Berliner Zeitung o polskich opiekunkach: Mają głodowe pensje

Zależnie od perspektywy praca polskich opiekunek w Niemczech jest piekłem albo normalnie opłacanym zajęciem przynoszącym zadowolenie - pisze "Berliner Zeitung".

"Pracują na okrągło, mają głodowe pensje, nie są ubezpieczone, ledwo mówią po niemiecku i są źle wykształcone - tak wiele osób w Niemczech postrzega wschodnie Europejki, które ściągane są do opieki nad członkami rodziny wymagającymi pomocy przez 24 godziny na dobę" - pisze stołeczny dziennik "Berliner Zeitung" w artykule "Zadowolone na okrągło".

Ta forma opieki cieszy się wątpliwą opinią, raz po raz ujawniane są bowiem przypadki katastrofalnego wykorzystywania opiekunek.

Praca za trzech

Złą sławę pracy w prywatnych gospodarstwach domowych potwierdziło badanie przeprowadzone w 2014 roku przez Związek Zawodowy Pracowników Usług Verdi. Wykazało ono, że opiekunki są obciążone w ekstremalnym stopniu. Przeciętnie pracują po 10 godzin dziennie, a ich zarobek jest "katastrofalny" - oceniła bliska związkom zawodowym Fundacja im. Hansa Böcklera. Ta sama fundacja obliczyła, że nawet gdyby dotrzymywano dopuszczalnego ustawowo 48-godzinnego tygodnia pracy, potrzebne byłyby co najmniej trzy osoby, by zapewnić całodobową opiekę nad pacjentem. Polki są same. "Ile wschodnioeuropejskich obywatelek pracuje w Niemczech przy opiece nad starszymi i chorymi, nie wiadomo. Według szacunków Verdi od 115 tys. do 300 tys. osób - pisze "Berliner Zeitung".

Reklama

Normalna, respektowana praca

Do diametralnie innych wniosków doszło badanie przeprowadzone przez Akademię Ochrony Zdrowia i Studiów Społecznych (BAGSS) w Kraju Saary. Od maja 2016 do kwietnia 2017 zbadano sytuację blisko tysiąca osób zatrudnionych przy całodobowej opiece w gospodarstwach domowych. Analiza wykazała, że czas pracy wynosi średnio 6 godzin i 47 minut dziennie, co odpowiada 45-godzinnemu tygodniowi pracy. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie kształtuje się na poziomie 1200 euro plus wyżywienie i dach nad głową. Według zleceniodawców badania odpowiada to "normalnej" miesięcznej pensji w wysokości 2 tys. euro brutto. Tylko około 10 proc. ankietowanych przyznało, że pracuje na czarno, co jednak autorzy badania uważają za mało wiarygodne. Ponadto większość ankietowanych uznała swoje warunki pracy za "fair", 87 proc. badanych opiekunek stwierdziło, że rodzina, w której pracują, traktuje je z szacunkiem, a 77 proc., że "ich własne życzenia co do miejsca pracy zostały całkowicie lub częściowo spełnione".

"Berliner Zeitung" przytacza też wniosek autorów badania: "Podsumowując, w oparciu o samoocenę polskich opiekunek nie mogła zostać stwierdzona szczególna niesprawiedliwość czy wręcz nieludzkie traktowanie. (...) Co nie wyklucza występowania innej sytuacji w pojedynczych przypadkach". Bez komentarza gazeta wspomina, że badanie zostało przeprowadzone na zlecenie stowarzyszeń branży opiekuńczej.

Szczególny przypadek - Berlin

"Znacznie bardziej krytycznie będą oceniane wyniki tego badania w Berlinie, przynajmniej przez fachowców, którzy troszczą się o personel opiekuńczy z zagranicy" - pisze "Berliner Zeitung". Takim fachowcem jest Monika Fijarczyk z poradni Niemieckich Związków Zawodowych dla "pracowników oddelegowanych, korzystających ze swobody przemieszczania się obywateli UE i samozatrudnionych z nieokreślonym statusem zatrudnienia", znanej jako BEB. Klientami placówki są głównie opiekunki z krajów Europy Środkowej i Wschodniej, które zawierają umowę o pracę w swojej ojczyźnie i wysyłane są do Niemiec.

"Osoby, które do nas dzwonią, są często zrozpaczone" - cytuje gazeta Monikę Fijarczyk. Często pracują w Berlinie, a stolica Niemiec jest szczególnym przypadkiem. "W innych regionach Niemiec rzadko pracuje się jeszcze na czarno. Zupełnie inaczej jest w Berlinie" - mówi Fijarczyk.

"Berliner Zeitung" wyjaśnia, że praca na czarno ma w stolicy Niemiec długą tradycję - już w latach 90-tych ze względu na bliskość do Polski wiele kobiet sprzątało i opiekowało się chorymi i niedołężnymi, "oczywiście na czarno, bo nie miały oficjalnie dostępu do niemieckiego rynku pracy". Po zniesieniu biurokratycznych przeszkód wiele próbowało zalegalizować swoje zajęcie, ale - jak przyznaje pracowniczka BEB - "nie we wszystkich przypadkach to się powiodło".

Skargi, z jakimi kobiety zgłaszają się do placówki, pokrywają się niemal w stu procentach ze stereotypową złą sławą, jaką cieszy się "branża prywatnej opieki": zbyt długi czas pracy, zbyt dużo pracy, za mało przerw, marna płaca i oczekiwanie, że opiekunka będzie właściwie pomocą domową, zawsze i wszędzie do dyspozycji. "To wszystko za 800 euro miesięcznie. To jest rzeczywistość, a nie płaca minimalna" - mówi Fijarczyk.

Rocznie do placówki wpływa ok. 2 tys. skarg, jedna trzecia z nich pochodzi od zatrudnionych w branży opiekuńczej, a większość skarg z Berlina.

"A jak wygląda rynek opiekuńczy w Polsce?" - zastanawia się "Berliner Zeitung" i odpowiada: "Ze względu na niskie płace dobrze wykształcony personel emigruje. Opiekę w Polsce przejmują opiekunki z Białorusi albo Ukrainy, na warunkach, na które Polacy się nie zgadzają".

opr. Elżbieta Stasik

Deutsche Welle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »