Starczewska-Krzysztoszek: Duży wzrost wynagrodzeń

​- Jak na potencjał polskiej gospodarki wzrost wynagrodzeń w ubiegłym roku był naprawdę duży - komentuje dane GUS główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek. Jej zdaniem, w 2018 roku wynagrodzenia mogą wzrosnąć nawet o 10 proc.

GUS podał w piątek, że przeciętne wynagrodzenie w IV kwartale 2017 r. wyniosło 4516,69 zł, co oznacza wzrost w ujęciu rocznym o 7,1 proc., a w ujęciu kwartalnym wzrost o 6,1 proc. Z kolei realny wzrost przeciętnego wynagrodzenia w 2017 roku w stosunku do 2016 roku wyniósł 3,4 proc.  Główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek przyznaje, że "jak na potencjał polskiej gospodarki to wzrost naprawdę duży". Byłby zapewne jeszcze większy, gdyby nie import pracowników spoza Polski.

Tym niemniej, dodaje, w bieżącym roku należy oczekiwać dalszego wzrostu płac.

Reklama

Starczewska-Krzysztoszek zwraca uwagę, że w ostatnich miesiącach "ruszyły" nieco inwestycje, ale odnotowany w IV kwartale ich wzrost 10-12 proc. dotyczy przede wszystkim inwestycji publicznych, związaniem z wykorzystywaniem środków unijnych.

Inwestycje przedsiębiorstw, zdaniem rozmówczyni, są nadal niskie, choć jest duże "ssanie" zarówno ze strony polskiej gospodarki, jak i rosnącej gospodarki europejskiej.

Rośnie bowiem zarówno popyt wewnętrzny, głównie konsumpcyjny, jak i zewnętrzny, a moce wytwórcze wykorzystane są na poziomie 90 proc.

W opinii głównej ekonomistki Lewiatana z punktu widzenia przedsiębiorstw największym problemem, mogącym mieć wpływ na wciąż niski poziom inwestycji, jest "płytki rynek pracy".

Jest bowiem niskie bezrobocie, a jednocześnie powoli wyczerpują się możliwości pozyskiwania siły roboczej z zagranicy, bo np. obywatele Ukrainy mogą już znajdować zatrudnienie w całej Unii Europejskiej, a nie tylko w Polsce.

- Żaden przedsiębiorca nie zdecyduje się na inwestycje, jeśli nie ma gwarancji, że znajdzie pracowników - zaznacza.

Stąd, jej zdaniem, w najbliższym czasie można się spodziewać, że "firmy będą sobie podkupywać pracowników". W efekcie "w tym roku wynagrodzenia mogą wzrosnąć ok. 10 proc.". Jednocześnie może się to odbić negatywnie na gospodarce, bo nie spowoduje wzrostu inwestycji.

Z drugiej strony inwestycje mogą wzrosnąć, dodaje, jeżeli będą związane z inwestowaniem w nowoczesne technologie, nie wymagające wzrostu zatrudnienia.

Starczewska-Krzysztoszek uważa zarazem, że wzrost płac nie musi przełożyć się na wzrost cen, a tym samym na wzrost inflacji. - Gospodarstwa domowe w ostatnim okresie trochę się nasyciły, a przecież co rok nie kupuje się nowych mebli czy nawet sprzętu elektronicznego - zaznacza.

Dlatego, w opinii głównej ekonomistki Lewiatana, ludzie zamiast kupować mogą więcej przeznaczać na oszczędności, co będzie korzystne z punktu widzenia możliwości inwestycyjnych.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »