Lekarze z Ukrainy? Tylko nieliczni do nas przyjadą

Nie sprawdziły się oczekiwania, że lekarze napływający z Ukrainy zmniejszą niedostatki kadrowe w Polsce. W naszym kraju pracuje ich niespełna 300. Zniechęcają nie tyle egzaminy, co dość kosztowne formalności i np. konieczność odbywania stażu podyplomowego w ramach wolontariatu. - Z czego wtedy żyć? - pytają.

Lekarze z Ukrainy, by pracować w Polsce, podobnie jak inni obcokrajowcy muszą nostryfikować dyplom, zdać egzamin z języka polskiego oraz Lekarski Egzamin Państwowy i odbyć 13-miesięczny staż w ramach wolontariatu. Jest wyjątek od tych reguł - absolwenci medycyny posiadający Kartę Polaka lub małżonkowie obywatela Polski mogą uzyskać płatny staż podyplomowy.

- Dzięki polskiemu pochodzeniu miałem pensję stażysty, to dużo ułatwiało - mówi nam Nazarij Koziar, lekarz kierujący SOR-em w Zagłębiowskim Centrum Onkologii - Szpitalu Specjalistycznym im. Sz. Starkiewicza w Dąbrowie Górniczej.

Reklama

Jak wspomina, 12 lat temu, gdy wszystko zaczynał od początku w Polsce, na Ukrainie zostawił pracę, w której na półtora etatu jako lekarz zarabiał równowartość... 450 zł. To daje wyobrażenie o tym, jak trudne do udźwignięcia są na starcie koszty utrzymania w Polsce dla młodego lekarza z Ukrainy, nim uzyska prawo wykonywania zawodu.

Najpierw nostryfikacja

Dr Wojciech Domka, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Rzeszowie, zaznacza, że wymogi wobec lekarzy ukraińskich dotyczące LEK i tzw. uznania dyplomu są takie same jak te, które musi spełnić nawet obywatel polski wracający do kraju po ukończeniu studiów lekarskich na Ukrainie. Nie jest zatem istotne obywatelami jakiego kraju są lekarze, ale jaki poziom wiedzy i umiejętności posiadają - i to jest sprawdzane, nim otrzymają zgodę Izby na wykonywanie zawodu.

Regulamin nostryfikacji przeprowadzanej np. w Śląskim Uniwersytecie Medycznym (SUM) w Katowicach precyzuje, że Rada Wydziału dokonuje analizy m.in. programu studiów odbytych w macierzystej uczelni kandydata i w przypadku stwierdzenia różnic wymaga zdania brakujących egzaminów w formie testowej. Opłata nostryfikacyjna w 2016 r. wynosiła w SUM 2696 zł.

Jak mówi nam doktor Stepan Lysak (właśnie zdał PES), pracujący w Lesku absolwent Tarnopolskiego Państwowego Medycznego Uniwersytetu, nostryfikujący dyplom w 2009/2010 r. w SUM w Katowicach, uczelnia rygorystycznie sprawdzała wiedzę, choć sam nie dopatrzył się niedoborów programowych.

- Zdawałem egzamin z chorób wewnętrznych, chirurgii, medycyny opartej na dowodach naukowych, a moja żona - z psychiatrii, chorób wewnętrznych, medycyny opartej na dowodach naukowych - opowiada.

Pracujący na Podkarpaciu inny lekarz (zastrzegł nazwisko - red.) dodaje, że według jego wiedzy, generalnie zdawalność wspomnianych egzaminów w Polsce wśród ukraińskich lekarzy wynosi poniżej 30 proc.

Cała procedura nostryfikacji - jak ocenia Stepan Lysak - zajmuje od 6 miesięcy do 12-24 i więcej. Wiąże się dodatkowo z kosztami tłumaczeń dokumentów, podróży, zamieszkania, kosztami wizowymi, koniecznością wnioskowania o wizy, stania w kolejkach po wizy itd., co może wymagać wydatków sięgających 10 tys. zł.

Potem egzaminy - z polskiego i LEP

W międzyczasie trzeba, co oczywiste, udowodnić znajomość języka. W 2016 r. do egzaminu z języka polskiego przed Naczelną Izbą Lekarską przystąpiło 163 cudzoziemców, w tym 83 z Ukrainy. Egzamin składa się z dwóch części zawierających treści o charakterze medycznym: pisemnej i ustnej.

- Część pisemna to dyktando oraz pytania testowe potwierdzające zrozumienie tekstu. Druga część to sprawdzenie umiejętności w gabinecie lekarskim, gdy w rolę pacjentów z określonym przypadkiem chorobowym wciela się komisja egzaminacyjna - informuje rzecznik prasowy NIL Katarzyna Strzałkowska. Lekarski egzamin językowy w 2016 r. zdało 129 osób, w tym 65 z Ukrainy.

Z danych przekazanych nam przez Centrum Egzaminów Medycznych w Łodzi wynika, że wśród osób, które przystępowały do LEP/LEK w latach 2008-2017, było 197 lekarzy z obywatelstwem ukraińskim. - To zaledwie 6,2 promila zdających w tym czasie - mówi prof. Mariusz Klencki, dyrektor CEM, nawiązując do zadanego przez nas pytania o przypuszczalną faktyczną skalę obecności lekarzy z Ukrainy na polskim rynku pracy. 142 zdających Ukraińców (72%) uzyskało pozytywny wynik egzaminu (niekoniecznie za pierwszym razem).

Staż i rezydentura - radź sobie

Po LEK pora na staż podyplomowy. Dla lekarza z Ukrainy bez związków z Polską szansą na jego odbycie jest wolontariat. - Cały rok nie otrzymujesz żadnego wynagrodzenia, wykonujesz te same czynności, co każdy stażysta będący obywatelem polskim - jeden z lekarzy opisuje położenie, w jakim się znajdował.

Stepan Lysak dopowiada, że aby legalnie przebywać na terytorium Polski, przez czas 13 miesięcy stażu lekarz ukraiński musi posiadać "jakieś zezwolenie". Wizy w takich celach i na taki termin nie są wydawane. - Pozostaje karta czasowego pobytu, ale trzeba posiadać pieniądze na życie. Jest sposób - rachunek w polskim banku z odpowiednią kwotą; musi cię wesprzeć rodzina - podsumowuje.

Po stażu ukraińskiemu doktorowi, który miałby zastąpić wakat po emigrującym polskim, jest już nieco łatwiej. Otrzymuje w NIL prawo wykonywania zawodu i może już leczyć, po uzyskaniu od wojewody zezwolenia na pracę, z tym że dotyczy ono konkretnej placówki. - W tej sytuacji obcokrajowcom jest na rękę to, że brakuje lekarzy w całej Polsce i pracę można znaleźć - dzieli się uwagami inny lekarz mieszkający i pracujący na Podkarpaciu.

Ale co, jeśli chciałby - jak polscy koledzy - być specjalistą? - W praktyce szukasz małego szpitala powiatowego, gdzie będziesz zatrudniony na etacie. Otrzymujesz wynagrodzenie, a kursy specjalizacyjne odbywasz w większym ośrodku. Dyrektorowi, żeby cię zatrudnił na etat, obiecujesz, że wrócisz jako specjalista i będziesz pracować w tym szpitalu - mówi w oparciu o doświadczenia własne nasz rozmówca.

Doktor pracujący w Lesku dodaje od siebie, że po pięciu latach pracy ukraińscy lekarze mogą starać się o stały pobyt: - Po otrzymaniu stałego pobytu już można pracować w oparciu o różne formy zatrudnienia, nie potrzeba więcej zezwoleń na pracę. Po 5 latach również można wnioskować o nadanie obywatelstwa polskiego.

Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce prawo wykonywania zawodu uzyskało dotąd dokładnie 291 lekarzy z Ukrainy. Można ich spotkać m.in. w Wojewódzkim Szpitalu im. Św. Ojca Pio w Przemyślu. Tam spośród ok. 300 lekarzy 10 jest obywatelami Ukrainy, 3 ma Kartę Polaka.

Dyrektor naczelny placówki Piotr Ciompa przypuszcza, że na większe niż dotąd zainteresowanie pracą w Polsce lekarzy z Ukrainy nie ma co liczyć. - Są kraje pod tym względem dla nich bardziej atrakcyjne niż nasz - jak można sądzić - np. Republika Czeska, która aktywnie pozyskuje lekarzy z Ukrainy. Jedna z agencji pracy działająca wśród lekarzy we Lwowie zachęca do podjęcia pracy w Czechach, rozdając ulotki z hasłem "nostryfikacja dyplomu łatwiejsza niż w Polsce". Nie sądzę, by tak pisali bezpodstawnie - mówi dyrektor.

Jak dodaje dr Wojciech Domka, lekarze z Ukrainy deklarują w rozmowach, że Polska jest krajem dobrym do życia i rozważaliby możliwość przeprowadzki oraz podjęcia pracy. Jednak kiedy uzyskują dokładne informacje o zarobkach, systemie pracy, dyżurach, wymaganiach pracodawców - zmieniają zdanie.

- Przy obecnych wynagrodzeniach wątpię, by do Polski przybyło wyraźnie więcej lekarzy z Ukrainy. Są kraje w Unii Europejskiej, gdzie procedura nostryfikacji jest dużo lżejsza, szybsza i tańsza, a i wynagrodzenie, przeliczając w euro, jest wyższe niż w Polsce. Mam dużo znajomych, którzy właśnie dlatego emigrując z Ukrainy, wybrali inne kraje - rozważa Stepan Lysak.

Przypomina, że w Polsce główną barierą dla młodych lekarzy z Ukrainy wcale nie są egzaminy, ale wydatki na procedury urzędowe i utrzymanie. - Sam staż podyplomowy to wydatek rzędu 20 tys. zł koniecznych, by utrzymać się przez rok - oblicza.

Mówią, że i tak warto

Kto zatem z lekarzy zdecyduje się na przyjazd z Ukrainy? Głównie ci, którzy stawiają na rozwój zawodowy lub nie mają co liczyć w swoim kraju na dobrą pracę. - Proszę sobie wyobrazić warunki pracy i wyposażenie szpitali podobne do tych, jakie było w Polsce wiele lat temu, to jest inny świat, świat poza Unią - podaje jeden z powodów emigracji i poszukiwania pracy w Polsce doktor Koziar.

- Wszystko jest do pokonania. Retrospektywnie patrząc na moją trudną drogę, mogę powiedzieć, że było ciężko, ale i warto w 100 procentach - podsumowuje w rozmowie z nami swój kilkuletni pobyt w Polsce lekarz z Podkarpacia.

I on jednak nie uważa, by Polska była szczególnie atrakcyjnym krajem dla lekarzy ukraińskch. Dodaje: - Od lipca 2017 roku mają skasować wizy dla Ukraińców. Może wtedy będzie nieco łatwiej. Zobaczymy.

Piotr Wróbel

Więcej informacji w miesięczniku "Rynek Zdrowia"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »