1,2,3 ... Ser na pizzę

Adam Koziołkowski swoją pierwszą pracę za granicą znalazł w połowie lat 90. Robił to, czego nie chcieli robić inni - zaczynał od mycia toalet w niemieckim ogródku piwnym w Hildesheim. Z etatu sprzątacza awansował na szefa kuchni. Tam nauczył się robić pizzę, później w Polsce rozkręcił swój biznes. Mimo to nadal dostaje propozycje z zagranicy.

Adam Koziołkowski swoją pierwszą pracę za granicą znalazł w połowie lat 90. Robił to, czego nie chcieli robić inni - zaczynał od mycia toalet w niemieckim ogródku piwnym w Hildesheim. Z etatu sprzątacza awansował na szefa kuchni. Tam nauczył się robić pizzę, później w Polsce rozkręcił swój biznes. Mimo to nadal dostaje propozycje z zagranicy.

Do naszych zachodnich sąsiadów Adam wyjechał dawno temu, gdy miał 18 lat. Szukał - tak jak każdy - przypływu większej gotówki.

Szybki awans

Zaczął od sprzątania toalet w Niemczech. - Praca nie była najlepsza, ale przynajmniej płacili dobrze. Zarabiałem wtedy 10 marek na godzinę, ale nie miałem nawet umowy. Pracowałem dziennie po 10 godzin i mieszkałem u kolegi - mówi 34-letni Adam Koziołkowski z Dolnego Śląska. - Praca sprzątacza nie była wcale zła - twierdzi.

Po pewnym czasie znalazł inną. Rzucił ścierki i płyny do czyszczenia toalet, żeby zacząć myć talerze, szklanki, widelce i noże. Zarabiał 1600 marek miesięcznie. Szef, który był prawdziwym Włochem, docenił jego zapał i mianował go kucharzem. Tam nauczył się robić pizzę, zapiekane makarony, ryby i mięso w przeróżnych sosach i przyprawach. - Gdy szybko trzeba było zrobić pizzę to Włosi przyjmujący zlecenie krzyczeli "1,2,3 ... Ser na pizzę!" - wspomina Adam.

Reklama

Kilka lat później... Z bagażem doświadczeń i nowymi umiejętnościami spakował się w kilka toreb i wyjechał do Norwegii. Szukał nowych doświadczeń. Nie został jednak kucharzem, wybrał pracę tzw. złotej rączki. Malował mieszkania, kładł panele podłogowe, gipsował ściany, wymieniał okna i osadzał parapety. Mimo to, że zarobki były wysokie, a praca pewna i stabilna ciągnęło go do kuchni. Za zarobione w Norwegii korony kupił spory budynek w swoim rodzinnym mieście. Była to prawie ruina, w którą trzeba było zainwestować dużo pieniędzy, lecz miał plan i chciał osiągnąć sukces, do którego uparcie dążył.

Biznes w Polsce

- Wiedziałem jak zrobić dobrą pizzę, bo pracowałem i uczyłem się tej techniki przez kilka lat. Zaryzykowałem - opowiada. Polska była już w Unii. Zadzwonił Włoch, aby zaproponować mu pracę. Chciał zapłacić 85 euro za dzień pracy. Adam nie zgodził się.

- Zacząłem remontować budynek, kupiłem piec, stoliki i inne potrzebne wyposażanie. Otworzyłem pizzerię. W małej mieścinie, gdzie mieszka tylko 13 tysięcy osób i panuje wysokie bezrobocie, były już dwa inne podobne lokale. Ja, znając tajemnice włoskiej pizzy, postanowiłem przekonać klientów do nowopowstałej pizzerii "Della Casa" - opowiada o swoich planach, które udało mu się zrealizować.

Od tego czasu minęło kilka lat. Pizzeria cieszy się najlepszą opinią w okolicy, a klientów nie brakuje. Nie stracił nic rezygnując z pracy w niemieckiej kuchni.

Kucharze poszukiwani

Teraz, mimo tego, że ciągle prowadzi swój lokal, często bywa w pizzeriach we Włoszech i Niemczech, gdzie ma wielu przyjaciół. Pracuje tam sporo naszych rodaków. Dzięki Adamowi pracę w jednej z nich znalazł jego kuzyn. - Nie jest tam tak źle jak się wydaje. Robiąc pizzę albo pracując w kuchni można dobrze zarobić. Średnia stawka, którą proponują tamtejsi właściciele to najmniej 50 euro, a najwięcej 80 - opowiada.

Kucharze z zagranicy mieszkają w pomieszczeniach należących do właściciela. Często są to pokoje nad lokalami. O wyżywienie nie muszą się martwić - mogą zjeść w pracy, ale jak twierdzi nasz rozmówca apetyt na pizzę nie przemija.

Pracy w zagranicznej restauracji lub pizzerii najlepiej szukać w Internecie. Właściciele, którzy szukają dobrych kucharzy często ogłaszają się na lokalnych stronach, dlatego warto odwiedzać witryny małych miast za granicą. W Niemczech najczęściej szukają pracowników do kuchni w okolicach Monachium. Tam zjawisko bezrobocia prawie nie istnieje, a mieszkańcy są bogaci.

Przed wyjazdem warto podszkolić słownictwo z zakresu kulinariów. Prócz podstawowych nazw warzyw, owoców i urządzeń trzeba wiedzieć jak w danym języku nazywają się kuchenne szczypce, tacka do pieca albo tarka do sera. - Pamiętam do dziś wszystkie te zwroty i określenia. To jest obowiązkowe - zapewnia właściciel pizzerii.

Praca w zagranicznych kuchniach wymaga dużej samodyscypliny i nieskazitelnej higieny. - Gdyby szef zobaczył mnie, że np. miałem w rękach pieniądze, a później gniotłem nimi ciasto to wyleciałbym z marszu - mówi. Na zachodnie to niedopuszczalne. Klienci sprawdzają czy sztućce są dokładnie umyte, a czasami nawet chcą widzieć jak są wyparzane. W Polsce to dopiero zaczyna się pojawiać.

Na przykładzie Adama można się przekonać, że za granicę warto wyjechać, aby zdobyć doświadczenie i umiejętności. - Każdy powinien spróbować swoich sił w pracy w innym kraju. To nie tylko obowiązki i pieniądze. To także spora lekcja życia - mówi. - Gdyby przyszło mi znów zaczynać od zera na pewno pojechałbym do Niemiec, Norwegii albo Włoch.

Adam widzi także inną alternatywę, dla osób znających tajniki wyrobu pizzy, które mają odłożone parę groszy. Według niego warto byłoby zainwestować i otworzyć swoją pizzerię w innym kraju, np. w Niemczech. Mając kontakty w Polsce z łatwością znalazłoby się kilku chętnych do pracy, co znacznie obniżyłoby koszta prowadzenia działalności za granicą. - Kto wie, może kiedyś się na to skuszę - zastanawia się Adam.

Adrian Grochowiak

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »