ruchomego czasu pracy, a także możliwość wydłużenia do 12 miesięcy okresów rozliczeniowych czasu pracy. Obecnie w podstawowym systemie czasu pracy (8 godzin na dobę) dopuszczalny okres rozliczeniowy wynosi do 4 miesięcy. Projekt klubu PO idzie dalej niż rządowy. Oprócz wydłużenia okresów rozliczeniowych m.in. obniża stawki za pracę w godzinach nadliczbowych (z obecnych 100 proc. w niedzielę i święta oraz 50 proc. w każdy inny dzień - do odpowiednio 80 i 30 proc.); zmienia zasady rekompensowania pracy w dzień wolny - pracodawca miałby możliwość oddania dnia wolnego nie tylko w danym, ale także kolejnym okresie rozliczeniowym.

"Mamy nadzieję, że uda się połączyć rozwiązania z obu projektów i szybko uchwalić ustawę" - powiedział Wojnarowski. Podkreślił, że według badań Lewiatana firmom zależy, by utrzymywać zatrudnienie, a proponowane w projektach rozwiązania mogłyby to ułatwić.

Wiceprezydent Pracodawców RP Janusz Pietkiewicz przypomniał, że z podobnych rozwiązań - zawartych w podpisanym w 2009 r. pakiecie antykryzysowym, który obowiązywał do końca 2011 r. - skorzystało ok. 1,1 tys. firm; udało się dzięki temu zachować tysiące miejsc pracy. W jego opinii, wprowadzając elastyczne formy pracy, trzeba zabiegać o stabilność zatrudnienia i bezpieczeństwo pracowników, tym bardziej, że poczucie bezpieczeństwa przekłada się na lepszą wydajność.

Według Pietkiewicza elastyczny rynek pracy nie może prawidłowo funkcjonować bez czterech elementów: elastycznych regulacji, bezpieczeństwa pracowników, dialogu społecznego oraz kształcenia ustawicznego.

W opinii przewodniczącego Forum Związków Zawodowych Tadeusza Chwałki elastyczność połączona z bezpieczeństwem jest rozwiązaniem wartym rozważenia, jednak w Polsce flexicurity (termin oznaczający elastyczność na rynku pracy, połączenie słów flexibility - elastyczność oraz security - bezpieczeństwo) nie istnieje - jest elastyczność bez bezpieczeństwa, a rynek należy do pracodawców, a nie do pracowników, to przedsiębiorcy dyktują warunki.

"Wolność to wybór. Tymczasem w Polsce większość ludzi pracujących na umowy na czas określony czy umowy cywilno-prawne nie ma wyboru; muszą przyjąć takie warunki albo nie dostaną pracy" - mówił Chwałka. Dodał, że jest to szczególnie częste wśród ludzi młodych, dla których stabilność zatrudnienia jest ważna, by mogli założyć rodzinę, dostać kredyt na mieszkanie, zdecydować się na dzieci. Przypomniał, że w Polsce ok. 3,4 mln osób pracuje na podstawie umów na czas określony, ok. 700 tys. - umów cywilno-prawnych, a ok. 3 mln jest samozatrudnionych.

Wiceprzewodniczący OPZZ Andrzej Radzikowski podkreślił, że polskim problemem jest wykorzystywanie elastycznych form zatrudnienia niezgodnie z przeznaczeniem, dlatego często nazywane są umowami śmieciowymi. Przypomniał, że umowa o pracę na czas określony została wprowadzona po to, by pracodawca mógł sprawdzić pracownika, a umowy cywilno-prawne są dla pracowników, którzy pracują samodzielnie, bez nadzoru - tymczasem obecnie masowo zastępuje się nimi umowy o pracę.

Jego zdaniem przedsiębiorcy chcą obniżać koszty pracy kosztem pracowników i w ten sposób podnosić konkurencyjność. "Mówiąc, że jest to recepta na przetrwanie w okresie spowolnienia gospodarczego, sugeruje się, że kryzys minie, jeśli bardziej będziemy naciskać na pracowników, że to ich lenistwo spowodowało kryzys. Nie zgadzamy się z takim sposobem myślenia" - powiedział. "Badania pokazują, iż od uelastycznienia rynku nie przybywa miejsc pracy" - przekonywał Radzikowski.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »