Na norweskich budowach pełno Polaków

Nasi rodacy stanowią obecnie największą grupę wśród imigrantów zatrudnionych w norweskim budownictwie. Musimy się jednak liczyć z coraz większą konkurencją ze strony pracowników ze Szwecji, Litwy, Łotwy i Estonii.

Na norweskim rynku widać też więcej Rumunów i Bułgarów. Dotyczy to nie tylko szeregowych pracowników, ale również i firm zakładanych w Norwegii przez obywateli tych państw. W dalszym ciągu dominują jednak Polacy.

Każdego miesiąca wejściem na norweski rynek zainteresowanych jest od kilkunastu do kilkudziesięciu polskich przedsiębiorstw budowlanych. Wśród norweskich inwestorów zyskaliśmy miano taniej i solidnej siły roboczej. Przyczyniła się do tego dobra ocena działalności polskich firm oraz rozpowszechniony pogląd o niskich kosztach zatrudnienia pracowników znad Wisły.

Reklama

Nie tylko przez agencje

Norweskie agencje rekrutujące pracowników z branży budowlanej wykorzystują potencjał drzemiący w polskiej sile roboczej obecnej na miejscu. Na przestrzeni ostatnich kilku lat wielu naszych rodaków nabyło w tym kraju spore doświadczenie oraz certyfikaty poświadczające ich kwalifikacje zawodowe.

Szansę na zatrudnienie w Norwegii mają też osoby, które nie miały jeszcze okazji pracować w krainie fiordów. Pracowników nad Wisłą poszukują zarówno polskie, jak i norweskiego firmy. Problem w tym, że raczej unikają one otwartych rekrutacji. O zatrudnieniu decydują najczęściej znajomości i nieformalne kontakty. Pracownicy szukani są też wśród znajomych osób pracujących w Norwegii. Ryzyko zatrudnienia niewłaściwej osoby i wysokie koszty rekrutacji pracowników powodują, że norweski pracodawca woli zdać się na opinię polskiego brygadzisty, który znajdzie dla niego odpowiednią osobę.

Polscy przedsiębiorcy działający w norweskiej branży budowlanej zajmują się najczęściej remontami i przebudową drewnianych domów. Przy dużych kontraktach dotyczących realizacji większych projektów nasze firmy występują w charakterze podwykonawcy.

Kto zarobi najwięcej?

Nasi rodacy zatrudnieni legalnie na norweskich budowach zarabiają w granicach 156-170 koron na godzinę. W zależności od liczby godzin pracy, ich miesięczna płaca oscyluje pomiędzy 20-30 tys. koron. Zarobki te są w dalszym ciągu mniejsze niż to, na co mogą liczyć norwescy fachowcy. Zgodnie z taryfikatorem płacowym obowiązującym w tej branży, doświadczony pracownik zatrudniony na norweskiej budowie musi zarobić co najmniej 174 korony na godzinę. W przypadku pracowników niewykwalifikowanych stawki te są odpowiednio niższe. I tak osoba z co najmniej rocznym doświadczeniem w zawodzie dostanie 163,20 koron na godzinę. Stawka pracownika niewykwalifikowanego bez doświadczenia wynosi 156,60 koron.

Największe szanse na norweskim rynku budowlanym mają firmy z doświadczeniem, mogące pochwalić się udanymi zleceniami w Norwegii lub innym kraju skandynawskim. Nasi rodacy szukający pracy na norweskich budowach muszą się jednak liczyć z konkurencją ze strony Szwedów. Mają oni nad nami sporą przewagę z racji bliskiego sąsiedztwa i pokrewności języka. Mogą też liczyć na większą przychylność norweskich pracodawców.

Pracują na czarno

Pomimo dużego zainteresowania pracownikami z Polski około 30 proc. naszych rodaków zatrudnionych w norweskim budownictwie nadal pracuje na czarno. Odsetek ten jest jeszcze większy w okolicach Oslo. Według szacunków Instytutu Fafo sięga on tam nawet 40 proc. Norweskie związki zawodowe zaapelowały do Inspekcji Pracy i władz skarbowych w Oslo o zaostrzenie kontroli na budowach. Takie grzechy jak nielegalne zatrudnianie i zaniżanie stawek poniżej norm określonych w branżowych taryfikatorach płacowych, są w tym sektorze dość powszechne.

Jednym z pomysłów na ograniczenie szarej strefy w budownictwie jest wprowadzenie ulgi remontowej. Rząd chce w ten sposób zachęcić Norwegów do tego, by wykonujących dla nich usługi fachowców zatrudniali legalnie. Pomysł ten pojawił się po tym, jak okazało się, że jeden na trzech Norwegów płacił, bądź nie wyklucza zapłacenia zleceniobiorcy za pracę na czarno. Nie bez winy są tu sami fachowcy, którzy mając do wyboru większe pieniądze rezygnują z legalnego zatrudnienia. Szarą strefę zasilają najczęściej malarze, stolarze i cieśle oraz osoby wykonujące prace ziemne. Norwegowie najmniej skłonni są płacić "pod stołem" hydraulikom i elektrykom. Co ciekawe, większość zleceń wykonywanych na czarno dotyczy najczęściej drobnych prac. Inaczej jest w przypadku większych remontów. Wszystko przez to, że wtedy na zrealizowanie niektórych prac trzeba mieć pozwolenie z gminy.

Zatrudniają bez kwalifikacji

Polacy zatrudnieni na norweskich budowach narażeni są potencjalnie na większe niebezpieczeństwo niż ma to miejsce w przypadku miejscowych pracowników. Wielu pracodawców nie przestrzega obowiązujących w tym kraju surowych zasad bezpieczeństwa. Norweskie firmy budowlane nie przywiązują dostatecznej wagi do reguł zakreślonych w przepisach BHP. Wychodzą z założenia, że cudzoziemcy przyzwyczajeni są do pracy w innych warunkach. Wobec pracowników zagranicznych nagminnie stosuje się inne zasady bezpieczeństwa, niż wobec pracujących na budowach Norwegów.

Pracodawcy decydują się też na coraz częstsze zatrudnianie osób nieposiadających kierunkowego wykształcenia, bo są tańsze od osób z kwalifikacjami i doświadczeniem. Związkowcy obawiają się, że przyczyni się to nie tylko do obniżenia jakości wykonywanej pracy, ale także do zaprzestania kształcenia pracowników budowlanych.

Zmiany przepisów ograniczających możliwość podejmowania pracy w branży budowlanej przez osoby, które nie posiadają formalnego wykształcenia kierunkowego domaga się Partia Pracy (AP). Wyjątek mógłby być robiony jedynie dla tych pracowników, którzy co prawda dyplomem okazać się nie mogą, ale mają wieloletnie doświadczenie i w ten sposób zdobyli niezbędną wiedzę. - Na placach budów pojawia się coraz więcej osób bez wykształcenia. Pracodawcy szukają oszczędności, co czasami ma fatalne skutki. Musimy odzyskać szacunek dla kompetencji zawodowych. Chodzi też o przeciwdziałanie dumpingowi socjalnemu. Jak norweskie firmy zatrudniające wykształconych pracowników mają konkurować z polskimi, niewykształconymi robotnikami, którzy mieszkają po 10 osób w jednym baraku? - alarmuje Raymond Johansen, sekretarz AP. Czy zmiany w przepisach są możliwe? Tak, ale pod warunkiem, że będą one zgodne z ogólno unijnym prawem i nie będą sprzeczne z zasadą swobodnego przepływu pracowników.

Uwaga na fikcyjne oferty!

Polacy szukający zajęcia w Norwegii za pośrednictwem internetu powinni zachować szczególną ostrożność. Oszuści zamieszczający w sieci oferty pracy w budownictwie podszywają się pod znane koncerny budowlane takie jak Skanska. Zainteresowane osoby wierząc, że mają do czynienia z wiarygodną firmą, wpłacają na konta oszustów wskazane kwoty. Po dokonaniu przelewu kontakt z rzekomym pracodawcą urywa się, a pieniądze przepadają.

Najlepszym źródłem zleceń dla fachowców remontujących domy i mieszkania w Norwegii jest strona internetowa www.mittanbud.no. To największy portal ze zleceniami w tym kraju. Właścicielem witryny jest dziennik Verdens Gang (VG). Osoby, które chcą zarejestrować zlecenie do wykonania uzupełniają na stronie dane o zleceniu wpisując następujące kategorie: nazwa, opis, typ zlecenia, załączając rysunki i inne materiały oraz podając dane kontaktowe. Potem wystarczy już tylko czekać na oferty ze strony wykonawców. Ogłoszenie jest dostępne w serwisie przez 45 dni, chyba, że zleceniodawca sam je wcześniej wycofa. Zleceniodawcy nie uiszczają opłat za publikację zleceń. Firmy, które chcą mieć dostęp do zleceń publikowanych na mittanbud.no muszą zarejestrować się w serwisie i uiścić opłatę w wysokości od 990 koron miesięcznie.

Na brak pracy nie narzekają nasi rodacy ogłaszający się w lokalnych gazetach. Polacy zamieszczają tam najczęściej krótkie ogłoszenia o następującej treści: "drobne remonty", "malowanie, szpachlowanie", "kładzenie płytek" itp. Anonse te cieszą się dużym zainteresowaniem wśród Norwegów. Znaczącą rolę w zdobywaniu zleceń odgrywa też poczta pantoflowa. Największą barierą utrudniającą znalezienie pracy w tym kraju jest nieznajomość języka. Aby dogadać się z norweskim pracodawcom wystarczą często podstawy angielskiego.

Maciej Sibilak

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »