O norweskim kryzysie i Polakach, którzy pracują za 50 koron/h

Z powodu kryzysu w sektorze naftowym, który dotknął niemal każdą branżę w wielu firmach, wciąż trwają fale zwolnień, o a pracę coraz trudniej. Spadła też liczba obcokrajowców przyjeżdżających do Norwegii. A ci, co zostali, godzą się na niższe płace i gorsze warunki zatrudnienia. Obecnie łamanie praw pracowniczych i zaniżanie pensji to częsta praktyka w norweskich firmach.

O obecnej sytuacji na rynku pracy, obcokrajowcach akceptujących zaniżone stawki i o tym, dlaczego imigranci boją się przynależności do związków zawodowych z Anną Sokołowską, pracownikiem Unionen Fagforening, norweskich związków zawodowych w Bergen rozmawia Iwona Mazurek-Orłowska.

Jak wygląda obecnie sytuacja emigrantów na norweskim rynku pracy?
Iwona Mazurek-Orłowska:- Jest bardzo zróżnicowana. Ostatnio norweskie urzędy rejestrują spadek osób przyjeżdżających do kraju, w tym oczywiście Polaków z powodu kryzysu naftowego. Największe problemy są obecnie w branży budowlanej w rejonie miast Bergen, Stavanger oraz Kristiansand. Oslo, jak i północ Norwegii podobno radzi sobie dobrze. Słynąca z łososia Norwegia nadal generuje zyski w branży przemysłu rybnego.

Reklama

Jak się to zmieniło w porównaniu do poprzednich lata?
- Norwegia jest teraz w znacznie gorszej sytuacji niż była kilka lat temu. Wspomniane już załamanie gospodarcze spowodowało zamknięcie wielu firm, zwolnienia, a co za tym idzie zmniejszyło się zapotrzebowanie na ryku pracy. Wielu obcokrajowców odczuło to na własnej skórze tracąc zatrudnienie. Liczby także to potwierdzają. Szacuje się, że w tym roku wyjedzie z Norwegii więcej osób niż w roku ubiegłym. Migranci, w tym Polacy, wracają do swoich krajów lub wybierają inne miejsca emigracji zarobkowej.

Większe bezrobocie oznacza większe trudności ze znalezieniem pracy, a co za tym idzie akceptację gorszych warunki zatrudnienia.
- Oczywiście. Poza tym my Polacy często boimy się sprzeciwić pracodawcy. Wynika to zapewne z tego, że w Polsce, gdy się odezwiemy u pracodawcy, i to w jakiejkolwiek sprawie, to od razu słyszymy, że na nasze miejsce jest kilku innych kandydatów. I te właśnie obawy Polacy niestety przenoszą do Norwegii, uważając, że tutaj jest tak samo. Dużo osób boi się odezwać. Tolerują takie zachowanie pracodawcy, najczęściej pośrednika, a tak naprawdę nie mają nawet gwarancji, że utrzymają swoją pracę, że dostaną następne zlecenie.

Tym samym nie polepszają swojej sytuacji, tylko kreują negatywne schematy...
- Przyjeżdżając do Norwegii, dostaliśmy wszystkie dobre rzeczy i przywileje, które Norwegowie wypracowali przy pomocy związków zawodowych kilkanaście lat temu. Tutaj ludzie też kiedyś wyszli na ulicę. Zbuntowali się. Zrozumieli, że w pojedynkę nic nie osiągną. To, że dzisiaj wiele branż ma ustalone minimalne stawki, płatne dojazdy do i z pracy według ilości km, że są dodatki za nadgodziny czy pracę w weekendy, to tylko dlatego, że wstąpili do związków zawodowych. W firmach, w których funkcjonują takie dodatki obowiązuje umowa zbiorowa, czyli porozumienie podpisane pomiędzy związkiem zawodowym pracowników a firmą.

A co z obcokrajowcami, co z Polakami?
- To bardzo trudny temat. Norwegowie byli przekonani, że obcokrajowcy, którzy przyjadą tu do pracy, docenią wypracowane warunki i przywileje, będą je szanować. Niestety Polacy bardzo szybko pokazali, że przywileje są fajne, ale... Możemy się zgodzić na zaniżoną stawkę, możemy pracować bez dodatków za soboty i niedziele, czy nadgodziny. Obcokrajowcy godzą się na gorsze warunki płacowe, aby cokolwiek zarobić. Dzisiaj już prawie nikt nie chce zatrudniać pracowników na stałe. Pracowników wynajmuje się z agencji pośrednictwa pracy. Po prostu wynajmuje się tanią siłę roboczą.

Agencje pośrednictwa pracy zamieszczają naprawdę dużo ogłoszeń. I co ważne są one często w języku polskim. Od razu wiadomo, do kogo są adresowane.
- Te firmy nie mają własnych projektów i są uzależnione od zleceniodawców. Bardzo duży procent osób bezrobotnych to byli pracownicy firm bemaningowych. Jeżeli zleceniodawca wygra przetarg, to na określony czas potrzebuje pracowników i to on podejmuje decyzje, czy wynajmie daną osobę. Jeżeli ta osoba nie spodoba się na budowie, zostaje z niej usunięta i albo firma pośrednicząca znajdzie nowe zlecenie dla tej osoby, albo produkuje jedynie bazy bezrobotnych. Tymczasem nieustannie rekrutują ludzi z Polski. Obiecują pomoc w załatwieniu formalności, zasiłku rodzinnego, wynajęciu mieszkania. Mówią, oczywiście: "Nie gwarantujemy pracy, ale zrobimy wszystko, aby ta praca była".

- Osoby, które tutaj przyjeżdżają dostają umowę na stałe bez pensji gwarantowanej. A to oznacza, że nie jesteś zatrudniony na stałe. To znaczy, że pracodawca płaci tylko wtedy, kiedy ma dla ciebie zlecenie. Jeśli zlecenie się kończy, to kończy się wypłata dla pracownika. Poza tym taki pracownik nie ma prawa do wypowiedzenia, do pobytu na tzw. permitteringu (tymczasowy okres zawieszenia w pracy z prawem do zasiłku dla bezrobotnych - przyp. red.). Przy takich rodzajach umów te prawa są tracone, ale Polacy o tym nie wiedzą.

To wykorzystywanie czy rzeczywiste pośrednictwo pracy?
- Firma pośrednictwa pracy rekrutuje ludzi, bo np. pewna firma ma do wykonania projekt i potrzebuje pięćdziesięciu pracowników. Nikt jednak nie mówi o tym, że taki projekt trwa miesiąc. Ludzie przyjeżdżają, a potem siedzą bez pracy. Często są zadłużeni, bo pożyczyli pieniądze na przyjazd do Norwegii. I tak popadają w błędne koło. Dopada ich frustracja, złość, wyzywają norweskiego pracodawcę, a tak naprawdę sami są sobie winni.

To jaka byłaby najlepsza wskazówka dla potencjalnych kandydatów do pracy w Norwegii?
- Najlepsza i jedyna wskazówka - nie podpisywać umów śmieciowych! Nie ma innej możliwości. Jeżeli Polacy jako społeczeństwo powiedzą dość tym umowom, to będzie się nam tutaj zupełnie inaczej żyło. Niezwłocznie po przyjeździe do Norwegii skontaktuj się ze związkami zawodowymi w swojej branży.

A co na to norweskie związki zawodowe?
- Chcielibyśmy zaskarżyć ten rodzaj umów, ale to tego potrzebujemy pomocy ze strony osób, które posiadają ten rodzaj umowy. Zatrudnienie na stałe bez gwarantowanej pensji jest kwestią sporną i powinno to trafić pod ocenę sądu, by ustalić, kto ma rację.

I tu musimy uświadomić ludziom, że sposób, w jaki godzimy się na warunki pracy i to, co oferują pracodawcy jest ze sobą mocno powiązane. Jeśli nie będzie naszej zgody, to nie będzie takich praktyk.
- Oczywiście, że tak. Wszystko zaczęło się w 2011 roku i wtedy, jeżeli dobrze pamiętam, zastosowano takie umowy po raz pierwszy. Z tego, co mi wiadomo nie ma żadnego Norwega pracującego w firmach pośrednictwa pracy na tych umowach.

Ostatnio dosyć głośno jest o strajkach pracowników. W zeszłym roku strajkowały linie lotnicze, nauczyciele, a niedawno sektor gastronomiczno-hotelarski. Wszyscy domagają się respektowania praw i wyższych stawek.
- W Norwegii prawo do strajku przysługuje co dwa lata. Co dwa lata odbywają się negocjacje związkowe i wtedy siadają dwie strony do stołu - pracownicy i pracodawcy, obie strony wspierane przez związki zawodowe. Branża budowlana wyegzekwowała m.in. podwyżki płacy. Podjęli wspólną walkę przeciwko nieuczciwym pracodawcom. Teraz te ustalenia poddano pod głosowanie związkowców. Wszyscy wiedzą, że nie mogą dziś liczyć na duże podwyżki, ale można wynegocjować polepszenie innych warunków.

- Związki zawodowe wymusiły obecnie na rządzie norweskim wydłużenie okresu tzw. permitteringu do 52 tygodni. Jest to korzystne dla pracownika. Branża budowlana nie została poddana strajkom, bo pracownicy dostali wszystko, co chcieli. W hotelach negocjacje niestety zostały zerwane. A tam się dopiero dzieje... Dotyka to wielu Polek, które tolerują te koszmarne warunki pracy.

Tolerują, bo nie znają języka i nie mają szans na inną pracę na norweskim rynku.
- Tolerują również dlatego, że pomimo wszystko i tak zarabiają więcej niż w Polsce. Ale my dziś jesteśmy największą grupą narodowościową w Norwegii. Jeżeli będziemy akceptować takie traktowanie i takie warunki pracy, to będzie tylko gorzej. Dzisiaj już Norweg mówi do Norwega - jeżeli nie ty, to wezmę za ciebie Polaka.

Dlaczego nasi rodacy się nie szanują?
- No właśnie! Dlaczego zgadzacie się na pracę bez dodatku za nadgodziny, dlaczego macie najniższe stawki? Żaden Norweg się na to nie zgodzi, żaden Niemiec. Widziałam ostatnio ogłoszenie o naborze do pracy z Irlandii. Oferowano w nim 200 koron/h na dzień dobry plus za dojazdy i mieszkanie. Dlaczego polski pracownik tego nie dostanie? Mógłby. Ale my przyjedziemy tutaj nawet za 50 koron na godzinę.

50 koron to szokująca stawka! Aż niewiarygodne, że ktoś może tyle zarabiać w kraju, który jest tak drogi.
- O tak! Norwegowie są poirytowani i często pytają, dlaczego Polacy to robią. Poza tym to właśnie obcokrajowcy, w tym Polacy nie należą do związków zawodowych, nie walczą o lepsze warunki zatrudnienia. Jeżeli dzisiaj osłabimy system związków zawodowych w Norwegii, to dojdzie do sytuacji jak w USA czy Wielkiej Brytanii, że związki zawodowe nie będą miały siły przebicia. I wtedy Polak nie dostanie najniższej krajowej i do tego nie będzie się miał komu poskarżyć.

Dziękuję za rozmowę.

-------

Związki zawodowe w Norwegii

- W Norwegii każda branża ma swoje związki zawodowe, a wszystkie skupione są w Norweskiej Zjednoczonej Federacji Związków Zawodowych zwanych Fellesforbundet (www.fellesforbundet.no); strona dostępna też w języku polskim;

- Informacje można też uzyskać, również w języku polskim, na stronie LO (www.lo.no), czyli centrali związków, która jest organizacją ogólnokrajową.

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »