Moc dyplomu z bankowości

Jakie perspektywy rozwoju mają absolwenci bankowości w Polsce?

W kwestii studiów utarły się pewne schematy. Dobrze pójść na politechnikę, bo chociaż praca żmudna, to dobrze płacą, nieźle wiedzie się w konsultingu i audycie, gorzej po psychologii czy polityce społecznej. A co z branżą bankową?

Gdzie najlepiej?

W Polsce jest aż 77 wyższych uczelni ekonomicznych (prywatnych i państwowych). Jest to ogromna liczba, zważywszy, że na drugim miejscu pod względem ilościowym są szkoły techniczne, których jest 25. Absolwenci kierunków ekonomicznych stanowią 1/4 wszystkich absolwentów w kraju, co rocznie daje prawie 110 tysięcy nowych "głów" na rynku pracy.

Reklama

Oznacza to wręcz taśmową "produkcję" absolwentów kierunków ekonomicznych, ale też dużą konkurencję wśród uczelni, więc i (przynajmniej w teorii) wysoki poziom świadczonej usługi. Rankingi jasno wskazują - najlepsze przygotowanie otrzymują studenci warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. Po piętach depcze im również stołeczna Akademia Leona Koźmińskiego oraz Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu. Dominacja SGH jest wyczuwalna, zwłaszcza wśród warszawskich pracodawców.

- W Polsce SGH to SGH. Jeśli pracodawca widzi, że jesteś po SGH, zwłaszcza po bardziej matematycznym kierunku, to od razu ma się dodatkowe punkty, dlatego też nie myślę o wyjeździe za granicę - mówi Izabela Szpakowska, świeżo upieczona absolwentka Szkoły Głównej Handlowej, która jest w trakcie poszukiwania pierwszej pracy w zawodzie.

Zadowolenie pracodawców widać też po statystyce. Z badania przeprowadzonego przez Ernst & Young wynika, że 24 proc. pracodawców, którzy zatrudnili absolwentów Szkoły Głównej Handlowej, ocenia ich poziom przygotowania "zdecydowanie pozytywnie", natomiast 72 proc. jako "raczej pozytywnie". Tylko 4 proc. badanych ocenia po-SGH-owe kwalifikacje "raczej negatywnie". Po pół roku od skończenia studiów aż 92 proc. absolwentów Szkoły Głównej Handlowej deklaruje pracę w zawodzie, a 90 proc. z nich uważa się za zadowolonych ze swojej sytuacji zawodowej.

Nie gorzej wypada Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu - 87 proc. absolwentów tej uczelni deklaruje zatrudnienie w branży związanej ze swoim wykształceniem, a ponad 80 proc. badanych określa swoją sytuację zawodową jako dobrą lub bardzo dobrą. Oczywiście nie wszyscy absolwenci szkół ekonomicznych planują karierę w bankowości. Według studentów szkół ekonomicznych jest to marginalna liczba, zdecydowana większość wybiera audyt, analizy rynku, obsługę finansową przedsiębiorstw.

Perspektywy

Studenci renomowanych szkół ekonomicznych świetnie rozumieją rynek. Zdają sobie sprawę, że jeśli będą szukać zatrudnienia w bankowości, to najpewniej zostaną sprzedawcami produktów bankowych lub pracować w obsłudze klienta.

- Praca z klientem indywidualnym to najgorsze, co może się przytrafić. Na początku nie ma co wybrzydzać, muszę zdobyć doświadczenie, ale i tak wolałabym pracować w centrali, zajmować się analizami statystycznymi, finansowymi, i takiej właśnie pracy szukam - opowiada Izabela Szpakowska.

Małgorzata Szumowska z banku BNP Paribas potwierdza, że poszukiwane są osoby na stanowiska sprzedażowe i wskazuje jako problem brak akademickiego przygotowania studentów do tego typu zajęć.

- W trakcie rekrutacji do programu stażowego Generacja Young Bank Forces zwracamy uwagę na predyspozycje do pracy z klientem: umiejętność aktywnego słuchania, empatię, komunikatywność - mówi Szumowska. - Absolwentom brakuje warsztatu w zakresie pracy z klientem, umiejętności słuchania potrzeb klienta, znajomości technik sprzedaży oraz podstaw negocjacji. Mamy świadomość, że w przypadku zatrudnienia takich osób na stanowisku sprzedażowym, na starcie trzeba im poświęcić więcej czasu, przyuczając do stanowiska poprzez szkolenie z zakresu pracy z klientem firmowym, pokazanie zastosowania analizy finansowej w praktyce - dodaje.

Fakt, że z klientem indywidualnym pracują wykształceni bankowcy jest na tle Europy dość nietypowy. W Niemczech do obsługi zatrudniani są ludzie bez wyższego wykształcenia, nauczeni obsługi oprogramowania i szerokiego uśmiechu. Najpewniej wynika to ze stosunkowo ubogiej oferty zachodnich banków dla klienta indywidualnego. W Polsce ten rynek jest dobrze rozwinięty, a jeśli mieliśmy styczność z zachodnią bankowością jako klient detaliczny, możemy odnieść wrażenie przeniesienia się w czasie 10 lat wstecz. Kwestie bankowości inwestycyjnej są jednak na odległym, a wręcz niedoścignionym nam poziomie, stąd w Niemczech studia są po to, aby przygotować kadry działów analiz lub bankowości inwestycyjnej.

- Po moich studiach nie mam co się martwić o dobrze płatną pracę, zwłaszcza w Monachium. Czy wybiorę bankowość inwestycyjną, czy pracę jako analityk ubezpieczeniowy, to wszystko jedno. W moim odczuciu bankowość jest bardzo rozwijająca, praca w ubezpieczeniach to jednak wieczne przeglądanie papierów z kalkulatorem. Chciałbym pracować dla jakiejś firmy z oddziałami zagranicznymi - wtedy łatwo o paroletni kontrakt, na przykład w Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy Katarze. To świetna szansa na poznanie zupełnie innej kultury, a pracuje się i tak w języku niemieckim lub angielskim - opowiada Yannis Kainz, student matematyki ekonomicznej monachijskiego LMU.

W Monachium przebieg studiów różni się od tego nad Wisłą. Otrzymanie tytułu "bachelor" jest równoznaczne z odbyciem półrocznych, szczegółowo określonych co do zadań i czynności praktyk zawodowych. Nie ma więc obawy, że absolwenta trzeba od początku uczyć. Dodatkowo rynek chłonie specjalistów, w Polsce trzeba trochę powalczyć.

- Na ostatniej rozmowie o pracę usłyszałam, że wiadomo - jestem tuż po studiach, no ale przeszłość zupełnie "pusta", niby praktyki w Pekao SA i BGŻ, teoretycznie trzy języki, skończone studia, wymiana w Niemczech, ale to nic nie znaczy. W dodatku powiedziano mi, że jestem młoda, więc plany zmieniają mi się co pół roku i nie wiadomo, czy warto ze mną wchodzić we współpracę. Ciężko się przebić bez doświadczenia - mówi Izabela Szpakowska, świeżo upieczona absolwentka Szkoły Głównej Handlowej. - Nie uważam, żeby uczelnie dobrze przygotowywały do pracy w banku, bo nie ma żadnych zadań praktycznych, a wszystko to sucha wiedza z książek. Przecież robienie zadań z analizy czy algebry, albo symulacji analitycznych w komputerze nic nie da, bo w pracy i tak robi się coś innego. Z drugiej strony pracodawcy wymagają umiejętności, których nie sposób posiąść na studiach. Wygląda to tak, jakby uczelnie nie komunikowały się z pracodawcami i w pewnym momencie się to rozjeżdża - tłumaczy dalej.

W ocenie studentów głównym problemem w Polsce jest właśnie to oderwanie merytoryczne zajęć na uczelni od rynku. Podczas gdy studenci wychodzący z zagranicznych uniwersytetów są odpowiednio przygotowani i należy ich tylko wdrożyć, nasi rodzimi absolwenci to w zasadzie materiał do kilkuletniej nauki. W Niemczech rynek jest tak ukształtowany, że rekrutację przeprowadza się jeszcze na studiach. To banki przychodzą do studentów drugiego, trzeciego roku z ofertą pracy, stażu czy praktyk. Nad Wisłą sytuacja jest zupełnie inna i dla rodzimych banków kluczowe są inne czynniki niż sam tytuł magistra ekonomii, co potwierdza specjalistka HR w ING Banku Śląskim Joanna Domańska.

"Powszechna jest opinia, że sam dyplom uczelni wyższej już nie wystarcza, aby absolwent znalazł dobrą, zadowalającą go pracę. Podobnie jak inne firmy, swoje oczekiwania wobec absolwentów szkół wyższych formułujemy względem ukończonego kierunku studiów oraz posiadanych kompetencji. Cenimy absolwentów, którzy w czasie studiów podejmowali się wielu różnych zadań i aktywności: działali w organizacjach studenckich, kołach naukowych lub samorządach, wyjeżdżali na stypendia zagraniczne, brali udział w warsztatach, szkoleniach czy praktykach. Ważna jest dla nas otwartość na nowe doświadczenia, motywacja, inicjatywa, umiejętność organizacji własnej pracy, wykorzystania wiedzy w praktyce czy rozwiązywania problemów, a także zdolności analityczne. Od absolwentów aplikujących na stanowiska niższego szczebla nie oczekujemy doświadczenia zawodowego" - mówi Joanna Domańska.

Niektóre szkoły niepubliczne w walce o klienta postanowiły wprowadzać od dawna znane na zachodzie metody dostosowania treści modułów do oczekiwań rynku. Gdańska Wyższa Szkoła Bankowa powołała Radę Przedsiębiorczości, czyli instytucję, w której ścierają się potrzeby rynku pracy i oferta dydaktyczna szkoły. W skład Rady wchodzą przedstawiciele pomorskiego biznesu oraz kadra biegła w wymogach programowych, którzy mają sprowadzać na urzędniczą ziemię idealistyczne wizje przedsiębiorców. Dobrze by się stało, gdyby dialog z biznesem stał się codziennością polskich uczelni - tym bardziej że pomimo świetnej pozycji SGH, Koźmińskiego czy poznańskiego UE w kraju, na świecie nie prezentuje się to najlepiej. W większości rankingów uczelnie polskie w ogóle nie występują - zwyczajnie w rankingu nie ma tylu miejsc, jeśli się jednak pojawiają, to w "nobilitującej" pierwszej pięćsetce. Polskie szkoły najbardziej kuleją właśnie w obszarze kompatybilności programu nauczania z wymogami rynkowymi oraz w zakresie zajęć praktycznych.

Dlaczego nie banking

Innym problemem branży bankowej jest niechęć absolwentów szkół ekonomicznych do pójścia tą ścieżką. Główną tego przyczyną jest praktyczny brak segmentu bankowości inwestycyjnej, która jest dla wielu studentów jedyną "atrakcją". W Polsce do wyboru mają albo kasę w oddziale, albo analizy na zapleczu.

"Kariera w bankowości kojarzy mi się głównie z analizami ryzyka kredytowego, wyższą matematyką i pracą z Excelem do końca życia. Ewentualnie, jeżeli bankowość - to tylko inwestycyjna, bo tutaj ma się styczność z doradztwem strategicznym, co jest ciekawe i rozwijające. Ponadto w bankowości inwestycyjnej ma się do czynienia z organizowaniem fuzji i przejęć, co jest zawsze dużym wyzwaniem. Niemniej kariera w bankowości może być bardzo wyboista i ciężko w niej dojść do upatrzonego celu" - mówi Michał Tkaczyk, student SGH.

Nie jest on odosobniony w swojej opinii, wielu absolwentów finansów i rachunkowości rezygnuje z pracy w zawodzie, kiedy zdają sobie sprawę, jak to w rzeczywistości wygląda.

"Najlepsze zarobki są w bankowości inwestycyjnej, która niestety w Polsce jest słabo rozwinięta, żeby nie powiedzieć, że nie istnieje. Jeśli się myśli o takiej ścieżce kariery, trzeba przygotować się na paroletnią przeprowadzkę do Londynu albo Nowego Jorku" - tłumaczy Michał Mazur, absolwent finansów i rachunkowości, który zarzucił trudną karierę w bankowości na rzecz rozwoju w branży lotniczej. "Tam są siedziby wszystkich liczących się banków inwestycyjnych, Morgan Stanley, Deutsche Bank, Bank of America, i aby pracować w ich polskich oddziałach, najpierw trzeba zasłużyć się w siedzibie głównej. Praca w tej branży jest ciężką harówą od bladego świtu, wiecznie pod telefonem, mailem, życie prywatne trzeba sobie odpuścić, przynajmniej na początku. Uczelnie ekonomiczne nie nakierowują domyślnie do pracy w bankowości, ponieważ to dość marginalna ścieżka kariery absolwentów takich szkół. Większość idzie w kierunku konsultingu albo szeroko pojętego zarządzania finansami" - dodaje.

A co na to rynek?

Niechęć najbardziej wartościowych jednostek do pracy w bankowości to problem w branży, zwłaszcza w dobie kryzysu. Instytucje finansowe starają się dbać o swój wizerunek i bardzo ostrożnie dobierają pracowników. Na problem zwraca uwagę Hubert Kifner, kierujący praktyką employer branding i komunikacji wewnętrznej w Ciszewski MSL Financial Communications.

"Pozyskanie najatrakcyjniejszych kandydatów wymaga wysiłku od banków. Dbanie o wizerunek pracodawcy może wydawać się niepotrzebnym wydatkiem w czasach spowolnienia gospodarczego. Warto jednak zastanowić się, dlaczego utalentowana osoba miała wybrać właśnie ten bank. Brak stałych działań ukierunkowanych na poszczególne grupy potencjalnych pracowników skutkuje brakiem wiedzy po ich stronie i wyrabianiem sobie zdania na podstawie forów internetowych, na których wypowiadają się obecni lub byli pracownicy. Potencjalni pracownicy mogą być klientami banku i czerpać wiedzę o instytucji z "drugiej strony lady" - podkreśla Hubert Kifner.

Również Joanna Domańska z ING Banku Śląskiego zauważa niedobór konkretnych kandydatów na rynku.

"Częstym problemem jest brak lub niedobór absolwentów posiadających określone kompetencje i umiejętności, których nabycie jest w dużym stopniu niezależne od kierunku studiów" - podsumowuje Domańska.

Czym to jest spowodowane? Przede wszystkim wynika z faktu, że ambitny, kreatywny, dobrze zapowiadający się student pójdzie bardziej wysublimowaną ścieżką zawodową albo wyjedzie za granicę, by pracować w sektorze bankowości inwestycyjnej. Struktura rynku w Polsce powoduje, że w szkołach ekonomicznych kształtuje się przyszłych obwoźnych sprzedawców produktów bankowych, kasjerów albo w najlepszym wypadku analityków ryzyka kredytowego, w dodatku z miernym przygotowaniem do rozpoczęcia pracy. Szkoły nie nadążają za rynkiem, a rynek za absolwentem, dlatego ci wolą rozwijać skrzydła w innych branżach lub za granicą. Chyba sporo musimy się nauczyć od naszych zachodnich sąsiadów.

Maria Szurowska

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »