Namiastka zawodu, ale za dobre 1200 funtów

Trochę skomplikowany to tytuł, ale tak właśnie określa swą pracę w Anglii bohater tekstu. Z zawodu jest stolarzem, a tam naprawia europalety. Szczyt jego marzeń to nie jest, lecz co zrobić, gdy ma się rodzinę na utrzymaniu. Więc najważniejsze, że może tam zarobić.

Pan Bartłomiej pochodzi z wioski pod Wolsztynem w Wielkopolsce. Już osiem lat temu wyjechał do Anglii "by się trochę rozejrzeć." Krewni jego żony mieszkali w Luton, czyli mieście położonym około dwudziestu kilometrów od peryferii Londynu. Jako ciekawostkę podaje, że mieszka tam wielu muzułmanów, których liczba szybko rośnie.

Konkurencja mu niepotrzebna

Gdy trafił do tego miasta, pracował w nim oraz w Londynie w kilku miejscach, chciał jednak zajmować się stolarką. Jest bowiem stolarzem, jak twierdzi dobrym, a w każdym razie od dziecka lubił majstrować przy drewnie. Tu ma tego namiastkę, dzięki znajomemu trafił bowiem do firmy, która zajmuje się naprawą europalet.

Reklama

Znajduje się na wsi pomiędzy Luton, a Londynem. Prosi, by nie podawać nazwy tej miejscowości, gdyż dość dobrze tam zarabia i nie ma zamiaru robić sobie konkurencji. W każdym razie w całym kraju jest sporo takich małych firm, zajmujących się naprawą europalet, co na początku pobytu w Anglii trochę go zdziwiło.

- Gdy dowiedziałem, że jest taki zakład i mogę tam iść pracować, to naprawdę trochę się zdziwiłem - wspomina. - Sądziłem, że w takim bogatym kraju nikt uszkodzonych europalet nie naprawia, tylko od razu wywala i kupuje nowe. Lecz okazuje się, że część uszkodzonych naprawiać się jednak opłaca.

To już 6 lat

W tym zakładzie pracuje od sześciu lat. Oprócz niego na hali (zresztą dość niewielkiej) jest jeszcze pięciu pracowników. Jeszcze jeden Polak - Tomasz, pozostali to Anglicy. I choć o pracowitości tych ostatnich w naszym kraju mówi się różnie, to on jednak ich chwali.

- Dobrze pracują, to zresztą starzy pracownicy, od lat - opowiada. - Inna sprawa, że ja i Tomek znacznie chętniej zostajemy po godzinach, czy jak trzeba, to przychodzimy w soboty. Faktem jest, że ich do tego trudno namówić.

Uszkodzone palety zwożone są z całej okolicy. Z samochodów zdejmuje się je za pomocą wózka widłowego, który przewozi je do hali. Tam pracownicy (pracujący parami) ściągają je, układają na stołach i naprawiają. Dodamy, że do tego używane są narzędzia pneumatyczne. Nikomu do głowy nie przyszłoby wbijać tam gwoździ za pomocą młotków. Pozbijane europalety wkładane są z powrotem na wózek, który odwozi je na samochód. Słowem, proste zajęcie i - tak jak pisaliśmy na początku - nie jest to szczyt jego marzeń, ale przynajmniej pracuje przy drewnie. Najważniejsze, że pensja jest niezła.

Nie muszą liczyć od pierwszego do pierwszego

Od początku jest tam zatrudniony na kontrakcie. Zarabia około 1200 funtów na rękę. Dokładnej sumy nie poda, bo ta się zmienia w zależności od przepracowanych dni w miesiącu oraz liczby nadgodzin. W każdym razie jemu wystarcza na jego potrzeby i na utrzymanie rodziny.

Gdy zaczął w tym zakładzie pracować, ściągnął bowiem swoją żonę z synem. Ona trochę pracowała przez agencje pośrednictwa pracy, pół roku temu urodziła drugiego synka i w tej chwili jest "na socjalu." Ich łączne dochody wystarczają na to, by wynajmować w Luton szeregowy domek z trzema pokojami i w ogóle na spokojne życie, jak to mówią - bez liczenia każdego funta od pierwszego do pierwszego.

Damian Szymczak

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »