Ekspert o zarobkach w Biedronce: Podnoszenie płac prowadzi do paradoksów

Jeronimo Martins poinformował na początku kwietnia, że trzeci raz w ciągu ostatnich 12 miesięcy podnosi wynagrodzenia swoich pracowników. Piotr Adamczak, przewodniczący "Solidarności" w Biedronce odniósł się do tej informacji i wskazał, że podwyżek nie dostaną wszyscy pracownicy.

Biedronka wydała w tej sprawie oświadczenie, w którym wyjaśnia szczegóły swojej decyzji, ale "Solidarność" w Biedronce zastanawia się nad sporem zbiorowym, a nawet strajkiem i przedstawia długą listę zarzutów związanych z wynagrodzeniami i warunkami pracy. - Na przykładzie sporu firmy Jeronimo Martins z częścią swoich pracowników widać, że obecnie pracownicy sektora retail mają mocną pozycję negocjacyjną i dlatego pojawiła się silna presja płacowa - komentuje dla serwisu portalspozywczy.pl Andrzej Kubisiak, Dyrektor Zespołu Analiz i Komunikacji Work Service.

Reklama

- Trudno jest odnieść się do szczegółów sprawy, ponieważ nie są one publicznie dostępne. Można na to spojrzeć szerzej, w kontekście obecnego rynku pracy i konsekwencji z tego wynikających. To jest trochę efekt umacniającego się rynku pracownika, szczególnie w branży handlowej - komentuje dla serwisu portalspozywczy.pl Andrzej Kubisiak, Dyrektor Zespołu Analiz i Komunikacji Work Service.

- W zeszłym roku widzieliśmy, że sektor handlu detalicznego to branża, w której pojawiło się wiele nowych rekrutacji, ale również jest to sektor gospodarczy, w którym w największym stopniu wzrosła trudność w pozyskaniu pracowników. To powoduje, że pracownicy mają silniejszą pozycję negocjacyjną i to przekłada się na większą presję płacową - dodaje ekspert.

Firma Jeronimo Martins informuje o podwyżkach, ale pracownicy zrzeszeni w NSZZ "Solidarność" w Biedronce wyjaśniają, że podwyżki są za niskie i nie dotyczą wszystkich pracowników. - Widać zatem, że oczekiwania pracowników handlu są wysokie, czyli widać tę presję płacową - tłumaczy Andrzej Kubisiak.

Dodaje, że jeśli porównamy wynagrodzenia w handlu na podstawowych stanowiskach z innymi zawodami, to okaże się, że w Jeronimo Martins kasjer czy sprzedawca zarabiają 2600-2700 zł brutto i jest to porównywalna kwota z medianą wynagrodzeń pielęgniarek, które skończyły wyższe studia czy specjalistyczne kursy oraz referenta w administracji publicznej, który również skończył studia.

- Widać więc, że dochodzi tu do pewnego rodzaju paradoksu na rynku pracy - pracownicy na podstawowych stanowiskach w sektorze handlu zarabiają i chcą zarabiać więcej niż pracownicy legitymujący się studiami wyższymi w sektorze medycznym czy administracji publicznej - mówi ekspert.

- Jeśli pensje pracowników handlu detalicznego dalej będą rosły w takim tempie, to długofalowo może się to odbić na rentowności sieci handlowych, które - aby przetrwać - będą musiały podwyższyć ceny sprzedawanego asortymentu czy ograniczyć plany inwestycyjne - podsumowuje Andrzej Kubisiak.

Więcej informacji na portalspozywczy.pl

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »