Menadżer w Irlandii

Spędził w tym kraju dziewięć lat. Cały czas pracował. Głównie jako menadżer w dużym lokalu, w którym bawić się mogło ponad tysiąc osób. Podległy mu personel składał się z kilkudziesięciu pracowników.

Dawid Danek z Krobi (powiat gostyński) z wykształcenia jest politologiem. Po studiach przez dwa lata pracował w lokalnej gazecie, która jednak zbankrutowała. - Jeden z moich kolegów mieszkał w Limerick w Irlandii - wspomina Dawid. - Mówił żebym przyjechał, jest tam sporo pracy, a na początek mogę mieszkać u niego. Oczywiście spróbowałem. Byłem młody, bez pracy, a do tego nieźle znałem język angielski, więc co miałem do stracenia?

Po prostu trzeba szukać

Tak to pod koniec 2005 roku trafił do tej irlandzkiej metropolii. Uściślając, miasto liczy zaledwie 60-tysięcy mieszkańców, lecz to oznacza, że na miejscowe warunki jest bardzo duże - jedne z największych w tym kraju.

Reklama

Pan Dawid planował, że rozpocznie pracę w dużej fabryce Della, która w tym mieście wówczas się znajdowała.

- Wcześniej przyjmowali tam praktycznie wszystkich chętnych - opowiada. - Lecz, krótko przed tym, gdy ja się tam znalazłem, wszystko się zmieniło. Zakład już likwidowano, po prostu koszty jego utrzymania były za duże. Po jakimś czasie przeniesiono go do... Polski.    W Irlandii działają instytucje, które chyba najlepiej określić można polskim terminem kluby pracy. Nie zajmują się wyszukiwaniem ofert pracy, lecz wskazują gdzie można pracę znaleźć. Do tego pomagają pisać CV oraz listy motywacyjne. Zgłosił się do nich po pomoc i po kilku godzinach z niezbędnymi dokumentami, jak to określa, ruszył w miasto. Rozpytywał także wśród miejscowych Polaków. Słowem szukał jakiegokolwiek zajęcia.

Miejscowi tego nie chcieli

Szybko trafił do nocnego klubu "Trinity Rooms", który przez polski personel nazywany jest "trzy pokoje". Może tam jednorazowo przebywać i bawić się około tysiąca trzystu osób. Klub składa się z trzech sal: restauracji, pubu oraz dużej dyskoteki.

- Menadżer spojrzał na dokumenty które przyniosłem, na mnie i stwierdził, że jutro mam się zgłosić do pracy - opowiada D. Danek.

Oczywiście zaczynał od podstaw. Sprzątał, uzupełniał lodówki, przynosił butelki do baru, czyścił, mył naczynia itp. Wkrótce został kelnerem.

Zarabiał na początku 9 euro na godzinę. Lecz już po dwóch tygodniach dostawał 10 euro, a po dwóch miesiącach 10,5.

Krótko potem awansował. Po trzech miesiącach z lokalu odchodził jeden z menadżerów, który kierował liczącą około dziesięciu osób grupą pracowników. Zajmowali się sprzątaniem. Większość z nich stanowili Polacy.

- Wówczas sytuacja gospodarcza w Irlandii była bardzo dobra - wspomina. - Dlatego Irlandczycy nie garnęli się do takich zajęć. Dziś zmieniło się to bardzo, ale o tym za chwilę.

Praca nie było skomplikowana - w lokalu musiał być porządek. Jak się okazało i na tym stanowisku się sprawdził, szybko awansował na stanowisko floor managera. Tym samym zarządzał już grupą trzydziestu pracowników. Oprócz tych, którzy zajmowali się sprzątaniem, byli pracownicy techniczni, których zadaniem były różne naprawy. Kierował w dyskotece pracą barmanów oraz kelnerów - w restauracji i pubie. Używając określenia z umowy o pracę, jego zadaniem był "nadzór nad prawidłową i profesjonalną obsługą klienta przez podległy zespół oraz rozwiązywanie pojawiających się, bieżących problemów związanych z działalnością klubu."

Pracował tam sześć dni w tygodniu. Systemem spreed, to znaczy dniówka - nocka. W sumie w "Trinity Rooms" spędził trzy i pół roku. Później, w czerwcu 2008 roku przeszedł do innego, podobnego klubu, który powstał również w Limerick.

- Była o to mała wojna między nimi - opowiada. - Nieskromnie bowiem stwierdzę, że byłem na tyle dobrym menadżerem, że nie chcieli mnie tracić. Ostatecznie jednak musieli. Część personelu zarządzającego przeszła tam wraz ze mną.

Dwie funkcje jednocześnie

Jego nowy zakład pracy nazywa się "Angel Lane." Tam zaczynał od pełnienia dwóch funkcji równocześnie. Był menadżerem zmiany oraz menadżerem magazynu. By przedstawić zakres jego obowiązków zawodowych, warto zacytować fragment CV, w którym to opisuje:

§  Nadzór nad realizacją założeń sprzedażowych oraz nad profesjonalną obsługą klienta przez podległy zespół w lokalu gastronomicznym.

§  Kontrola stanów magazynowych i odpowiedzialność za prawidłowe zatowarowanie oraz kontakty z dostawcami, prowadzenie negocjacji cenowych dotyczących dostaw.

§  Bezpośrednia współpraca z działem marketingu w zakresie wdrażania planów promocyjnych (testowanie nowości, akcje promocyjne).

Po raz kolejny awansował w sierpniu 2013 roku. Znów pełnił dwie funkcje. Pierwszą była tzw. operatom manager, czyli menadżer baru. Druga to asystent głównego menadżera.

Tu jeszcze jeden fragment z jego CV, tym razem dotyczący nowych obowiązków.

§  Bezpośrednia współpraca z działem finansowym w zakresie przygotowania i realizacji budżetu firmy z uwzględnieniem prognoz dla branży.

§  Planowanie i realizacja procesu rekrutacji nowych pracowników.

§  Reprezentowanie przedsiębiorstwa w kontaktach z klientami i podmiotami zewnętrznymi.

- Byłem jednym z menadżerów - zaznacza. - W irlandzkich restauracjach w ogóle w firmach zawsze jest ich bowiem co najmniej kilkoro. W tych lokalach, w których pracowałem byli menadżerowie na przykład księgowości, czy ochrony.

Praca we wszystkich dyskotekach świata jest podobna. Przy tym niełatwa, szczególnie w weekendy, gdy w obu lokalach często bawiło się ponad tysiąc osób.

Przy czym znów warto zapytać o zarobki. Jak się okazuje wcale nie były takie wysokie jak na stanowisko, które zajmował. Dostawał 2200 euro na rękę.

- To naprawdę nie były jakieś duże pieniądze - podkreśla. - Tyle, że menadżer w irlandzkiej restauracji raczej nigdzie nie dostanie więcej. W restauracjach bowiem zarobki nie należą do wysokich. Znacznie większe pieniądze zarabiają menadżerowie na budowach, czy w bankach, w ogóle bardziej dochodowych branż jest więcej.

Tamto się skończyło

Jeszcze raz podkreśla, że nie ma porównania jeśli chodzi o sytuację na irlandzkim rynku pracy obecną z tą sprzed blisko dziesięciu lat.

- Wtedy naprawdę, każdy kto chciał, znajdował zajęcie i to szybko - stwierdza. - Te najgorsze i najmniej płatne prace wykonywali emigranci, wśród nich wielu Polaków. Młodzi Irlandczycy leżeli w tym czasie w domach i spokojnie rozglądali się za czymś atrakcyjnym. Teraz to się skończyło. Bezrobocie jest tam duże. Pod koniec mojej pracy w "Angel Line" dałem ogłoszenie, że szukam pracownika fizycznego. Odzew był szybki i duży. Swoje dokumenty składali tam także Irlandczycy. Teraz i oni nie wybrzydzają. Cieszą się jeśli mogą pracować i zarabiać, a poza tym wpisują sobie w cv, że już byli zatrudnieni.

Choć tu warto podkreślić jedną ważną sprawę. Irlandczycy nie mają problemów by zatrudniać emigrantów, nawet kosztem swych rodaków. Poza tym Polak może u nich szybko awansować. On jest na to najlepszym przykładem.

Dlaczego więc wrócił? Nigdy nie zamierzał zostać tam na stałe. Dlatego za pieniądze zarobione w Irlandii wybudował w swej rodzinnej Krobi dom. Chciał wrócić wcześniej, lecz tu przecież także trudno o pracę. W końcu udało się ją znaleźć i od listopada ubiegłego roku jest już w Polsce.

Na to go stać

Warto skorzystać z jego bogatego doświadczenia. Przecież w Irlandii mieszkał przez blisko dziesięć lat. Czy warto, by Polacy nadal tam wyjeżdżali?

- Jeśli ktoś nie ma perspektyw w Polsce, to na pewno warto spróbować. Tylko najlepiej wcześniej załatwić sobie tam punkt zaczepienia, jakiegoś krewnego, czy kolegę. I oczywiście warto mieć już załatwioną pracę - opowiada.

A czy rzeczywiście poziom życia jest tam dużo wyższy niż w Polsce?

- Zarobki są znacznie większe, choć koszty utrzymania też. Jednak i tak normalnie pracując możemy sobie pozwolić na o wiele więcej niż w Polsce (pod warunkiem, że wynajmujemy mieszkanie). Kupno własnego domu jest tam bowiem, zachowując proporcje, równie kosztowne jak w Polsce. Nie ma szans, by na to odłożyć, musisz brać kredyt hipoteczny. Niedawno mój kolega, który zostaje tam na stałe, kupił nieduży domek. Za dwieście tysięcy euro. Będzie go spłacał przez wiele lat. Inna sprawa, że normalnie pracując stać go na to bez większego problemu - kończy pan Dawid.

Damian Szymczak

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »