Po pracę do norweskiej szkoły

Pani Dorota wyjechała do Norwegii "za chlebem" w 2007 roku. Z początku pracowała jako koordynator świetlicy szkolnej, ale z czasem zaczęła piąć się po szczeblach kariery. Teraz opowiada o swojej przygodzie.

Pani Dorota wyjechała do Norwegii "za chlebem" w 2007 roku. Z początku pracowała jako koordynator świetlicy szkolnej, ale z czasem zaczęła piąć się po szczeblach kariery. Teraz opowiada o swojej przygodzie.

Paweł Rogaliński: Kiedy i dlaczego postanowiła pani wyjechać do Norwegii? Czy w Polsce była pani osobą pracującą?


Dorota (imię bohaterki zostało zmienione, gdyż mówiąc o zarobkach i swojej pracy, kobieta poprosiła o anonimowość): - Do 2006 roku pracowałam jako dyrektor i nauczyciel w szkole podstawowej w niewielkiej miejscowości w województwie łódzkim. Decyzję o wyjeździe do Oslo podjęłam ze względu na mojego męża, który zachęcony wyższymi zarobkami, wyjechał tam wcześniej. Pensja nauczyciela w Norwegii także była zdecydowanie wyższa niż ta w kraju, co dodatkowo zaważyło na mojej decyzji.

Jak długo poszukiwała pani pracy?
- Przed podjęciem jakiejkolwiek pracy niezbędna była chociaż podstawowa znajomość języka norweskiego. Stąd też zapisałam się na kurs językowy w Oslo. Zajęcia odbywały się 2 razy w tygodniu po 2 godziny (rocznie było to 80 godzin) i były prowadzone przez Norwegów. Lekcje trwały 3 lata i kosztowały mnie łącznie 21 000 koron norweskich (1 PLN to równowartość około 2 NOK). W trakcie nauki podjęłam pracę jako koordynator świetlicy w szkole podstawowej Hosle Skole.

Jakie były pani obowiązki i zarobki w tym czasie?
- Opiekowałam się zarówno polskimi, jak i norweskimi dziećmi. Do moich zadań należało m.in. przygotowywanie posiłków oraz organizowanie różnego rodzaju zabaw edukacyjnych. W ówczesnym czasie moje zarobki wynosiły ok. 18 000 NOK miesięcznie.

Po trzech latach ukończyła pani kurs językowy...
- Nie tylko ukończyłam kurs, ale też zdałam Bergenstest - egzamin państwowy z języka norweskiego dla obcokrajowców. Jest to przepustka dla wszystkich tych, którzy chcą studiować lub pracować umysłowo w Norwegii. Wynik testu jest pozytywny albo negatywny, bez zbędnej dodatkowej klasyfikacji. Bergenstest składa się z części ustnej oraz pisemnej i jest przeprowadzany tylko na jednym poziomie - ponad średnio zaawansowanym (B2). Egzamin kosztował mnie 3 000 NOK.

Czy z zaliczonym egzaminem łatwiej było pani znaleźć lepszą pracę?
- Nadal było ciężko, ale ja miałam akurat dużo szczęścia, ponieważ w szkole, w której pracowałam, zwolniło się w tym czasie miejsce pedagoga. Zostałam więc zatrudniona na stanowisku nauczyciela matematyki! Stało się tak nie tylko ze względu na moje dotychczasowe doświadczenie i wykształcenie pedagogiczne zdobyte w Polsce, ale również dlatego, że nauczyciele znad Wisły są w Norwegii bardzo pożądani. Obecnie w szkołach w Oslo uczy się bardzo wiele polskich dzieci, które trafiają tam bez jakiejkolwiek znajomości języka obcego. Naszym zadaniem jest pomoc tym dzieciom i nauczycielom norweskim w porozumiewaniu się i aklimatyzacji w nowym środowisku.

Jakimi dyplomami mogła się pani pochwalić w chwili przyjmowania do szkoły?
- Jestem magistrem matematyki. Dodatkowo podyplomowo ukończyłam przyrodę, zarządzanie i informatykę. Oczywiście musiałam przetłumaczyć na język norweski wszystkie te dokumenty. Następnie były one sprawdzane pod względem autentyczności w instytucji o nazwie NOKUT (Norweska Agencja ds. Kontroli Jakości w Edukacji). Na decyzję z urzędu trzeba czekać ok. 3 miesięcy.

Jak ocenia pani atmosferę w pracy i stosunek Norwegów do imigrantów z Polski?
- Opinie na ten temat są bardzo podzielone. Wielokrotnie rozmawiałam z innymi polskimi nauczycielami, którzy nie do końca byli zadowoleni ze współpracy z Norwegami. Ja jednak miałam same pozytywne doświadczenia. Szczególnie na początku mojej pracy otrzymałam wiele dobrych rad i wskazówek zarówno od dyrektora szkoły, jak i współpracowników. Ich pomoc była nieoceniona w wielu przypadkach, na przykład wtedy, gdy nie wiedziałam do którego urzędu mam się udać, w jaki sposób wypełnić dokumenty, czy też który środek transportu miejskiego wybrać.

Jakie pensje otrzymują pracownicy szkoły podstawowej w Oslo?
- Wszystko zależy od stażu pracy, doświadczenia, wykształcenia a także szkoły, w której się pracuje. Kwota wynagrodzenia rośnie wraz ze stopniem trudności nauczania - np. w szkole średniej stawki są wyższe niż w podstawówkach i przedszkolach. Honorarium dla nauczyciela przedszkolnego w Norwegii wynosi 22 000 NOK miesięcznie. W okresie oczekiwania na autoryzację kwalifikacji zawodowych przez NOKUT kandydaci otrzymują wynagrodzenie w przedziale od 18 000 do 20 000 NOK. Nauczyciel stażysta w szkole podstawowej zarabia ok. 23 000 NOK miesięcznie, podczas gdy nauczyciel zatrudniony na pełny etat otrzymuje 30 000 NOK. W szkołach średnich wynagrodzenie jest jeszcze wyższe i dochodzi nawet do 40 000 NOK.

W takim razie ile kosztuje utrzymanie w Oslo?
- Mieszkaliśmy wraz z mężem w niewielkim domku, którego wynajęcie wynosiło 12 000 NOK za miesiąc. W tę kwotę wliczone były: prąd i media. Wyżywienie w Norwegii jest zdecydowanie droższe niż w Polsce. Dla porównania kupno chleba w Oslo to koszt ok. 25 NOK (blisko 12 PLN). Miesięczny transport do pracy własnym samochodem wynosił mniej więcej 2000 NOK - w tę kwotę wlicza się paliwo oraz opłaty za wjazd i wyjazd z miasta. Oczywiście do moich zarobków należy doliczyć jeszcze pensję mojego męża, więc było nam łatwiej utrzymać wynajęty dom. Można jednak wynająć mieszkanie (7000 NOK) lub pokój (ok. 4000 -5000 NOK) i wówczas kwota jest odpowiednio niższa.

Ile koron mogła pani zaoszczędzić miesięcznie?
- Było to około 7000 NOK, jednak ciężko mówić o prawdziwych oszczędnościach, bo oprócz domu w Norwegii musieliśmy jeszcze utrzymać dom w Polsce i troje dzieci, które zostały pod opieką dziadków.

Wróciła pani do Polski w lutym tego roku. Dlaczego?
- Rozłąka z rodziną była największą wadą mojego wyjazdu. W Polsce zostały moje dzieci, które nie chciały przeprowadzić się na stałe do Norwegii. Mąż, który pracował w Oslo ponad 10 lat, również nie miał ochoty dłużej przebywać za granicą. Pragnął wrócić i zamieszkać we własnym domu, w Polsce. Wraz z mężem czekamy teraz na wnuki... Wyjazd z ojczyzny sprawił, że nie mogliśmy poświęcić wystarczająco dużo czasu dzieciom, więc mamy nadzieję, że sprawdzimy się chociaż w roli dziadków. Od września tego roku ponownie podejmę pracę w szkole podstawowej, w której niegdyś byłam dyrektorem. Robię to jednak bardziej z potrzeby wypełnienia czasu wolnego, niż realnych potrzeb finansowych.

Czy ma pani jakieś rady dla osób chcących podążyć pani ścieżką kariery?
- Najważniejsza jest znajomość norweskiego. W Polsce kursy językowe są zdecydowanie tańsze niż w Oslo, poza tym w Norwegii prowadzone są w języku obcym. Nie można też się łudzić, że wyjazd bez zarezerwowanego miejsca noclegowego czy ustalonej wcześniej pracy uda się - taki emigrant jest z góry skazany na porażkę. Dla przykładu, aby założyć konto w banku należy przedstawić pozwolenie na podjęcie zatrudnienia i umowę o pracę. Z kolei by dostać wspomniane pozwolenie, potrzebny jest kontrakt od pracodawcy i miejsce zamieszkania. Jeśli wynajmuje się dom we własnym zakresie (bez pośrednika) Norwedzy wymagają referencji - poparcia ze strony innego Norwega, który potwierdzi naszą wiarygodność. Jednym słowem trzeba wyjechać w miejsce, gdzie mamy już znajomych, chociażby takich, których poznaliśmy przez internet. Pomoc przyjaciół na początku naszej nowej drogi jest nieoceniona, a Polonia w Norwegii z pewnością pomoże rodakom w aklimatyzacji i załatwieniu pierwszych formalności na miejscu.

Rozmawiał: Paweł Rogaliński

Reklama
Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »