Wędrówka ludów

Migracje zagraniczne to zjawisko na trwałe wpisane w historię Polski. Za okres nasilonego odpływu uznaje się zwykle dekadę lat osiemdziesiątych. W istocie, w latach 1980-1989 z Polski wyemigrowało ok. 1,2 mln osób - z czego 1,1 mln osób wyjechało na dłużej niż dwa miesiące, ale krócej niż rok.

Zmiany związane z przełomem 1989 r., a zwłaszcza liberalizacja zasad ruchu granicznego nie zmieniły w sposób drastyczny skali mobilności, a jedynie wpłynęły na jej formy i strukturę. W szczególności, nie nasiliła się skala emigracji osiedleńczych - przeciwnie rozmiary tej formy mobilności znacznie się zmniejszyły. Wzrosła natomiast skala wyjazdów krótkookresowych, trwających średnio kilka tygodni.

Współczesna mobilność zagraniczna Polaków

Paradoksalnie, wraz ze zniesieniem ograniczeń w ruchu międzynarodowym (zwłaszcza w sferze polityki paszportowej i wizowej) zmalały szanse statystycznej oceny zjawiska mobilności, a dodatkowym utrudnieniem jest zmiana charakteru migracji - z osiedleńczej na czasową - przy czym ta ostatnia jest bardzo trudno uchwytna w sensie statystycznym.

Reklama

Tym niemniej, odwołanie się do różnych danych pozwala w przybliżeniu ocenić skalę współczesnych migracji Polaków. Według danych rejestrowych, w latach 1990-2004 Polskę opuściło ok. 330 tys. emigrantów. Tak niewielka liczba to konsekwencja przyjmowanych rozwiązań metodologicznych: za emigranta uznaje się osobę, która opuszcza kraj z zamiarem osiedlenia się za granicą i wymeldowuje się z pobytu stałego.

Oficjalne dane migracyjne mówią niewiele o współczesnych migracjach z Polski. Znacznie lepszy obraz można uzyskać w oparciu o dane spisowe. Powszechny spis ludności z 1988 r. wykazał nieobecność ponad 900 tys. stałych mieszkańców Polski. W 1995 r. liczba ta została oceniona ponownie na ok. 900 tys. osób, czyli 2 proc. populacji.

Według Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań z 2002 r., za granicą przebywało wówczas czasowo 786 tys. osób (1,8 proc. populacji). Jednak dane nie odzwierciedlają w pełni skali zjawiska - w istocie rzeczywista emigracja w tym okresie była większa, bowiem dane spisu ludności nie ujęły osób, które opuściły Polskę po wymeldowaniu się z pobytu stałego (czyli ok. 300 tys. osób). Tym niemniej, wskazują one na interesującą prawidłowość - w badanym okresie liczba migrantów będących stałymi obywatelami Polski, którzy przebywali za granicą była względnie stabilna i wzrosła dopiero po przystąpieniu Polski do UE.

Inne źródła wskazują na wzrost dynamiki migracji z Polski od drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. W oparciu o wyniki Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności, liczbę osób przebywających za granicą dłużej niż 2 miesiące w okresie od II kwartału 1994 do II kwartału 2005 r. można było ocenić na ok. 100 - 300 tys.

Cytowane dane nie obejmują pokaźnej liczby osób, które wyjeżdżają za granicę na krócej niż dwa miesiące. Informacje na ten temat zawierają statystyki resortowe, głównie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, dotyczące ok. 350 - 400 tys. osób, które podejmują za granicą zatrudnienie legalne, na podstawie dwustronnych umów Polski z innymi krajami. Najważniejsza grupa to pracownicy sezonowi zatrudniani w Niemczech na podstawie umowy z 1990 r. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych ich liczba przekroczyła 200 tys., a w 2004 r. osiągnęła poziom 320 tys. Do momentu przystąpienia Polski do UE był to zapewne najważniejszy strumień migracji z Polski.

Przystąpienie Polski do UE zaowocowało nowymi rozwiązaniami instytucjonalnymi - po raz pierwszy Polacy mogą swobodnie podejmować zatrudnienie w wybranych krajach UE. Pomimo tego, że otwarcie rynków pracy miało ograniczony charakter i nie zmieniło uwarunkowań mobilności w sposób drastyczny, to wydarzenie miało duży wpływ na zachowania migracyjne Polaków - szczególnie na wzrost skali mobilności i zmiany w zakresie najważniejszych krajów docelowych.

Ze względu na rozwiązania instytucjonalne wprowadzone po 1 maja 2004 r., pojawiły się dwa nowe źródła danych pozwalające oceniać skalę mobilności. Dzięki regulacji przyjętej w Wielkiej Brytanii (Program Rejestracji Pracowników) wiemy, że od 1 maja 2004 r. do końca września 2006 r. liczba aplikantów z nowych krajów członkowskich wyniosła 510 tys., z czego Polacy stanowili grupę najliczniejszą - ok. 310 tys. osób. Tym samym możemy stwierdzić, że migracje do Anglii są dominujące w strumieniu migracyjnym.

Zbliżony system wprowadzono w Irlandii, choć w tym przypadku statystyki dotyczą numerów identyfikacyjnych wydawanych migrantom z nowych krajów członkowskich (Personal Public Service Numbers) i nie powinny być bezpośrednio odnoszone do danych WRS. Między 1 maja 2004, a końcem października 2006 r. obywatelom krajów UE-8 wydano ok. 290 tys. numerów (Polakom przyznano 174 tys. numerów).

Co wiemy o współczesnych migracjach?

Od momentu przystąpienia Polski do UE tematy migracyjne powróciły na pierwsze strony gazet. Obraz tworzony przez media to wizja niemal exodusu wielu milionów osób, którzy opuszczają Polskę w poszukiwaniu lepszego życia, ale i uciekają przed rzeczywistością w jakiej przyszło im żyć. Dla badacza migracji tego typu wizja jest nie tylko uproszczeniem, ale także wyrazem dalekiego od rzeczywistości przekonania, że we współczesnym świecie migracje są zjawiskiem nietypowym, a dominującą formą mobilności jest zmiana stałego miejsca pobytu i pracy.

W wysoce mobilnej rzeczywistości jednoznaczna ocena skali współczesnej migracji z Polski byłaby bardzo trudna. W sytuacji braku administracyjnej kontroli mobilności i transformacji jej form w kierunku migracji czasowych, liczba Polaków przebywających za granicą z trudem poddaje się ocenie statystycznej, a dodatkowo może się drastycznie zmieniać w odpowiedzi choćby na sezonowość aktywności ekonomicznej w krajach docelowych.

Rozsądnym rozwiązaniem jest analiza poszczególnych form i strumieni migracyjnych, a nie ich agregacja - w ostatnim przypadku w analogiczny sposób traktowalibyśmy osoby, które wyjeżdżają za granicę na stałe i te, które rokrocznie spędzają tam zaledwie kilka tygodni. Tego typu kumulacja doprowadziłaby nas do liczby wielu milionów osób, które rzekomo opuściły Polskę.

Bardzo istotna jest identyfikacja kluczowych cech jakościowych współczesnej migracji z Polski. Po pierwsze, dominującą formą mobilności są migracje zarobkowe, związane z podejmowaniem zatrudnienia za granicą. Po drugie, coraz wyraźniejsza jest dominacja migracji czasowych. W tym kontekście trudno traktować współczesne migracje Polaków jako definitywny odpływ i stratę dla gospodarki i społeczeństwa. Po trzecie, następuje stopniowa zmiana portfolio krajów docelowych: Niemcy tracą dominującą pozycję na rzecz Wielkiej Brytanii i Irlandii, a coraz większe znaczenie odgrywają kraje Europy Południowej.

Współczesna migracja z Polski jest domeną ludzi relatywnie dobrze wykształconych. Migranci docierają przede wszystkim do drugorzędnych sektorów rynków pracy w krajach docelowych i podejmują typowo "imigranckie" prace w budownictwie, rolnictwie, hotelarstwie czy usługach domowych.

"Drenaż mózgów" czy "marnotrawstwo mózgów"?

Polska jest zwykle traktowana jako kraj narażony na odpływ osób o wysokich kompetencjach. Taka sytuacja miała miejsce w latach osiemdziesiątych - oceniano, że liczba emigrujących specjalistów w tym była w przybliżeniu równa jednej czwartej rocznika absolwentów wszystkich wyższych uczelni w Polsce.

Sytuacja uległa zmianie w okresie transformacji: począwszy od 1990 r. wzrastał udział osób o najniższym poziomie wykształcenia, zaś malał - najwyższym poziomie wykształcenia. Struktura migrantów zaczęła się ponownie zmieniać w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, co miało związek z dokonującym się przełomem edukacyjnym oraz z kryzysem ekonomicznym i pogarszającą się sytuacją na polskim rynku pracy. Aktualne dane wskazują, że istotnie ma miejsce pozytywna selekcja wyjeżdżających z Polski.

Struktura migrantów ma ścisły związek ze zmianami w zakresie krajów docelowych. Przypadek Wielkiej Brytanii jest szczególny - wśród migrantów do tego kraju, którzy wyjechali po 1997 r., udział osób z wykształceniem wyższym wynosił 25 proc. (w przypadku Niemiec 11 proc.). Ocenia się, że obecnie udział osób dysponujących dyplomem ukończenia wyższej uczelni może w przypadku migracji do Wielkiej Brytanii sięgać nawet 30 proc. Krajem o tradycyjnie dużym udziale migrantów z wyższym wykształceniem są Stany Zjednoczone.

To, że mamy do czynienia z pozytywną selekcją wyjeżdżających z Polski nie wskazuje na to, aby miał miejsce opisywany przez media "drenaż mózgów". Po pierwsze, należy pamiętać, że struktura migrujących odzwierciedla zwykle strukturę populacji, z której pochodzą wyjeżdżający.

Jeśli uwzględnimy fakt, iż największa skłonność do mobilności dotyczy osób młodych i od 1989 r. poprawił się poziom wykształcenia młodszej części populacji Polski, nie może zaskakiwać fakt, że udział migrantów z wyższym wykształceniem jest coraz większy. Po drugie, migracje osób z wyższym wykształceniem zdają się mieć charakter nie tyle drenażu, co raczej odpływu pewnych nadwyżek. Mówimy przecież o osobach, które pomimo posiadania formalnych kwalifikacji nie są w stanie znaleźć satysfakcjonującej pracy na polskim rynku.

Migranci, którzy wyjeżdżają za granicę skuszeni lepszymi ofertami pracy stanowią niewielki odsetek wyjeżdżających. Po trzecie, określenie drenaż mózgów jest problematyczne także dlatego, iż zwykło się je stosować w odniesieniu do migracji wysokiej klasy specjalistów (mówi się wówczas o wymianie mózgów), którzy zmieniają kraj zamieszkania, ale wykonują ten sam lub zbliżony zawód.

Jak wskazuje doświadczenie, wyjeżdżający Polacy - nawet wówczas, gdy dysponują wysokimi kwalifikacjami - trafiają do zawodów czy sektorów, które nie wymagają ani wyższego wykształcenia ani specjalistycznych kwalifikacji. Tego typu migracje można nazwać raczej "marnotrawstwem mózgów", gdyż prowadzą do deprecjacji kapitału ludzkiego. Pojęcie "drenaż mózgów" implikuje istnienie pewnej nieodwracalnej straty. W istocie większa część współczesnych migracji z Polski ma charakter czasowy.

Pobyt za granicą może prowadzić wręcz do korzyści, zwłaszcza jeśli wiąże się z szansą podnoszenia kwalifikacji. W przypadku wielu zawodów (choćby w sferze nauki czy międzynarodowego biznesu) mobilność stała się swoistym imperatywem i koniecznym warunkiem udanej kariery zawodowej. W tym kontekście blokowanie czy hamowanie mobilności może mieć negatywny wpływ na procesy społeczno-ekonomiczne w kraju wysyłającym migrantów.

Mobilność specjalistów w globalnej przestrzeni migracyjnej

Kwestia mobilności osób o wysokich kwalifikacjach nie jest bynajmniej tematem nowym, ani domeną Polski i krajów słabiej rozwiniętych. Przeciwnie - warto wspomnieć, iż sam termin "drenaż mózgów" pojawił się na początku lat sześćdziesiątych w analizach odnoszących się do odpływu specjalistów z Wielkiej Brytanii. Jednak bez wątpienia jego znaczenie wzrosło w ostatnich dwóch dekadach. Wówczas w Europie zaczęto dostrzegać wzrost udziału cudzoziemskich pracowników na stanowiskach wymagających wysokich kwalifikacji.

Większość krajów wysoko rozwiniętych aktywnie wspierało imigrację osób wysoko wykwalifikowanych. W efekcie w Australii, Kanadzie, Nowej Zelandii, Szwecji czy Wielkiej Brytanii zwiększył się udział tych osób wśród nowych imigrantów. Wśród krajów wysoko rozwiniętych pojawiła się agresywna rywalizacja o wysoko wykwalifikowanych imigrantów. Porównanie "atrakcyjności imigracyjnej" poszczególnych krajów wskazuje, iż największą siłę przyciągania ma obecnie Australia i Norwegia. Z krajów UE w czołówce znalazły się Wielka Brytania, Szwecja, Włochy i Holandia, a najniżej w rankingu Francja, Portugalia, Niemcy, Belgia, Finlandia i Austria.

Nasilona od kilkunastu lat rekrutacja pracowników wysoko wykwalifikowanych sprawia, że zaczynają oni odgrywać większą rolę w niektórych sektorach gospodarki. Znaczenie cudzoziemskich specjalistów jest szczególnie duże w przypadku Stanów Zjednoczonych. Dane pochodzące z początku dekady wskazują, że udział cudzoziemców zatrudnionych w sektorze np. IT był bliski 20 proc. (Szwajcaria - 19,3 proc., USA - 18,3 proc.), a w innych państwach wynosił ok. 10 proc. (Austria - 8,3 proc., Wielka Brytania - 6,5 proc., Niemcy - 5,7 proc.).

Bardzo ważnym czynnikiem jest pojawienie się nowych kwalifikacji, które relatywnie słabo podlegają kontroli i dzięki temu w niewielkim stopniu poddają się ograniczeniom mobilności. Najlepszym przykładem są technologie informatyczne.
Bardzo dynamiczny rozwój tej dziedziny sprawił, że nastąpiło umasowienie mobilności specjalistów IT i zarazem bardzo silna konkurencja w wymiarze globalnym.

Na początku XXI wieku branże związane z IT stały się wysoce dynamicznym i mobilnym sektorem przemysłu. Jednocześnie pojawiły się niedobory tego typu pracowników, co skłoniło rządy do zmiany polityki imigracyjnej. Migracje osób wysoko wykwalifikowanych to przede wszystkim "klasyczna" mobilność z Południa na Północ.

Jednak obserwuje się znaczące przepływy w obrębie krajów wysoko rozwiniętych. Większość z tych migracji ma charakter czasowy, dlatego coraz częściej wykorzystuje się pojęcie cyrkulacji mózgów, a nie "drenażu mózgów". Jest to istotne, gdyż wiele badań pokazuje, że skala "drenażu" jest znacznie przeszacowana, a to głównie za sprawą nieuwzględniania dużej liczby migracji powrotnych. Dodatkowo, mobilność specjalistów pozwala niektórym krajom włączać się do globalnego przemysłu IT.

Migracje specjalistów nie muszą mieć wymiaru negatywnego (brain drain). Przeciwnie - mogą mieć charakter pozytywny (brain gain).

Czy można zatrzymać odpływ specjalistów?

Niezależnie od nasilonej debaty medialnej, trudno jest ocenić skalę i strukturę współczesnych migracji specjalistów z Polski. Jak dotąd nie ma wiarygodnych i pogłębionych danych na temat mobilności pracowników wysoko wykwalifikowanych. W szczególności brakuje wiarygodnych informacji o odpływie osób wysoko wykwalifikowanych w okresie, w którym nasiliła się fala wyjazdów z Polski. Jednak ten stan rzeczy znacznie ogranicza możliwości oceny sytuacji, przewidywania rozwoju wydarzeń w przyszłości, a także formułowania rekomendacji czy zaleceń w sferze polityki migracyjnej. Specjaliści IT są - obok pracowników służby zdrowia - grupą zawodową, w przypadku której występuje najbardziej aktywny werbunek w krajach wysoko rozwiniętych. Wydaje się jednak, że potencjał migracyjny w grupie specjalistów informatycznych jest relatywnie niewielki i ogranicza się do osób o najwyższych kwalifikacjach, takich które mogą liczyć na wysokie pozycje zawodowe za granicą.

Wynika to z faktu, iż informatycy osiągnęli w okresie transformacji spektakularny sukces i zostali docenieni na rynku pracy, a ponieważ sam sektor wciąż bardzo dynamicznie się rozwija - w najbliższych latach można liczyć na znaczną absorpcję absolwentów odpowiednich studiów przez rynek pracy. Warto zdawać sobie sprawę, iż we współczesnym świecie i demokratycznym systemie politycznym nie da się powstrzymać mobilności. W dobie globalizacji mobilność pracowników wysoko wykwalifikowanych jest zjawiskiem nieuniknionym. Kraje wysoko rozwinięte mają przewagę w możliwościach wykorzystania kapitału ludzkiego. Dynamika procesu wiąże się z bardzo szybkim rozwojem nowych technologii, sektora usług oraz z lepszymi możliwościami w sferze komunikacji. W tej sytuacji mobilność osób z wysokimi kwalifikacjami staje się nie tylko nieodłącznym elementem kariery zawodowej, ale zapewnia również wysoką efektywność i konkurencyjność gospodarki.

W tym kontekście warto zadać pytanie o przyszłą skalę odpływu i potencjalne środki zaradcze. Biorąc pod uwagę warunki oferowane w Polsce i na zagranicznych rynkach pracy, należy oczekiwać, że potencjał migracyjny będzie bardzo duży przez następnych kilka, a może nawet kilkanaście lat. Dodatkowo jest on wzmacniany przez masową akcję rekrutacyjną. Do niedawna kraje UE nie były atrakcyjne dla pracowników wysoko wykwalifikowanych, którzy w ogromnej większości wyjeżdżali do tradycyjnych krajów imigracji (USA, Kanada, Australia). Na skutek zmian w sferze polityki migracyjnej atrakcyjność jest coraz większa, co stwarza dodatkowe ryzyko odpływu specjalistów z Polski.

W obliczu przedstawionych faktów można stwierdzić, że nie da się zatrzymać odpływu. Jednak można wpływać na jego skalę, wzmacniać tendencje do migracji powrotnych oraz rekrutować pracowników z zagranicy. W tym pierwszym wymiarze, kluczowe znaczenie miałoby stworzenie odpowiednich warunków pracy i rozwoju zawodowego.

Doświadczenie Tajwanu, Korei i Irlandii wskazuje, że skala powrotów zależy w dużej mierze od otwarcia gospodarek i polityki wspierającej krajowe inwestycje w sektor badań i rozwoju (B+R). Kraje o dobrze rozwiniętej infrastrukturze mają o wiele większe szanse na przyciągnięcie emigrantów i zachęcenie ich do powrotu.

Kluczowe znaczenie ma także tworzenie systemu zachęt dla cudzoziemców, którzy mogliby wypełniać ewentualne luki na rynku pracy. Tego typu programy czy systemy rekrutacyjne działają w wielu krajach wysoko rozwiniętych. Polska jest jednym z niechlubnych wyjątków.

Paweł Kaczmarczyk

Gazeta Małych i Średnich Przedsiębiorstw
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »