Inwestycje: Nie ma to jak sąsiad Niemiec

Aż 95 proc. przepytanych niemieckich firm ponownie zainwestowałoby w Polsce. To najwyższy wynik od lat. W sześciostopniowej skali niemieccy przedsiębiorcy z Polski dali nam 4,8 pkt. To dzięki polskim fabrykom niemieckie firmy są w stanie konkurować kosztami na światowych rynkach.

Niemcy to potęga. Są najważniejszym partnerem handlowym dla większości krajów kontynentu. Dla Polski wymiana handlowa z Niemcami stanowi ponad jedną czwartą całej kwoty. Od stycznia do kwietnia wyeksportowaliśmy za Odrę towary za ponad 43 mld zł. Na drugim miejscu jest Francja, ale przepaść jest olbrzymia, bo eksport wynosi 11,3 mld zł. Import z Niemiec to 38,5 mld zł. Na drugim miejscu pod tym względem jest Rosja, różnica do lidera też jest spora, bo kupiliśmy stamtąd towary za 21,7 mld zł.

Wkład własny

Niemcy są też jednym z najważniejszych inwestorów zagranicznych w Polsce. Niemieckie firmy wydały w Polsce 20,8 mld euro (dane na koniec 2009 r.). Więcej przypłynęło do Polski tylko z Holandii, gdzie lokują się międzynarodowe firmy, które chcą skorzystać z korzystnych podatków.

Reklama

- Dobrze jest mieć bogatego sąsiada, z którego to bogactwa i my czerpiemy korzyści. Wiele firm niemieckich szukając oszczędności, dobrych pracowników i ekspansji na inne rynki postanowiło zainwestować właśnie w Polsce. Bliskość i wieloletnie więzy gospodarcze na pewno ułatwiły naszym sąsiadom podjęcie decyzji - uważa Kiejstut Żagun z KPMG.

- To bliskość logistyczna wpływa na siłę kontaktów. Niemcy mają bardzo dużo rodzinnych firm średniej wielkości. To firmy zarządzane w sposób bezpośredni. Ich właściciele chcą mieć codzienny wpływ na decyzje. W związku z tym chcą budować nowy zakład w odległości kilkuset kilometrów od swojej siedziby. Najpierw korzystał na tym Poznań, a potem - dzięki A4 - także Wrocław - ocenia Paweł Tynel.

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, pod koniec 2008 r. w Polsce funkcjonowało 5835 spółek z udziałem kapitału niemieckiego. Podstawowy kapitał zagraniczny spółek niemieckich wyniósł 26 024,5 mln zł, co stanowiło 17,83 proc. kapitału zagranicznego ogółem. Później nastąpił skok.

- Bliskość geograficzna Niemiec od zawsze sprzyjała napływowi niemieckich inwestycji zagranicznych do Polski. Ich znaczny wzrost przypadł przede wszystkim na okres po wejściu Polski do UE. Jednak skok z 1,9 mld euro bezpośrednich inwestycji niemieckich w Polsce w 2009 r. na 2,8 mld euro w 2010 r. świadczy nie tylko o lepszej kondycji gospodarki niemieckiej, ale też o utrzymującym się zainteresowaniu Polską - mówi Michael Kern, dyrektor generalny Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej.

Jego zdaniem, pozytywne wibracje potwierdzają wyniki tegorocznej ankiety koniunktury AHK Polska wśród obecnych w Polsce inwestorów z niemieckim kapitałem. Wynika z niej, że 95 proc. respondentów ponownie zainwestowałoby w Polsce. To najwyższy wynik od lat. W sześciostopniowej skali niemieccy przedsiębiorcy z Polski dali nam 4,8 pkt, więcej niż 18 pozostałych krajów Europy Środkowej i Wschodniej oraz Niemcy i Chiny, o które też pytano w badaniu.

- Teraz coraz większą rolę odgrywają zyski reinwestowane firm niemieckich obecnych w Polsce, które dowodzą pewnej lojalności tych inwestorów względem kraju lokalizacji kapitału - uważa Michael Kern.

Blaski i cienie

Rzadko, bo rzadko, ale zdarza się, że Polska konkuruje z Niemcami o inwestycję. W 2008 r. Daimler i japoński IHI szukały miejsca pod fabrykę turbosprężarek za 50-60 mln zł. O zakład walczyły Polska (Nowa Sól) Rumunia i Węgry. Czarnym koniem okazała się jednak była NRD. W Turyngii, jednym ze wschodnich landów, inwestor dostał grant gotówkowy wysokości 30 proc. inwestycji - więcej niż oferował polski rząd. Mimo to prezydent Nowej Soli widzi w tym sąsiedztwie wiele pozytywów.

- To sąsiedztwo nam pomaga. Województwo lubuskie ma genialne położenie. Bliskość granicy, centralne położenie w Europie. Z transkontynentalnego lotniska w Berlinie inwestor będzie miał do nas 1,5 godziny drogi - zauważa Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli.

Pozostali eksperci też nie widzą powodów do niepokoju.

- O projekty Niemcy walczą tak, jak każdy inny kraj. Mają swoją politykę wspierania inwestorów we wschodnich landach; konkurujemy o te same projekty, ale tak by było również gdybyśmy byli na miejscu Portugalii - mówi Paweł Tynel z Ernst & Young.

- Landy wschodnie Niemiec, z uwagi na czynniki kosztowe (średnio wyższe ceny gruntów, pracy, wyższe podatki korporacyjne) nie są tak atrakcyjne dla inwestorów z zachodniej części Niemiec, jak Polska, zwłaszcza zaś polskie specjalne strefy ekonomiczne z ich ulgami. Problemem wschodnich landów w Niemczech jest też w dużej mierze niewystarczająca podaż kwalifikowanych kadr na lokalnym rynku pracy, z uwagi na wieloletni odpływ młodych ludzi w kierunku Niemiec Zachodnich. To zaś odgrywa niebagatelną rolę dla inwestora - uważa szef Polsko-Niemieckiej Izby.

Czy tylko słabszy gospodarczo kraj korzysta z pieniędzy i technologii bogatszego sąsiada? Burmistrz Nowej Soli przekonuje, że fakt iż w Polsce można produkować taniej pomógł niejednej niemieckiej firmie stanąć na nogi.

- Pojechałem kiedyś do naszego miasta partnerskiego w Saarlandzie, na granicy z Francją. Opowiadałem tamtejszemu burmistrzowi o inwestycjach w Nowej Soli i widziałem u niego złość. W końcu powiedział: Tak, tak, wy się rozwijacie naszym kosztem. Więc go pytam: Jakie wino pijemy? Argentyńskie. Filiżanka po kawie jest made in China. Niemcy wybierają, to co tańsze, z miejscem do produkcji jest podobnie - mówi Wadim Tyszkiewicz.

I podaje przykład. Gdy niemiecka Gedia weszła do Polski przeżywała kryzys. A dziś nowosolskie zakłady są największe w grupie. Co ważne, dzięki oszczędnościom w Polsce uśredniono koszty w całej firmie i w Niemczech nikt nie stracił pracy. Gedia stała się bardziej konkurencyjna na rynku światowym i zaczęła się dynamicznie rozwijać.

- Gedia nowosolska to największa firma w województwie lubuskim, zatrudnia łącznie 1300 osób. Jest najlepszym przykładem na to, że Niemcy dzięki inwestycjom w Polsce zaczęli się rozwijać - podkreśla Tyszkiewicz.

Chcą nas u siebie

Nie do przecenienia dla Polski jest także bliskość niemieckiego rynku pracy, chociaż chętnych do wyjazdu jest znacznie mniej niż wydawało się Niemcom.

- Przede wszystkim to zachodnie województwa eksportują pracowników do Niemiec, do legalnej już pracy - mówi Paweł Tynel z Ernst & Young.

- Okazało się, że zainteresowanie pracą za Odrą jest znikome. Sami Niemcy przyznają, że spóźnili się i zaprzepaścili swoje szanse, bo najlepsi polscy pracownicy albo żyją w Wielkiej Brytanii, albo już wrócili do Polski i nie chcą stąd wyjeżdżać - mówi Kamil Wołczyk, ekspert ds. rynku niemieckiego z agencji pracy Work Express.

Do tego dochodzi kwestia wynagrodzenia. Dobry polski spawacz może we Francji liczyć na dużo lepsze zarobki niż w Niemczech.

Zdaniem Wołczyka, w ciągu roku od otwarcia rynku do pracy w Niemczech wyjedzie mniej niż 100 tys. Polaków. Według Bundesagentur für Arbeit na pracowników czeka dziś ponad 400 tys. wolnych etatów.

- Sęk w tym, że czekają one na fachowców znających język a tych nie przybywa. Jeśli do maja 2012 roku znajdzie zatrudnienie za Odrą 150 tysięcy Polaków, to Niemcy powinni uznać to za sukces. Jeśli Niemcy chcą polskich specjalistów, to albo zaakceptują, że ich pracownicy nie będą się posługiwali ich językiem albo sami muszą się zacząć uczyć polskiego - mówi Kamil Wołczyk.

Z danych PKPP "Lewiatan" wynika, że w maju do pracy w Niemczech wyjechało 50 tys. rodaków.

- Gdyby w maju wyjechało 50 tys. Polaków, czyli średnio 1600 osób dziennie, to przewoźnicy odnotowaliby skokowy wzrost przejazdów, uniemożliwiający nabycie biletu na krócej niż tydzień do przodu. Sprzedaż faktycznie poszła w górę, ale nie aż tak. Dla naszych opiekunek bez problemu kupowaliśmy bilety na 48 godzin przed wyjazdem - dodaje ekspert Work Express.

Według szacunków agencji pracy wysyłających pracowników za granicę można mówić o 20 - 30 tysiącach osób.

NBP potwierdza, że wzrosła wartość transferów pieniężnych od rodaków z zagranicy ogółem, ale nie podaje konkretnych danych. W 2010 r. była to kwota 4,2 mld euro. Polacy z Niemczech wysłali do kraju 1,15 mld euro. To niemal 100 mln euro miesięcznie.

- Jeszcze w kwietniu przewidywano, że wartość tego transferu do końca 2011 r. przekroczy 2 miliardy euro, ale to się chyba nie uda- uważa Kamil Wołczyk.

Najbardziej poszukiwane zawody w Niemczech *

- wykwalifikowany handlowiec
-  elektryk
- pracownik socjalny
- pielęgniarka
- opiekun osób starszych
- masażysta
- nauczyciel
- pracownik biurowy
- pracownik magazynowy
- kierowca
- ślusarz
- konsultant ds. marketingu

* według TOP TEN der gemeldeten Stellen nach Branchen und Berufen

Małgorzata Grzegorczyk

Autorka jest dziennikarką "Pulsu Biznesu"

Obserwator Finansowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »